niedziela, 31 sierpnia 2014

Epilog.




Miłości nie zabierze nam nikt...



Śnieg pokrył cały Dortmund. Światełka i inne bożonarodzeniowe ozdoby dodawały urok dzisiejszemu dniu. Zapach przyrządzanych przez dziewczyny potraw roznosił się po całym domu. Uśmiech na twarzy każdego z dzieciaków był bezcenny. Tylko czekaliśmy, aż w końcu nadejdą święta. Razem z Łukaszem nakryliśmy do stołu, gdy dzieciaki się bawiły bądź spały.
- Nawet ładnie nam to wyszło - wyszczerzył się Piszczu
- Po prostu nakryłeś do stołu, czym ty się tak podniecasz? - zaśmiałem się.
- Świętami Reus, świętami - wyjaśnił - To najpiękniejszy czas, który możemy spędzić z rodziną. Jeden dzień w którym piłka schodzi na dalsze tory i najważniejsi są bliscy. - dodał po chwili.
Uśmiechnąłem się do niego, przepraszając go na chwilę. Założyłem kurtkę i wyszedłem przed dom. Na całej ulicy było słychać jakieś rozmowy z domów. Wszyscy spędzali ten czas razem. Kochałem to. Kochałem święta.
- Dlaczego wyszedłeś? - usłyszałem głos Majki za plecami
- Chciałem chwilę pooddychać świeżym powietrzem - wytłumaczyłem. Objąłem blondynkę w pasie i ucałowałem ją w głowę.
- Dzieciaki się o ciebie pytają, bo chcą z wami szukać pierwszej gwiazdki - powiedziała. Uśmiechnąłem się delikatnie i wraz z żoną wszedłem z powrotem do domu. Ściągnąłem swoją kurtkę i od razu skierowałem się do dzieciaków. Wziąłem Erika jak i Sarę na kolanach i razem wypatrywaliśmy pojawienia się jej.
- I co widzicie? - zapytał z uśmiechem Łukasz przyglądając się im.
- Nie - jęknęła Sarcia
- Zaraz się pojawi - powiedziałem
Piszczu po chwili poszedł pomóc dziewczyną znieść dwanaście potraw na stół. W pewnym momencie sam poczułem się jak mały dzieciak. Przypomniało mi się jak sam przesiadywałem godzinami w oknie i wyczekiwałem pojawienia się tej pierwszej najważniejszej gwiazdy.
- Jest! tatusiu jest! - krzyknął radośnie Erik
Sara zeskoczyła z mojego kolana i pobiegła do kuchni, wraz z małym na rękach poszedłem za nią. Sebuś wraz z Lily spali sobie smacznie na górze, więc nie chcieliśmy ich budzić. Całą szóstką zebraliśmy się przy stole by złożyć sobie życzenia.
- Wesołych świąt kochanie, żeby spełniły się twoje największe i najskrytsze marzenia, żebyś była szczęśliwa - powiedziałem patrząc w jej niebieskie oczka.
- Ja już jestem szczęśliwa Marco - odparła
Uśmiechnąłem się urywając kawałek jej opłatka. Objąłem ją szczelnie ramionami i pocałowałem czule. Tak strasznie ją kochałem i będę kochał już na zawsze...

_____________________________________________________________________________

Chciałabym, ale nie potrafię. Znów wyleję wam wszystkie moje przemyślenia i stwierdzenia pod tym postem, więc jeśli nie chcecie czytać to nie musicie :).
Przyznam się szczerze, że ten blog na początku miał być zupełnie inny, ale przez problemy z bloggerem usunęły mi się posty z tamtą historią. Później zaczęłam to. Opowiadanie, które w ogóle nie miało sensu. To były kompletne bzdury. Zawsze zastanawiałam się co wam się podoba w tym czymś. Powiem wam, że ten blog nie podobał mi się nigdy. Mieszałam, wymyślałam i nie trzymało się to ani ładu ani składu. A wam mimo wszystko to on się najbardziej podobał. Nie mam naprawdę pojęcia dlaczego...
Choć tak jak mówię ten blog według mnie był kompletną kichą to cholernie mocno się z nim żyłam i nie chciałabym go za żadne skarby kończyć. Niestety moja wena na to opowiadanie się już skończyła i nie chciała do mnie powrócić. Nie wiem dlaczego i za to jej nie lubię XD. 
Nawet nie wiecie jak was strasznie kocham ♥ Dajecie mi wiele motywacji i wsparcia. Wasze komentarze pod moimi postami to dla mnie największa frajda. Nic tak mnie nie cieszy jak wiadomość, że istnieją tak wspaniałe dziewczyny jak wy. 
Czasem zawodziłam, ja o tym wiem. Od jakiegoś czasu zdarzało się, że popełniałam mnóstwo błędów. Nie miałam pojęcia dlaczego. Z czasem zrozumiałam, że to przez to, że napierdzielam na klawiaturze tak, że czasem nie potrafię zdążyć z czytaniem tego co pisze :D. Nie zawsze wchodziłam na wasze blogi i komentowałam, zdarzało się, że byłam i znikałam na bardzo długo, albo w ogóle się nie pojawiłam. Za to was przepraszam, ale moje życie jest totalnie pokręcone. Tutaj wyjazd do szpitala, tutaj szkoła... Przeróżne rzeczy. Tych wakacji nie uważam za udanych mimo, iż skończyłam z onkologią. Nie było nic gorszego niż to, że pokłóciłam się z przyjaciółką i to o zupełną głupotę. Choć nie potrafiłam trzymać w sobie i musiałam wyznać jej prawdę. W sumie nie mam pojęcia dlaczego wam to tutaj pisze. Ale mi trochę lżej. 
Nie potrafię wam za nic podziękować, nie wiem jak. Nic w sumie nie pokaże jak strasznie ważne jesteście w moim życiu wiecie? :)
Naprawdę z całego mojego serca wam dziękuje za 55 obserwatorów. Pierwszy raz w życiu na moim blogu było ich aż tylu. Jeju naprawdę nie mam pojęcie co wam tutaj napisać, jak podziękować nic. 
Część mojego serca zostawiam z tym opowiadaniem, ale dla mnie ono zawsze będzie kichą i zawsze było. 
Dziękuje serdecznie tym wam, które były ze mną od początku i zostały do samego końca. Jak i również tym, które dotarły tutaj w połowie lub pod koniec.
Jesteście wspaniałe ♥ najwspanialsze na świecie ♥
Dziękuje, dziękuje, dziękuje, dziękuje, dziękuje, DZIĘKUJE ♥♥♥
Odsyłam was teraz tutaj. Mam nadzieję, że również je polubicie tak jak to.


Kocham was ♥ 

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 50 ღ .




Widzę to w twoich oczach, wiem, że czujesz to samo



Po kilku dniach mogłem spokojnie wziąć Majkę i Lily do domu. Byłem ogromnie szczęśliwy, gdy mogłem trzymać naszego bąbelka na rękach. Wspierałem Maję i pomagałem jej jak tylko mogłem z dzieciakami i z domem. Nie chciałem, by wszystko spadło na jej głowę.
- Ziemia do Marco! - krzyknął na całe boisko Klopp - Co się dziś z tobą dzieje chłopaku...
- Przepraszam trenerze. Myślami cały czas jestem w domu. Maja wczoraj wróciła z małą ze szpitala i trochę się martwię - wytłumaczyłem.
- Masz w ogóle o co się martwić chłopie? - zaśmiał się.
- No właśnie nie - uśmiechnąłem się promiennie.
Trener pokręcił tylko z rozbawieniem głowa i odwrócił się by porozmawiać z Kuba, który leczył kontuzję. Wziąłem razem z chłopakami piłkę i zaczęliśmy trening. Na szczęście nie był on bardzo męczący i prawie pełny energii wróciłem do domu.
- Tata! - krzyknął radośnie Erik wskakując mi na ręce.
- No cześć misiu - uśmiechnąłem się - Byłeś grzeczny co?
- Baldzo!
- No to się ciesze - cmoknąłem go w policzek i postawiłem na ziemi.
Przeszukałem pół domu i Maję znalazłem dopiero w pokoiku Lily. Wszedłem po cichutku do środka i czule pocałowałem moją ukochaną jak i ostrożnie ucałowałem naszą kruszynkę w czółko. Blondynka zeszła na dół w tym czasie, gdy ja nosiłem dziewczynkę po pokoju.
- Dzień dobry księżniczko - powiedziałem, gdy otworzyła swoje oczka
Usiadłem pomału na fotelu i zacząłem ją lekko łaskotać. Zaśmiałem się, gdy Lilcia chwyciła mój palec i nie chciała puścić.
- Taki masz na mnie patent co? - uśmiechnąłem się.
Maja wróciła do nas już po chwili, gdy położyła Erika do popołudniowej drzemki. Przytuliła się do moich pleców i położyła głowę na moim ramieniu. Cmoknęła mnie szybko w policzek i uśmiechnęła się szeroko.
- Nasz wzorowy tatuś - powiedziała śmiejąc się cichutko.
- Robię to co w mojej mocy by nim być - pocałowałem ją lekko w usta.


- * * * -


Każde z naszych brzdąców rosło jak na drożdżach. Nawet się nie obejrzeliśmy, a Lily kończyła już pięć miesięcy. Dużo czasu spędzałam z dziećmi u Emilie, gdy Łukasz jak i Marco byli na treningu, lub na meczu. Piszczu został tatusiem małego Sebastiana. Obydwoje bardzo cieszyli się ze swojego dziecka...
Pogoda nie rozpieszczała nas tego dnia. Od samego rana było pochmurnie i zimno. Sypał również śnieg. Erik i Sara zdążyli już ulepić bałwana przed domem.
- Cześć kochani - usłyszałam radosny głos swojej bratowej.
- Hej Emi - cmoknęłam ją w policzek. - Już na nas czekałaś zgadłam? - zaśmiałam się
- No trochę tak - uśmiechnęła się. - Chodźcie zrobiłam ciepłą herbatę i ciasteczka...
Miałyśmy chwilę dla siebie, gdy Eriś wraz z Sarcią poszli się bawić, a Sebastian i Lily spali smacznie w pokoju Piszczka juniora. Dawno nie rozmawiałyśmy na poważnie, choć spotykałyśmy się bardzo często.
- Święta się zbliżają, więc mam propozycję, aby spędzić je razem w ósemkę, co ty na to? - zaproponowałam.
- Z ogromną chęcią kochana, ale za to na sylwestra to my was zapraszamy. Razem z Łukaszem chcieliśmy zaprosić was i Mario, takie skromne przyjęcie, ale to ze względu na to, że Sebuś jest mały - odparła.
Kiwnęłam jej potwierdzająco głową i uśmiechnęłam się szeroko. Spędzenie sylwestra w takim gronie zupełnie mi odpowiadało, nie przepadałam za jakimiś wielkimi imprezami.
- Ooo patrz Piszczunio nasze wspaniałe kobiety - obejrzałam się za siebie, gdzie zobaczyłam wyszczerzoną twarz blondyna - Cześć - cmoknął mnie w usta momentalnie znajdując się obok mnie.
- Hej - uśmiechnęłam się wtulając w jego ciało...

________________________________________________________________________________

Jeeezu, aż wstyd to dodawać, ale cóż lepszego nie potrafię napisać ;c
Przepraszam.
Mam nadzieję, że chociaż epilog mi jakoś wyjdzie, bo chce pożegnać tego bloga jakoś ładnie a nie tak jak to coś powyżej ;c

Do następnego i ostatniego, który prawdopodobnie pojawi się w niedzielę, a nowy blog o Marco już w poniedziałek wystartuje ;)

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 49 ღ .




Jest dobrze, wszystko będzie tak jak powinno



Wraz z dzieciakami opiekowaliśmy się Majką i naszym małym bąbelkiem. Blondynka miała stawić się w szpitalu już jutro. Nie mogłem się doczekać, aż nasze dziecko będzie już na świecie. Z uśmiechem na twarzy chodziłem z nią na każdą wizytę i oglądałem jak nasze maleństwo rośnie. Z utęsknieniem wróciłem na boisko jak i podstawowego składu. Z każdym dniem moja forma wracała do najlepszej.
- Wszystko jest spakowane - uśmiechnąłem się promiennie do dziewczyny, która leżała na łóżku.
- Jesteś taki kochany - powiedziała składając na moich ustach pocałunek.
- Przecież wiesz, że musisz odpoczywać - odparłem cicho tuż przy jej wargach.
Przytuliłem się delikatnie cmokając ją czule w czoło. Bardzo chciałem nosić już naszą kruszynkę na rękach i opiekować się nią. Sara jak i Erik również czekali z niecierpliwością na maleństwo.
- Kolorowych snów - szepnąłem, gdy zauważyłem, że moja żona zasnęła. Uśmiechnąłem się lekko i ostrożnie wydostając się z jej uścisku wyszedłem z pokoju wcześniej gasząc niewielką lampkę, która stała na stoliku nocnym.
- Co tam misie? - zapytałem siadając pomiędzy dzieciakami.
- Dobrze, mama śpi? - zapytała
- Tak zasnęła - odpowiedziałem - A ty co się tak szczerzysz brzdącu - zaśmiałem się łaskocząc Erika po brzuchu.
- Tata psestań - pisnął ze śmiechem turlając się po podłodze.
- Co budujecie?
- Erik chciał zbudować wieżę Eiffla - wytłumaczyła.
- I wielki zamek - dodał
Uśmiechnąłem się do dzieciaków i razem z nimi zacząłem budować konstrukcję. W pewnym momencie spojrzałem raz na Sarcię raz na Erisia i uśmiechnąłem się szeroko. Byłem tak cholernie szczęśliwy, że ich mam. Nie pozwoliłbym, aby coś im się stało. Za bardzo ich kocham.
- Dobra dzieciaki, już późno - oznajmiłem - Chodźcie posprzątamy te klocki i idziemy spać - dodałem.
We trójkę pozbieraliśmy wszystkie zabawki z podłogi. Sara pognała do siebie, a ja z małym na rękach udałem się do jego pokoju. Wykąpałem go i ubrałem w piżamę. Kładąc go do łóżka przykryłem kołdrą.
- Kocham cie tatusiu - rzekł
- Ja ciebie też syneczku, nawet nie wiesz jak bardzo - uśmiechnięty od ucha do ucha ucałowałem go czule w główkę - Śpij dobrze - dodałem.
Idąc do sypialni wstąpiłem do Sary i zgasiłem lampkę, ponieważ już spała. Cmoknąłem ją szybko w głowę i poszedłem wprost pod prysznic. Długo rozmyślałem przed snem. Obejmując ukochaną zrozumiałem, że nie wyobrażałbym sobie bez niej życia. Wiedziałem, również to, że muszę się przygotować do bycia z nią na sali porodowej...


- * * * -


Czekaliśmy na naszego malca już dwa dni. Z każdą kolejną godziną, pragnęłam aby było już z nami. Trochę się denerwowałam. Marco był przygotowany na telefon od pielęgniarki. W szpitalu strasznie mi się nudziło, gdyby nie to, że odwiedzały mnie dzieciaki wraz z rodzicami oraz Reus zanudziłabym się chyba na śmierć.
- Marco - powiedziałam do słuchawki telefonu
- Tak kochanie?
- Czuje, że to już dzisiaj - sapnęłam - Tak samo czułam, gdy Erik przychodził na świat - dodałam.
- Boże, już jadę - pisnął radośnie, przez co musiałam odsunąć trochę telefon od ucha. - Zaraz będę.
- Czekam, ale jedź ostrożnie - rzekłam.
Oddychałam ociężale, to na pewno będzie dzisiaj. Jęknęłam głośno, gdy złapał mnie mocny skurcz...
- Wiedziałam - szepnęłam
- Pani Maju, co się dzieję? - zapytała pielęgniarka, która przybiegła do mojego pokoju.
- Rodzę - krzyknęłam, gdy złapał mnie kolejny skurcz. Szybko przełożyli mnie na inne łóżko i wieźli na salę porodową. Marco wpadł na oddział jak poparzony i biegł za nami. Musiał ubrać się w specjalne ubranie. Był cały spocony i zdenerwowany, gorzej ode mnie. Dzielnie trzymał mnie za rękę i wspierał. Po czterech godzinach byłam wykończona.
- Już widać główkę, proszę przeć - rzekła lekarka.
Dokładnie po trzydziestu minutach  przyszła na świat nasza córka. Gdy tylko usłyszeliśmy płacz dziecka, Marco od razu mnie pocałował. Byłam zmęczona, ale cholernie szczęśliwa, że urodziła się zdrowa.

__________________________________________________________________________

Moja wena na to opowiadanie mnie nie lubi. Wróciła tylko na jeden rozdział.
Kompletnie nie umiem opisywać porodów ahaha :D
Wybaczcie mi to coś powyżej XD
Jeden rozdział jeszcze i epilog ;c
A nowy blog o Marco już się grzeje do publikacji ;)

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 48 ღ .




Chce, żebyś wiedziała, że w głębi mnie
jesteś moim ogniem, jedynym pożądaniem...



No i wyszło tak, że akurat siedzimy w jednym z hoteli we Francji. Nadal nie mogę uwierzyć, że tutaj jestem. Zawsze chciałam tutaj pojechać, lecz nigdy nie było okazji. Marco brał prysznic, a ja dokładnie obserwowałam okolicę dookoła. Paryż był przepiękny, nie miałam innego zdania.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - pod wpływem jego głosu podskoczyłam lekko.
- Zawsze musisz się tak skradać? - odwróciłam się w jego stronę
- Czasem - mruknął uśmiechając się od ucha do ucha.
- Misiu - jęknęłam gdy zorientowałam się, że jest tylko w samym ręczniku. Blondyn roześmiał się, wiedział, że jego wyrzeźbiony brzuch strasznie na mnie działa. Poszedł się ubrać, wcześniej szepcząc zaraz wracam, nie uciekaj. Zaśmiałam się cichutko i spełniając jego prośbę nie ruszyłam się z miejsca nawet na minimetr. Marco wrócił po pięciu minutach, jego perfumy czuć było w całym pokoju. Uwielbiałam je..
Chłopak podszedł do mnie i spoglądając prosto w oczy delikatnie pocałował w usta. Wziął mnie na ręce i położył ostrożnie na łóżku. Jego pocałunki były czułe, ale zarazem przepełnione miłością. Wiedział, że nic innego nie zajdzie, więc nawet nie próbował. Rozumiał mnie za co byłam mu wdzięczna. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy oderwałam się na chwilę od niego by zaczerpnąć powietrza jak i uspokoić swój oddech.
- Wiesz, że bardzo mocno cię kocham? - zapytał nie odrywając ode mnie wzroku.
- Wiem, ja ciebie też Marco - szepnęłam przytulając się mocno do niego.
- Zabieram was na miasto - uśmiechnął się cmokając mnie po raz kolejny.
Kiwnęłam potwierdzająco głową i odwzajemniłam gest. Wstałam z łóżka i podreptałam do łazienki się przebrać. Blondyn w tym czasie poszedł do pokoju obok po dzieciaki. Ubrałam zwiewną, niebieską sukienkę, sweterek oraz moje sandałki. Poprawiłam swój makijaż i gotowa zgarnęłam torebkę z łóżka. Zamknęłam nasz pokój i weszłam obok. Reus akurat wkładał Erika do wózka.
- Gotowa? - spytał lustrując mnie wzrokiem - Pięknie wyglądasz - skomentował.
- Dziękuje bardzo - odpowiedziałam zostawiając buziaka na jego policzku.
- Tata ma lacje - usłyszeliśmy głos małego, zaśmiałam się cichutko.
- Dziękuje synku - ucałowałam go w główkę.
Całą czwórką ruszyliśmy na zwiedzanie Paryża. Słońce zeszło już o kilka centymetrów, ale właśnie wieczorny wypad na miasto był w planie Marco. Z uśmiechem na twarzy spojrzałam na nasze splecione dłonie. Drugą dłonią trzymałam rękę Sarci, natomiast Marco pchał wózek z Erikiem.
- Jesteśmy - oznajmił stając tuż przy wieży Eiffla
- Jakie to wielkie - stwierdziła Sara
- To główny cel naszego przyjazdu wiecie - zaczął Marco - Zawsze chciałem przyjechać tutaj z kobietą mojego życia - powiedział - Ale nawet nie wiecie, jak się cieszę, że jestem tutaj z wami czterema - uśmiechnął się.
Zarzuciłam mu ręce na ramiona i pocałowałam go namiętnie w usta. Dzieciaki mówiąc po cichu blee odwróciły się w stronę wieży i obserwowały jak ładnie świeci. Zaśmialiśmy się cicho, kontynuując pocałunek. Nie wiem co zrobiłabym, gdybym nie dała mu tej ostatniej szansy.
- Tak strasznie cię kocham - powiedziałam tuż przy jego ustach.
Blondyn przytulił mnie mocno do siebie. Wtuliłam się w jego ciało jak mała dziewczynka. Położyłam głowę w zagłębiu jego ramienia. Złapałam kawałek jego koszulki przymykając swoje oczy. W jego ramionach mogłabym spędzić resztę swojego życia...


- * * * -


Swój plan sprzed kilku lat spełniłem i jestem bardzo szczęśliwy. Bardzo kochałem Maję i dzieciaki. Byli najlepszym i najważniejszym co mnie w życiu spotkało. Cieszyłem się z tego powodu.
Po chwili weszliśmy na samą górę i obserwowaliśmy okolicę dookoła. Było przepięknie.
- Zmęczona? - zapytałem, gdy byliśmy już w swoim pokoju. - A raczej powinienem powiedzieć zmęczeni - uśmiechnąłem się szeroko
- Troszeczkę - odparła - Z tobą mogę zwiedzić cały świat i nigdy nie będę zmęczona - dodała - Pójdę się wykąpać - oznajmiła po krótszej chwili.
- Ja w tym czasie lecę położyć dzieciaki - odpowiedziałem.
Gdy Majka zniknęła za drzwiami łazienki ja ruszyłem do pokoju dzieciaków. Sara była już przebrana i leżała w łóżku oglądając jakiś serial. Pomogłem Erikowi i gdy był już gotowy pomogłem mu wejść na łóżko oraz przykryłem kołdrą.
- Dobranoc synku - ucałowałem go w głowę - Kolorowych snów kiciu, uważaj na niego dobrze - podszedłem do Sary i ją również cmoknąłem.
- Oczywiście - odpowiedziała
- Tobie lówniez tatusiu - rzekł mały.
Z uśmiechem na twarzy zgasiłem światło w ich pokoju i wróciłem do siebie. Maja siedziała na rogu łózka i czesała swoje długie blond włosy. Siadając za nią wziąłem od niej szczotkę.
- Uwielbiam twoje włosy - zaśmiałem się - Choć bardziej wolę twoje usta, oczy i serce - dodałem
Maja śmiała się cichutko pod nosem. Wstała i biorąc szczotkę z moich dłoni odłożyła ją na szafkę położyła się obok mnie. Spoglądałem w te jej niebieskie oczka.
- Cześć bąbelku - zacząłem nachylając się koło jej brzucha - Tatuś czeka na ciebie z niecierpliwością - dodałem.
Podniosłem lekko jej koszulkę ku górze i złożyłem na nim czuły pocałunek. Uniosłem się po chwili ku górze i położyłem się obok Majki, która wtuliła się w moje ciało. Objąłem ją ramieniem, nic nie mówiłem. Minęła tylko chwila, a usłyszałem równomierny oddech mojej żony. Zaśmiałem się cicho stwierdzając, że zasnęła. Ostrożnie zgasiłem małą lampkę, która stała na szafce nocnej i również odpłynąłem w krainę morfeusza. Cały czas trzymając blondynkę w swoich ramionach...

________________________________________________________________________

Dwa dni po operacji, boli mnie cholernie, nie mam na nic siły, ale nie ma opcji bym nie dodała rozdziału :D
Dziękuje za tak miłe słowa pod poprzednim rozdziałem ;) Kocham was po prostu ♥
Tak wiem, miało być na Tomku, ale wzięło mnie na to i musiałam dodać. 
A więc czekam na wasze opinie ;)
Jeszcze raz dziękuje ♥ i do następnego ;**

I teraz radośnie mogę powiedzieć:
Goodbye Onkologio ;)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 47 ღ .




Nie bój się dużego kroku, nie pokonasz przepaści małymi.



Z każdym tygodniem mój ciążowy brzuszek się powiększał. Marco opiekował się nami najlepiej jak potrafił. Byłam mu bardzo wdzięczna, ale czasami przesadzał. Nie miałam mu tego za złe bo wiedziałam, że martwi się o nas. Było to słodkie.. Tak jak obiecał, gdy miałam wizytę u ginekologa szedł dzielnie razem ze mną i obserwował jak nasza kruszynka rośnie.
- O czym tak myślisz, że stoisz przed tą kanapą z pięć minut? - zaśmiał się podchodząc do mnie.
- O tobie - uśmiechnęłam się odwracając się do niego.
- O mnie? i co tam pomyślałaś? - zapytał.
- Słodkie jest to, że tak dbasz o nas czterech - powiedziałam
- Takie moje przeznaczenie by dbać o tych których kocham nad życie...
Przytuliłam się mocno do niego. Przyjemne dreszcze przeszły po moich plecach, gdy mnie objął. Te jego silne ramiona w których czułam się bezpiecznie, a przede wszystkim szczęśliwa.
- Z racji tego, że mam jeszcze miesiąc wolnego, zabieram was na wakacje - rzekł w pewnym momencie. Podniosłam na niego wzrok i ze zdziwieniem wpatrywałam się w jego oczy.
- Ale jak to? - za jąkałam
- No tak normalnie, spędzimy razem tydzień w Paryżu - uśmiechnął się cmokając mnie w nos.
- Zawsze miałeś zwariowane pomysły wiesz? - zaśmiałam się.
- Wiem o tym - pocałował mnie.
Usiedliśmy na kanapie i korzystając z chwili wolnego obejrzeliśmy razem film. Sara bawiła się w pokoju, a Erik spał w najlepsze. W końcu była jego popołudniowa drzemka. Leżałam trzymając głowę na kolanach Marco, ten czule głaskał mnie po plecach lub brzuchu. Uwielbiałam jego dotyk.
- Tak w ogóle kiedy mamy jechać do tego Paryża? - zapytałam
- Za tydzień - odparł kolejny raz tego dnia posyłając mi uśmiech.
Chwyciłam swoją dłonią jego i splotłam je razem. Byłam tak strasznie szczęśliwa, że jest ze mną. Cieszyłam się również, że dałam mu drugą szansę.
- Jacy słodcy - usłyszeliśmy komentarz Łukasza, który wszedł właśnie do salonu.
- Cześć Piszczu - rzekł Marco posyłając mu uśmiech.
- Co cię do nas sprowadza braciszku? - zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej
- Przyjechałem zabrać was na kolację do nas - uśmiechnął się
- Przyjechałeś? - zaśmiał się Reus - Przecież masz do nas nawet nie dwie minuty piechotą i mogłeś zadzwonić - powiedział
Za rozkazem Łukasza poszłam się przebrać i odświeżyć. Marco gotowy czekał już z dziećmi i bratem w korytarzu....


- * * * -


Te wakacje planowałem już od dwóch miesięcy, ale żeby Maja i dzieciaki miały niespodziankę nic nie mówiłem. Zawsze chciałem pojechać do miasta miłości, z kobietą mojego życia. Choć teraz byłem szczęśliwy jeszcze bardziej bo będą z nami nasze skarby. Uśmiechnąłem się na samą myśl.
- A więc powiedziałeś w końcu mojej siostrzyczce o tej Francji? - zapytał Piszczu spoglądając na nas.
- Owszem - przytaknąłem - Musiałem w sumie, został tydzień - zaśmiałem się.
- No proszę, to nawet mój durny brat wiedział, a ja nie? - blondynka dźgnęła mnie lekko w bok, śmiejąc się cicho.
- Też cię kocham ciołku - odgryzł się obrońca.
- Sam się dowiedział - powiedziałem - Pamiętaj nigdy, ale to nigdy nie dawaj Piszczkowi do potrzymania teczki z dokumentami - dodałem ze śmiechem
- Nie moja wina Reus, że wiatr wyrwał mi ją z rąk i akurat bilety z niej wyleciały. Trzeba było kupić taką, która jest zamykana na gumkę, wtedy bym nie wiedział - wytknął mi język.
Roześmiałem się patrząc na piłkarza. Ten zawsze miał niezłe wymówki. Emilie cmoknęła go czule w policzek nie mogąc przestać się śmiać.
- Zapamiętaj kochanie, że Łukasz nawet jak nic nie zrobi, to jakimś cudem się dowie, że coś planujesz lub ukrywasz - powiedziała Majka - Zawsze tak było. Gdy kupowałam sobie jakieś rzeczy, on zawsze jakimś cudem wiedział ile kosztowały. - zaśmiała się - Mimo iż nie miałam paragonu, ani metki bo specjalnie urywałam. - dodała
- Nie moja wina - bronił się.
Posadziłem Erika na swoje kolana tuż po tym jak przybiegł do nas. Sara również po chwili zjawiła się obok.
- Co misiu śpiący jesteś co? - zapytałem małego, gdy zaczął ziewać i przytulił się do mnie
- Nie dziwię się, już wpół do jedenastej - odezwała się Emilie.
- Będziemy się zbierać - powiedziała Majka - Dziękujemy za miło spędzony wieczór i kolację kochani, teraz musicie wpaść do nas - uśmiechnęła się.
Ubrałem synkowi bluzę i wziąłem go na ręce wyszliśmy z mieszkania Piszczków. Delikatny i ciepły wiaterek uderzył w moją twarz.
- Śpi? - zapytałem spoglądając na blondynkę.
- Tak, zasnął - odpowiedziała

________________________________________________________________________

Znów was przepraszam, za to coś, ale wena na to opowiadanie mnie opuściła.
Chciałabym napisać coś lepszego, ale nie potrafię.
A z tego powodu, że jutro jadę do szpitala do Poznania na operacyjne wyciągnięcie portu to stwierdziłam, że muszę wam coś dodać.
Będę tam do czwartku i biorę laptopa więc może dodam coś nowego na Tomka, ale nie obiecuje.

A już jutro i mam nadzieję, że po raz ostatni dumnie będę mogła powiedzieć:
ŻEGNAJ ONKOLOGIO ! 

Do następnego kochane ♥

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 46 ღ .




Przepraszam za to, że sprawiałem Ci ból
Za każde złe słowo, które padło z moich ust.



Ann bardzo pomogła mamie, byliśmy jej strasznie wdzięczni za wszystko. Mama coraz częściej chodziła uśmiechnięta a przede wszystkim wypoczęta. Marco cały wolny czas poświęcał nam. Odwiedzał czasem chłopaków. Nie wytrzymałby tygodnia bez nich. Dziś był chyba najpiękniejszy dzień w życiu mojego braciszka. Piszczu wraz z Emilie pójdą do ołtarza. Już nie mogłam się doczekać. W końcu znalazł miłość swojego życia. Bardzo się cieszyłam z ich szczęścia.
- An jest na nasz telefon, gdy zadzwonimy ona przyjedzie po dzieciaki - powiedziałam podchodząc do Marco.
- Wiesz co? mama myślała nad tym, aby zaproponować Ann mieszkanie z nimi. Bardzo ją polubiła i zawsze boi się gdy wychodzi w nocy, zawsze może jej się coś stać. A o siódmej jest już u nich. Lepiej byłoby, gdyby mieszkała z nimi co nie? - rzekł
- Masz rację. - przyznałam. - Musimy ją zapytać.
Blondyn objął mnie rękoma w pasie i przyciągnął do siebie. Uśmiechnął się szeroko spoglądając mi prosto w oczy.
- Pięknie wyglądasz - szepnął tuż przy moich ustach, składając po chwili na nich czuły pocałunek. 
- Mmm - mruknęłam cicho, co wywołało uśmiech u chłopaka.
Uwielbiałam jego pocałunki, uwielbiałam jego całego. Pragnęłam go, ale wiedziałam, że nie mogę. Poprawiłam mężowi kołnierzyk przy marynarce i zapięłam guzik. Cmoknęłam go w usta jeszcze raz, zostawiając ślad po szmince, szybko przetarłam je chusteczką i ruszyliśmy do kościoła. Emilie wyglądała przepięknie. Sukienka zdradzała jej lekko zaokrąglony brzuszek, ale to dodawało jej uroku. Piszczu widząc swoją wybrankę o mało nie zemdlał. Zaśmiałam się cicho. 
Po niespełna godzinie zostali ogłoszeni państwem Piszczek. Uśmiechnięci od ucha do ucha wyszliśmy z kościoła. Każde z nas cieszyło się szczęściem młodej pary. 
Impreza w niewielkim dworku trwała w najlepsze. Łukasz szalał wraz z Marco na parkiecie. Em tańczyła z naszymi dzieciakami. Obserwowałam każdego z nich. 
- Co tak Majcia sama siedzisz? - zapytał Mario siadając obok mnie
- Patrzę jak się bawią i odpoczywam - posłałam mu uśmiech, który momentalnie odwzajemnił.
- Dawno się nie widzieliśmy - zaczął - I będzie trzeci Reus - pisnął radośnie.
- Będzie, będzie - zaśmiałam się
- Zatańczymy?
- Pewnie - oparłam i podałam przyjacielowi dłoń.


- * * * -


Bawiliśmy się świetnie, dzieciaki również. Około dwudziestej drugiej zadzwoniłem po Ann by zabrała je do domu. Sara jak i Erik byli już strasznie zmęczeni. Gdy już pojechali wróciłem do sali i podszedłem do Majki, która tańczyła z Mario.
- No niestety Pączusiu, odbijany - uśmiechnąłem się szeroko.
- Miło było, ale się skończyło panno Reus - zaśmiał się - I nie jestem Pączkiem, blondynko - zmierzwił mi włosy.
Zaśmiałem się i wziąłem swoją żonę w ramiona.
- Masz wspaniałą żonę stary - szepnął mi na ucho i obdarował ogromnym uśmiechem.
Położyłem swoją dłoń w jej tali i splotłem nasze prawe dłonie. Przymknąłem oczy opierając swoje czoło o jej. Tak bardzo ją kochałem, Mario miał rację. Jest wspaniała, najwspanialsza na świecie. Kochałem budzić się obok niej każdego ranka jak i każdej nocy zasypiać.
- Pójdziemy się przejść? - zaproponowałem
- Jasne - odparła
Wyszliśmy z dworku i razem ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy w zupełnej ciszy, która nie przeszkadzała nam w ogóle. Dumnie trzymałem jej dłoń.
- Marco - zaczęła spoglądając na mnie.
- Słucham cię kochanie...
- Będziesz przy porodzie? - zapytała - Chciałabym, żebyś był... Wiem, że to jeszcze dużo czasu...
- Oczywiście, że będę - pisnąłem radośnie podnosząc ją i obracając ją wokół własnej osi - Boże, nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnę skarbie - pocałowałem ją namiętnie w usta
Radość rozpierała mnie od środka. Miałem ochotę krzyczeć, piszczeć nie wiem co jeszce. Nie ma nic wspanialszego na świecie niż widok jak rodzi się twoje dziecko...
- Ciesze się, że chcesz - powiedziała
- Bardzo chcę, kocham cię - znów ją pocałowałem...
___________________________________________________________________________

Bla, bla, bla.... Przepraszam, za to coś do góry.
Nie dosyć, że krótki to jeszcze eh...

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 45 ღ .




Bo czasem nie marzyła o niczym innym, jak o jego dotyku na dzień dobry..



Minęło kilka dni od mojego powrotu do domu. Złapałem kolejną kontuzję, która wykluczała mnie z gry aż przez cztery miesiące. Przez pierwszy dzień smuciłem się bardzo, ale gdy zrozumiałem, że całe tygodnie będę mógł spędzić z moją rodziną bardzo się ucieszyłem. Obiecałem Majce, że na każdą wizytę u ginekologa będę chodził razem z nią, chciałem widzieć jak dziecko, które moja ukochana nosi pod sercem się rozwija. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy blondynka usiadła mi na kolanach.
- Marcooo - mruknęła, a moje mięśnie momentalnie się napięły pod wpływem dotyku jej dłoni na moim brzuchu. - Załóż koszulkę proszę - dodała
- A co, mój wyrzeźbiony brzuch tak na ciebie działa - zaśmiałem się
- Bardzo - jęknęła
- Nie założę - pokazałem jej język.
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczkami. Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej i pocałowałem ją namiętnie. Odwzajemniła gest, czym wywołała w moim brzuchu burzę motylów tak jak kiedyś, gdy ją poznałem. Przez chwilę poczułem się jak jakiś nastolatek, zakochany w swojej koleżance z podwórka lub klasy. Maja robiła z moim ciałem, i ze mną coś czego nikt, ani nic innego nie umiało.
- Wiesz co? - powiedziała odrywając się ode mnie.
- Nie wiem - odparłem spoglądając na nią.
- Cholernie się cieszę, że będziesz w domu aż cztery miesiące. Tęskniliśmy za tobą - powiedziała - Choć też mi smutno, bo wiem, że bardzo chciałbyś grać i rozwijać się dalej - dodała
- Kochanie w życiu każdego sportowca jest jakaś kontuzja czasem krótka, czasem długa. I ja całkowicie się z tym pogodziłem. Cały ten czas chce spędzić z wami, odwdzięczyć się wam, że tak często mnie nie ma. - odgarnąłem jej blond włosy za ucho i cmoknąłem w czubek nosa.
- Może odwiedzimy rodziców? - zaproponowała - Dawno się z nimi nie widzieliśmy, a pewnie ucieszyliby się, gdyby mogli zobaczyć dzieciaki...
- Z wielką chęcią. Mama ostatnio żaliła mi się, że rzadko się widujemy. Chcieliby bardzo przyjeżdżać, ale niestety choroba taty postępuje i nie może już nawet wyjść samodzielnie z domu. - westchnąłem.
- Będzie dobrze zobaczyć - przytuliła się do mnie.
Objąłem ją mocno ramionami i wtuliłem swoją twarz w jej włosy. Choroba ojca wykańczała pomału mamę. Nie dawała sobie sama już rady. Tata z każdym dniem miał coraz mniej siły by się poruszać, więc jeździł na wózku.
- Może załatwiłbym im kogoś do pomocy - rzekłem spoglądając na moją żonę.
- Też o tym myślałam - położyła głowę na moim ramieniu - Mam znajomą opiekunkę, porozmawiam z nią.
- Dziękuje - szepnąłem cmokając ją w usta.


- * * * - 


Razem z Marco martwiliśmy się o rodziców. Mama nie dawała sobie już rady, zajmowanie się ojcem i do tego chodziła do pracy. Choć częściej brała wolne, by się nim zaopiekować. Było mi jej szkoda, jak i również podziwiałam ją za to co robiła dla swojego męża. Postanowiłam porozmawiać z Ann, znałyśmy się już bardzo długo. Poznałyśmy się kiedyś, gdy byłam u Łukasza na wakacjach.
- Cześć kochana - pisnęłam radośnie ściskając ją mocno na powitanie, odpowiedziała mi szczerym uśmiechem - Marco, to jest Ann. Ann to Marco mój mąż - wskazałam dłonią i uśmiechnęłam się.
- Miło cię poznać - powiedziała
- Mi również - odpowiedział.
- A więc do rzeczy - zaczęłam - Rozmawiałyśmy przez telefon o sprawie taty Marco, i co pomyślałaś o tej pracy? - zapytałam.
- Oczywiście, bardzo dużo nad tym myślałam. Z chęcią przyjmę tą pracę. - rzekła z uśmiechem na twarzy.
- Nawet nie wiesz jak jesteśmy ci wdzięczni - Marco zabrał głos - Razem z Mają nie możemy już patrzeć jak mama się zaharowuje. - dodał. - Taka pomoc jej się przyda...
- Ciesze się, że będę mogła pomóc - odpowiedziała - Kocham moją pracę, i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Fajnie, że będę mogła akurat pracować dla was. Może będziemy się częściej spotykać małpo co? - zaśmiała się.
- Pewnie, że tak - uśmiechnęłam się szeroko.
Blondyn szybko zaprzyjaźnił się z Ann, co mnie bardzo cieszyło. Miło spędziliśmy dzień we trójkę. Nadrabiałyśmy stracony przez lata czas.
- Będziemy się zbierać - powiedziałam - Dzieci pewnie wykończyły Łukasza - zaśmiałam się.
- Właśnie Piszczuś nasz... Pozdrów go, uściskaj i ucałuj ode mnie.!
- Zrobię to na pewno - odparłam.
Pożegnaliśmy się z brunetką i wyszliśmy z kawiarni. Marco czule obejmował mnie w pasie. Zawsze wtedy czułam się bezpieczna. Do domu brata doszliśmy w niecałe trzydzieści minut.
- Ann kazała cię uściskać, ucałować i pozdrowić - rzekłam do brata, który siedział na kanapie.
- Nasza przybrana siostrzyczka? - zaśmiał się.
- Dokładnie tak - uśmiechnęłam się....
Gdy dojechaliśmy do domu, zauważyłam że Erik zasnął. Reus ostrożnie wyjął go z fotelika i zaniósł do pokoiku. Sara od razu też pobiegła do siebie. Ściągnęłam z moich nóg szpilki i na boso podreptałam do pokoju naszego syna. Ogromny uśmiech wkradł się na moją twarz widząc jak blondyn przykrywa małego.
- Jesteście najlepszym prezentem jaki mnie w życiu spotkał - szepnął obejmując mnie w pasie i kładąc dłonie na moim brzuchu.

_______________________________________________________________________________

Naskrobałam go na szybko w czasie gdy Dosia w końcu postanowiła pójść spać i dać mi chwileczkę spokoju XD
Więc za błędy przepraszam ;)

środa, 30 lipca 2014

Rozdział 44 ღ .




Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz...



Jechaliśmy właśnie autokarem na lotnisko. Już nie mogłem się doczekać, aż będę w domu. Z uśmiechem na twarzy podśpiewywałem sobie cicho piosenkę pod nosem. Spoglądałem na mijaną drogę przez okno. Ładnie oświetlone budynki, jak i ulice. Pełno tłumów ludzi, idących lub wracających z jakiejś imprezy. Na moim telefonie widniała godzina pierwsza w nocy. Westchnąłem cicho, byłem strasznie zmęczony. Na lotnisko dojechaliśmy dość szybko, od razu po odebraniu swoich walizek ruszyliśmy do środka.
- Co jest? - zapytał Mats podchodząc do nas.
- Nie wiem, trener poszedł się dowiedzieć - rzekł Łukasz.
- Chłopaki lot jest opóźniony o trzy godziny. - oznajmił wściekły Klopp - Będziemy musieli tutaj jakoś wytrzymać - dodał.
Zrezygnowani odłożyliśmy swoje torby. Nie miałem zamiaru siedzieć na tych niewygodnych plastikowych krzesełkach. Wyciągnąłem z plecaka poduszkę i położyłem się na podłodze.
- Trener nas obudzi później - powiedział Romek
Połowa chłopaków poszła w moje ślady. Przymknąłem oczy i momentalnie znalazłem się w krainie morfeusza.
- Blondynko wstawaj - zaśmiał się Piszczu.
Leniwie podniosłem swoje powieki i spojrzałem na zegarek. Trzecia piętnaście. Przeciągnąłem się i wstałem. Przetarłem oczy i biorąc swoją torbę usiadłem obok brata mojej żony. W końcu po trzydziestu minutach mogliśmy wsiąść do samolotu. Usiadłem na swoim miejscu obok Kevina i od razu napisałem Majce smsa, że mamy opóźniony lot. Tuż po przeliczeniu i innych sprawach, które musiał sprawdzić trener mogłem spokojnie zasnąć. Choć los chyba nie chciał abym spał. Momentalnie poczułem, jak ktoś kopie mi w siedzenie.
- Kuźwa Auba - odwróciłem się w jego stronę, i ujrzałem jego wyszczerzoną mordkę - Masz ADHD czy jak? - zapytałem.
- Nic z tych rzeczy - odpowiedział - Po prostu nie masz spać - oznajmił.
- A co mam robić o trzeciej w nocy człowieku?
- Nie spać! Zwiedzać! Zapierdalać! - wydarł się na cały samolot Piszczek.
- Tak, dobranoc - wysłałem mu buziaka w powietrzu i odwróciłem się z powrotem.
Przytuliłem do siebie poduszkę i założyłem na uszy słuchawki. Całkowicie skupiłem się na muzyce, pomału odpływałem w sen gdyby nie...
- Auba!!! - jęknąłem
- To nie byłem ja - bronił się
- A kto aniołki z nieba? - zapytałem
- Teraz akurat to był Marcel - powiedział.
- Nie śpimy kochany, nie śpimy - wyszczerzył się blondyn - Grasz z nami w karty, Pierre rozdawaj - oznajmił.
Westchnąłem cicho ostatecznie przystając na grę, tak nie daliby mi spokoju...


- * * * -


Obudziłam się rano i od razu przeczytałam smsa od Marco. Wstałam od razu i poszłam się odświeżyć. Gdy wyszłam z łazienki od razu do moich uszu dotarł śmiech dzieci. Ubrałam się szybko i poszłam do pokoju Sary. Uśmiechnęłam się na widok jak bawią się pluszakami.
- A wy co już nie śpicie? - pogłaskałam małego po główce i usiadłam na brzegu łóżka.
- Nie - odparła Sara - Myśleliśmy, że tata już jest - dodała po chwili.
- Lot im się opóźnił, będą lądować dopiero za trzy godziny - odpowiedziałam. - A teraz Sarunia zmykaj się ubrać, ty mały też. Pobawicie się po śniadaniu - uśmiechnęłam się.
Wzięłam synka na ręce i poszłam do jego pokoju, pomogłam mu się ubrać i razem poszliśmy na dół. We trójkę zrobiliśmy razem śniadanie. Gdy dzieciaki poszły się bawić, ja usiadłam sobie na kanapie w salonie i wzięłam książkę do ręki. Przerwał mi dopiero telefon, momentalnie oderwałam się od książki i odebrałam.
- Hej kochanie - powiedziałam a uśmiech wkradł się na moją twarz.
- Cześć skarbie - odparł - Za godzinkę lądujemy, będziecie? - zapytał.
- Oczywiście, że tak. Zaraz wyjedziemy z domu.
- Kocham was, do zobaczenia!.
Rozłączyłam się i zawołałam Sarę jak i Erika. We trójkę wsiedliśmy do samochodu. Korki tego dnia działały mi na nerwy. Dotarliśmy na lotnisko w tym samym momencie co wylądował samolot chłopaków.
- Tata! - krzyknął Erik i pobiegł razem z Sarcią w jego stronę.
- Dzieciaki moje - uśmiechnął się promiennie i wskoczyli mu w ramiona.
Marco ucałował każdego z nich. Stałam kilka metrów od nich i przyglądałam się. Trochę niezręcznie się czułam. Blondyn spojrzał na mnie, i wysłał na chwilę dzieci do Łukasza. Ruszył w moim kierunku, a moje serce momentalnie przyspieszyło. Nie wiedziałam co zrobić.
- Który miesiąc? - zapytał uśmiechnięty.
- Drugi - odpowiedziałam.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę - wziął mnie na ręce i obrócił dookoła swojej osi.
- Dzieciaki chodźcie jedziemy - zawołał
Marco objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Byłam szczęśliwa.
- Maja gratulację! - usłyszałam radosny głos Marcela.
- Dziękujemy - zaśmiałam się
Wieczór nastał bardzo szybko, Marco spędził pół dnia na zabawie z dziećmi. Z rysunków bardzo się ucieszył.
- Teraz mamy chwilę dla siebie - oznajmił siadając obok mnie - Dzieciaki śpią - dodał.
Przytuliłam się mocno do niego. Dreszcz przeszedł przez moje ciało, gdy poczułam ciepły dotyk dłoni na moim brzuchu.
- Kocham cię - pocałował mnie, z uśmiechem na twarzy odwzajemniłam pocałunek
- Ja ciebie też - odpowiedziałam - A co to? - zdziwiłam się tak samo jak Reus.
Z zewnątrz dobiegały jakieś krzyki, wyszliśmy przed dom i z ogromnym śmiechem obserwowaliśmy mojego brata jak biegnie przez całą ulicę.
- Będę tatą! - krzyczał najgłośniej jak potrafił - Będę tatą rozumiecie - dodał i pobiegł dalej.
Wszyscy mieszkańcy wyszli przed domy i z radością obserwując biegnącego Piszczka i krzyczącego na cały głos, że zostanie tatą składali mu gratulacje. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam roześmianą twarz Emilie. Odwzajemniłam uśmiech, a chwilę potem poczułam na swoim brzuchu rękę Marco.
- Teraz już będziemy szczęśliwi, obiecuje ci to - szepnął mi na ucho i dał mi buziaka.

________________________________________________________________________________

Mam do was małą sprawę. Pisałam wam już wcześniej, że w ciągu roku szkolnego będę pisała tylko jednego bloga. I postanowiłam, że tego bloga będę pisała do końca wakacji. Skończę go i zacznę nowego. Mam już kolejny pomysł i jest on znów o Reusie :D Mam nadzieję, że będziecie chcieli czytać o nim bloga. Nie wiem, jakoś opowieści o Marco pisze mi się fajnie. O innych piłkarzach lub skoczkach tak dziwnie XD
Pasuje wam? :)
Czekam na wasze opinię i dziękuje za wszelkie komentarze <3
Kocham was ♥

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 43 ღ .




Odgłos pocałunku jest cichszy niż wystrzał armatni, 
ale jego echo trwa o wiele dłużej.



Do powrotu Marco zostały dwa dni. Już nie mogłam się doczekać, aż będę mogła się do niego przytulić i kolejny raz powiedzieć jak bardzo go kocham. Przez ten prawie cały tydzień Emilie nocowała u nas. Było nam wszystkim raźniej, niż miałaby być w domu sama. Dni mijały szybko,a zwłaszcza gdy całe spędzałyśmy
na zabawie z dziećmi. Codziennie chodziłyśmy z nimi na plac zabaw, lub basen. Sara jak i Erik byli szczęśliwi, a uśmiech w ogóle nie schodził im z twarzy, i nam również.
- Jak myślisz, jak Łukasz zareaguje na wieść o dziecku? - zapytała Em spoglądając na mnie. Widziałam po niej tą niepewność, ale wiedziałam, że nie ma się czego obawiać.
- Będzie szczęśliwy, bardzo szczęśliwy Emi - uśmiechnęłam się - Od kiedy skończył dwadzieścia lat cały czas pragnął założyć rodzinę a zwłaszcza mieć synka - dodałam
- Zawsze chciałam być matką - wyszczerzyła swoje ząbki i ogromnym uśmiechu. Nie mogłam go nie odwzajemnić. Zaśmiałyśmy się razem. Tak bardzo nie mogłam się doczekać by zobaczyć brata w roli tatusia. Wybiła godzina piętnasta więc wraz z Emilie wzięłyśmy dzieciaki na plac zabaw.
- Mamo a co bendziemy lobić póśniej? - mały podbiegł do nas i wgramolił mi się na kolana.
- A co byś chciał syneczku? - pogłaskałam go czule po policzku i uśmiechnęłam się do niego.
- Zlobimy dla taty lysunek - rzekł - Taaaaki duuuuuzy - pokazał rączkami.
- Dobrze taki duży jaki będziesz chciał. A teraz leć do Sary bo cię woła - ucałowałam go w główkę.
- Ja już chce urodzić - powiedziała Em
- Jeszcze trochę - zaśmiałam się.
Wróciliśmy do domu koło siedemnastej. Po jedzeniu od razu zabraliśmy się za robienie rysunku dla Marco. Uśmiechnięta spoglądałam jak Erik przykleja na kartkę różne papiery, które tworzyły piłkę. Jego skupienie na twarzy rozśmieszało.
- Spodoba się tacie? - zapytała Sara siadając obok mnie
- Pokaż - powiedziałam biorąc do ręki ogromny rysunek córki. - Jest przepiękny kochanie - powiedziałam oczarowana
- A kto to ? - spytała Emilie przyglądając się dziełu blondynki.
- To jestem ja, to tata, mama, Erik, nasza kolejna siostrzyczka, ty ciociu, wujek Łukasz i wasz synek - wymieniła wskazując kolejno palcem.
- Skarbie ty nasz - promienny uśmiech od razu wkradł się na twarz mojej przyszłej bratowej. Em mocno przytuliła do siebie małą i czule ucałowała w głowę. Gdy Sara wróciła do rysowania spojrzałam na nią. Uśmiechnęłam się, mimo iż nie była moją biologiczną córeczką kochałam ją. Mogłabym oddać za nią swoje życie. Jest dla mnie całym światem tak jak Erik. Nie potrafiłam naprawdę zrozumieć, jak była Marco mogła ją tak po prostu wyrzucić ze swojego życia. Przecież Sara była wspaniałą dziewczynką. Ja tak samo jak i Sara miałam nadzieję, że dziecko które noszę pod serduszkiem będzie dziewczynką.


-* * * -


Codziennie pod wieczór rozmawiałem z Mają jak i dziećmi przez telefon albo skype. Tęskniłem za nimi strasznie. Jeszcze tylko dwa dni do mojego powrotu. Życie piłkarza jest trudne. Ciągłe wyjazdy, mecze, treningi. Rzadko kiedy bywa się w domu, ale najważniejsze szczęście jest wtedy, gdy ma się dla kogo wrócić. Byłem bardzo wdzięczny im, że wspierają mnie zawsze. Nie ma mnie, gdy mnie potrzebują, a to najbardziej boli. Staram się robić wszystko, aby byli szczęśliwi ze mną, tak jak ja jestem z nimi. Gdy dowiedziałem się od mojej żony, że Łukasz będzie również tatą ucieszyłem się strasznie. Robiłem wszystko co w mojej mocy, by się nie wygadać.Udawało mi się to na szczęście. Gdybym wygadał Maja i zapewne Emilie udusiłyby mnie na miejscu. A tego na pewno bym nie chciał.
- Ej Reus! - usłyszałem radosny głos Marcela - Chodź na chwilę tutaj do mnie - rzekł klepiąc miejsce na swoich kolanach.
Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Posłusznie wykonałem prośbę obrońcy i usiadłem na jego kolanach obejmując jego szyję dłońmi i kilkukrotnie zamrugałem. Co wywołało salwę śmiechu u chłopaków.
- Powiedz mi tutaj kochany jak to jest być tatusiem po raz trzeci - spojrzał na mnie poważnie, lecz mu to nie wyszło.
- Jak to jest... hm... Najlepiej na świecie, nie ma nic lepszego niż poszerzająca się rodzina - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- A zdradź nam szczegóły - dodał.
- Ty już dobrze wiesz, jak się robi dzieci kochany - zaśmiałem się klepiąc go po klatce. Spojrzenie wszystkich skierowało się na  otwierające drzwi i oczy Kloppa, które na widok mnie siedzącego na kolanach Schmelzera o mało co nie wypadły z orbit. Każdy tłumił w sobie śmiech, a trener nie wiedział w ogóle o co chodzi.
- Chłopcy czy wy zmieniliście orientację? - zapytał niepewnie - Ale przecież wy macie żony i dzieci!
Śmiech rozbiegł się po całej sali. Nie wytrzymaliśmy, zdezorientowany Klopp spoglądał na nas jak na idiotów. Gdy Kevin wytłumaczył mu całą sytuację sam zaczął się śmiać.
- Z kim ja żyję - rzekł
Gdy moja komórka zaczęła dzwonić, przeprosiłem wszystkich i wyszedłem na taras hotelu.
- Cześć kochanie - przywitałem się a uśmiech od razu wkradł się na moją twarz.
- Hej - odparła - Co tam u was słychać? Jak trening? - zapytała.
- Bardzo dobrze, jutro mamy cały dzień wolny, zwiedzimy trochę miasto, pakowanie i w nocy samolot. Tęsknie - powiedziałem
- My też tęsknimy - odparła. - Marco?
- Słucham?
- Kocham cię - rzekła.
- Ja ciebie też - odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się kolejny raz tego dnia. Spoglądając na rozgwieżdżone niebo rozmawiałem z Mają i myślałem o nich....

_____________________________________________________________________________

Jak wakacje mijają kochane? <3
Czekam na wasze opinie i lecę oglądać mecz Kolejorza <333
Do następnego ♥

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 42 ღ .




Potrzebuje spojrzeć w twoje oczy...



Siedziałem chwilę trzymając to pudełko w dłoni. Nie wiedziałem czy je otworzyć, czy jednak nie. Obawiałem się troszkę. W końcu postanowiłem zadziałać. Ciekawość zżerała mnie od środka. Pomału zacząłem odwiązywać wstążkę. Odwinąłem ozdobny papier i ściągnąłem wieczko pudełka. Dopiero po chwili zorientowałem się co to tak naprawdę jest. Radość ogarnęła całe moje ciało. Wyleciałem z pokoju jak
poparzony i pobiegłem do stołówki, gdzie siedzieli wszyscy.
- Będę tatą! - krzyknąłem szczerząc się jak mysz do sera.
- No przecież już jesteś - Kevin pokręcił bezradnie głową - Amnezję masz Marco czy jak?
- Maja jest w ciąży ciołku - powiedziałem - Będziemy mieli trzecie dziecko - dodałem.
- No proszę, Reus strzela gole nie tylko na boisku - skomentował Piszczek - Muszę siostrzyczce pogratulować - zapiszczał radośnie i wybiegł do hotelowego ogrodu. Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu, który cały dzień gościł na mojej twarzy. Z niecierpliwością czekałem, aż nastanie wieczór. Musiałem porozmawiać z Mają. Ta wiadomość bardzo mnie uszczęśliwiła. Nie ma nic lepszego, niż kolejny członek naszej rodziny.
- Marco! - usłyszałem głos Kuby z korytarza.
- Co jest? - spytałem wychylając głowę z pokoju.
- Trener wzywa wszystkich do sali - powiedział.
- Już schodzę..
Nasza rozmowa będzie musiała poczekać. Założyłem kapcie i szybko poszedłem na dół. Usiadłem obok Matsa i oparłem głowę o dłoń. Spoglądałem wyczekująco na trenera, upewnił się czy są wszyscy i zaczął swoją przemowę...
- Na początku Marco gratuluje! - zaśmiał się
- Dzięki trenerze!
- A teraz omówmy sprawy związane z jutrzejszym, wieczornym meczem. - rzekł.
Zamiast słuchać taktyki, i innych ważnych tematów związanych z naszymi przeciwnikami, ja myślałem o Majce. Pewnie czekała na moją odpowiedź, a ja nie dałem nawet znaku, że dojechaliśmy. Gdy spotkanie się skończyło ja jako pierwszy wyleciałem z sali kierując się do ogrodu. Usiadłem na jednej z ławek i wybrałem numer do mojej żony.
- Cześć kochanie! - powiedziałem radośnie, gdy usłyszałem słucham w słuchawce.
- Ciesze się, że dzwonisz - odparła. - Marco... ymm.. - za jąkała się.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że będziemy mieli dziecko Maja!.
- Już się bałam, że nie..
- Skarbie, nie ma nic lepszego od wieści, że będę po raz trzeci tatą - przerwałem jej - Kocham cię. Chciałbym być teraz z wami - dodałem po chwili.
- Dopiero co wyjechałeś - zaśmiała się. - Ja ciebie też...


- * * * -


Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy Marco ucieszył się z tego, że jestem w ciąży. Nasza rodzina powiększy się o jeszcze jedną małą osóbkę. Nie ma nic lepszego niż urodzenie dziecka. Razem z Sarą i Erikiem poszliśmy wieczorem na mały spacer. Mieliśmy spotkać się z Emilie. Mały gdy tylko ją zobaczył od razu wskoczył jej na ramiona.
- Ciocia! - krzyknął radośnie dając jej buziaka.
- Cześć misiaczku - zaśmiała się - Hej Saruś - cmoknęła małą.
- Dzień dobry ciociu - rzekła przytulając się do niej.
- To co idziemy do kina? - zaproponowałam
- Pewnie!
We czwórkę skierowaliśmy się w stronę kina. Dzieciaki maszerowały radośnie przed nami, więc miałyśmy chwilę aby porozmawiać. Em bardzo ucieszyła się, z powodu mojej ciąży. Powiedziała mi również swoją tajemnicę, która oznaczała, że mój kochany braciszek też zostanie tatusiem i to po raz pierwszy w swoim życiu. Byłam prze szczęśliwa. W końcu układa się nam wszystkim. Emilie nie mogła się już doczekać, aż w końcu powie Łukaszowi o dziecku. Byłam ciekawa jego reakcji. Dzieciaki wybrały jakąś fajną komedię. Specjalnie wybrały miejsca na samej górze. Po dwóch godzinach film się skończył. Postanowiliśmy w końcu wracać do domu. Było już strasznie późno.
- Może przenocujesz u nas? - zapytałam
- Z wielką chęcią - uśmiechnęła się.
Wzięłam Erika na ręce, i już po chwili zasnął. Nie zdziwiłyśmy się, dawno było po jego godzinie. Gdy tylko wróciłyśmy do domu od razu poszłam położyć synka do łóżeczka. Sara również poszła spać. Miałyśmy z Emilie czas na plotki...

__________________________________________________________________________

Ehhh. Dodaje wam kolejne flaki z olejem.
Nie chciałam go dodawać, ale stwierdziłam że "lepszego" nie jestem w stanie napisać.
Chciałam poczekać, aż przyjdą mi bilety, ale będzie to dopiero po weekendzie.
A WIĘC Z KIM WIDZĘ SIĘ NA MECZU BORUSSIA - ŚLĄSK 6.08 WE WROCŁAWIU ? <33333 
Mój drugi mecz Borussii w życiu, już nie mogę się doczekać <3

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 41 ღ .




Mimo wszystko warto wierzyć, że to,
co najpiękniejsze jest dopiero przed nami.



- Pani Reus - usłyszałam tuż przy swoim uchu.
Przeszedł mnie miły dreszcz, a Marco nie przestawał mruczeć. Zaśmiałam się cicho, nie reagując później wcale. Od dwóch dni jesteśmy małżeństwem i nadal nie mogłam w to uwierzyć. Czyżby w końcu szczęście się do nas uśmiechnęło. Oboje mieliśmy taką nadzieję.
- Chodź wstajemy - połaskotał mnie na co wybuchnęłam wielkim śmiechem.
Przywarł do mnie swoim ciałem i zaczął składać szybkie pocałunki na moich ustach. Oddawałam je z pełną miłością jak i radością. Kochałam go najmocniej na świecie. 
- Panie Reus - zaczęłam odrywając się do niego - Proszę się opanować - dodałam ze śmiechem
- Przepraszam panią, ale nie potrafię - rzekł
Po godzinie wylegiwania się w łóżku w końcu wstaliśmy. Czekały na nas Malediwy by je zwiedzić. Tak pojechaliśmy tam na podróż poślubną. Ubrana w letnią, kwiecistą sukienkę z sandałkami w jednej ręce spacerowałam wtulona w Marco po plaży. Słońce grzało cudownie, humory nam dopisywały. Było po prostu cudownie. Choć minął tylko dzień bardzo tęskniłam za naszymi dzieciakami. Przyzwyczaiłam się do
ich obecności.
- Moja piękność - uśmiechnął się uroczo skradając czuły pocałunek z moich ust.
- Przesadzasz - powiedziałam spoglądając mu w oczy.
- Czy te oczy mogą kłamać? - rzekł
Pokiwałam przecząco głową i zaśmiałam się lekko. Spędziliśmy na plaży pół dnia. Opaliłam się tak jak chciałam. Koło szesnastej postanowiliśmy iść coś zjeść. Marco zabrał mnie do jego ulubionej restauracji. I zarezerwował nam stolik dla dwojga gdzieś w ustroju lokalu, tak aby nikt nam nie przeszkadzał. Cieszyłam się z tego, bo każde z nas ceniło sobie prywatność i nienawidziłam jak brukowce wymyślają głupie historyjki na nasz temat. Blondyn był bardzo zdziwiony ilością jedzenia jaką zamówiłam, ale nie jadłam przez cały dzień i byłam głodna jak wilk. Czuliśmy się jak nastolatkowie, karmiliśmy się wzajemnie, śmialiśmy prawie na całą restaurację... 
Wyszliśmy stamtąd niecałe dwie godziny później kierując się wprost do hotelu. Byliśmy bardzo zmęczeni, ale radośni. Pragnęłam spędzić z nim wieczór tak, aby nikt nas nie widział i nie przeszkadzał. Usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się mocno w jego ciało.
- Wiem, że chcesz o wszystkim zapomnieć, ale chcę cię przeprosić kochanie za wszystko. Kochasz mnie nadal? - zapytał
Spoglądałam na niego zdziwiona, ale zrozumiałam. Chciał się upewnić, bo wiedział, że zranił mnie strasznie.
- Kocham cię Marco, nie wyszłam za ciebie tylko dla dzieci. Strasznie mi na tobie zależy rozumiesz. Wybaczyłam ci i zapomniałam. Zaufałam ci - powiedziałam gładząc jego policzek 
Uśmiechnął się, tak cudownie i słodko jak zawsze. Tak, że zawsze miękły mi nogi, a serce przyspieszało swoje bicie. Cmoknęłam go w policzek, kładąc głowę na jego ramieniu i splatając nasze prawe dłonie. 
- Popatrz - podniosłam lekko nasze ręce - To dowód mojej miłości do ciebie, jeśli nie chciałabym tego, nie kochałabym cię tego tutaj by nie było. Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia rozumiesz? - zapytałam 
- Rozumiem - uśmiechnął się - Chciałem tylko...
- Nie mówmy już o tym. - przerwałam mu przygryzając dolną wargę. Wpiłam się w jego usta, wkładając w ten pocałunek wiele miłości. Uśmiechnął się po raz kolejny co odwzajemniłam. 
- Marco obiecasz mi coś?
- Co takiego?
- Obiecaj, że jeszcze kiedyś tutaj przyjedziemy, razem z dziećmi - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście - powiedział 


- * * * -


Wakacje były cudowne, choć szybko się skończyły. Tydzień minął nam jak mrugnięcie okiem. Chciałbym zostać tam na dłużej, lecz treningi wzywały, a ja nie mogłem zawieść drużyny. Maja rozumiała, za co byłem jej bardzo wdzięczny. Już jutro wyjeżdżałem na tygodniowe zgrupowanie przed dwoma sparingami, które zagramy w Hiszpanii. Dość wcześnie położyłem się spać, by wyspać się na jutro.
- Marco już siódma - usłyszałem głos mojej ukochanej żony.
- Już wstaję - powiedziałem przeciągając się na łóżku.
Wziąłem klubowy dres i poszedłem do łazienki. Szybki prysznic, ułożenie włosów i byłem już gotowy do podróży. Sprawdziłem czy aby wszystko mam i zszedłem na dół, gdzie moja rodzinka jadła smacznie śniadanie. Dołączyłem do nich i z uśmiechem przyglądałem się im
- Tato, ale strzel tam dla nas jakąś bramkę - uśmiechnęła się Sara.
- Postaram się - odparłem szybko - Siódma trzydzieści, muszę jechać - westchnąłem.
- Odwieziemy cię - rzekła Maja.
- Jesteście kochani. - powiedziałem. 
We czwórkę wsiedliśmy do auta i skierowaliśmy się w stronę lotniska. Była już większość piłkarzy. Brakowało tylko Łukasza jak i Kevina.
- A ten ciołek znów się spóźnił - zaśmiała się
- Bardzo śmieszne siostrzyczko - odparł - Nie moja wina - skinął w głowę swojej dziewczyny.
- Tak, tak Piszczek zganiaj wszystko na mnie - Emilie skrzyżowała ręce na piersiach.
- Oj nie denerwuj się tak - rzekł.
- Chłopaki jedziemy, są wszyscy! - oznajmił trener.
- Kocham was, uważajcie na siebie dobrze - powiedziałem
- Ja bende panował nad wsystkim tatusiu
- Trzymam cię za słowo synku - ucałowałem go w główkę
Przytuliłem również mocno Sarę dając jej buziaka i złożyłem bardzo namiętny pocałunek na ustach mojej żony. Odchodząc pomachałem im jeszcze. Przejście przez odprawę nie zajęło nam długo, niecałe piętnaście minut później siedzieliśmy już w samolocie. Wyłączony od świata i skupiony na muzyce lecącej w słuchawkach zasnąłem. Do hotelu jechaliśmy niecałą godzinę, ale na warunki nie mogliśmy narzekać. Zacząłem od razu się rozpakowywać. Hofi momentalnie wyleciał do Kevina zostawiając tylko walizki na środku pokoju. 
- A to co? - powiedziałem sam do siebie wyciągając niewielkie pudełeczko zapakowane w ozdobny papier i kokardkę na wierzchu.

______________________________________________________________________________

Mam do was kolejny rozdział tego dziwnego bloga XD
Komentujcie, hejtujcie cokolwiek tylko chcecie :D
I z całego serduszka dziękuje wam za te 13 komentarzy ostatnio.
Strasznie miło mi się zrobiło ♥

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 40 ღ .




Daj mi chwilę, tylko tyle, 
Chcę byś był już zawsze ze mną tu
Daj mi chwilę chociaż tyle, 
Ale nie zostawiaj nigdy już



Piękny, ciepły poranek. Słońce przygrzewało od momentu gdy wzbiło się na niebo. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie, że to już dzisiaj. Wstałam z łóżka i poszłam wprost do łazienki. Nalałam do wanny chłodnej wody mieszając ją wcześniej z lawendowym olejkiem. Starałam się odprężyć. Stres prześladował mnie od wczoraj. Przymknęłam na chwilę oczy by wyłączyć się całkowicie. Po dwóch godzinach postanowiłam jednak wyjść. Wytarłam się dokładnie miękkim ręcznikiem i założyłam bieliznę. Owinięta szlafrokiem zeszłam na dół, gdzie kręciły się dziewczyny.
- Dłużej się nie dało? - spytała Emilie
- Dało się, ale nie chciałam tracić czasu - zaśmiałam się
Dziewczyna brata przewróciła teatralnie oczami i znów zaczęła biegać po domu. Widocznie nie tylko ja stresowałam się dzisiejszym dniem. Będąc w kuchni nalałam sobie szklankę zimnej wody.
- Za godzinę przyjdzie kosmetyczka, po niej fryzjerka - Em mignęła mi tylko przed oczami i znów gdzieś pobiegła.
Zaśmiałam się pod nosem. Myślałam, że to ja jednak będę biegała jak poparzona po całym domu nie wiedząc co gdzie zostawiłam, jednak się pomyliłam.
- Cześć Reusówno - uśmiechnięta od ucha do ucha Laura przywitała mnie mocnym uściskiem.
- Lauri - pisnęłam radośnie - Jednak jesteś - wyszczerzyłam się.
- Nie przegapiłabym twojego ślubu - powiedziała
Wszystko było już gotowe, makijaż wykonany, fryzura zrobiona. Delikatnie gładziłam biały materiał mojej sukni. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Już za półtorej godziny miałam zostać panią Reus. Nie mogłam się doczekać, aż powiemy sobie sakramentalne tak, które połączy nas na zawsze.
- Gotowa? - zapytała
- Tak, jedźmy - uśmiechnęłam się.
Powoli ruszyłam w stronę samochodu, który miał podwieźć nas pod sam kościół. Miałam nadzieję, że nic nie zepsuje nam tego pięknego dnia. Pod świątynią zauważyłam moje dzieciaki, który gdy tylko mnie ujrzały od razu podbiegły do mnie.
- Mamusiu pięknie wyglądasz - Sara uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Noo - dodał Erik.
Zaśmiałam się cicho, szepcząc ciche dziękuje i cmokając dzieci w głowę. Łukasz zaprowadził mnie w stronę ołtarza, oddając mnie w ramiona Marco, któremu uśmiech w ogóle nie schodził z twarzy.
- Jeśli jeszcze raz ją zranisz to sobie pogadamy! - pogroził mu po czym uśmiechnął się szeroko.
Brat odszedł w stronę ławki. Blondyn splótł nasze dłonie i posłał mi ogromny uśmiech, którego odwzajemniłam.
Ceremonia zakończyła się po godzinie. Wychodziliśmy z kościoła jako państwo Reus. Zostaliśmy obsypani płatkami róż jak i ryżem. Razem z dziećmi wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy razem do niewielkiego zamku, w którym odbywała się nasza impreza weselna...


- * * * -


Byłem tak strasznie szczęśliwy. Dumnie przeniosłem panią Reus przez próg. Wyszczerzony od ucha do ucha spoglądałem na nią. Była taka piękna. I moja już na zawsze. Gdy zaprowadziłem ją na środek sali, by zatańczyć pierwszy taniec uśmiechnęła się. Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem lekko do siebie. Złączyłem nasze dłonie i spoglądając jej prosto w oczy zacząłem lekko bujać się do piosenki Secondhand Serenade - Awake. Zapomniałem o całym otaczającym mnie świecie. O gościach dookoła nas. Liczyła się tylko i
wyłącznie ona.
- Wyglądasz przepięknie - szepnąłem
- Dziękuje - uśmiechnęła się w moją stronę.
Na zakończenie tańca musiałem ją pocałować. Za bardzo mnie wszystko kusiło. Zaśmiała się cicho, gdy złączyłem nasze wargi.
Od dzisiaj jesteśmy już razem i nic nie zniszczy nam tego szczęścia.
- Obijany gołąbki - zaśmiał się Łukasz
Oddałem mu moją żonę, a sam poszedłem do stolika, przy którym siedziała moja córka. Erik już dawno chrapał sobie na górze w pokoju.
- Księżniczko zatańczymy? - uśmiechnąłem się
- Oczywiście tatusiu - odwzajemniła uśmiech.
Mała razem ze mną wirowała na parkiecie, podeptaliśmy kilka osób, ale to nam nie przeszkodziło. Śmiałem się jak małe dziecko.
Sara była szczęśliwa, że w końcu będziemy prawdziwą rodziną. Wziąłem ją na ręce i powędrowałem się przejść, spacerowaliśmy razem po alejkach w ogrodzie.
- Kocham cię tatusiu wiesz? - przytuliła się do mnie.
- Ja ciebie też kruszynko - odpowiedziałem i ucałowałem ją w głowie. Usiedliśmy razem na ławce. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Sara powiedziała mi wszystko, co zawsze trzymała w sobie. A co najważniejsze powiedziała mi, że nienawidzi swojej prawdziwej matki. I to Maja jest dla niej tą najlepszą jaką kiedykolwiek miała. Uśmiechnąłem się mocno ją do siebie tuląc.

_________________________________________________________________________

Bla, bla, bla.
Nie umiem i nie potrafię czegoś innego.
Przepraszam ;c

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 39 ღ .




Zrobię wszystko żebyś to Ty 
była tą jedyną, na Zawsze Ty.



Siedziałam w milczeniu spoglądając na dzieci, które bawiły się w ogrodzie. Dziś mijają dokładnie trzy lata, od kiedy razem z Marco się zaręczyliśmy. Do naszego ślubu został miesiąc. Już nie mogłam się doczekać tego dnia. Nikt a zarazem nic nam już nie przeszkodzi. Uśmiechnęłam się widząc, jak Sara stanęła na bramce i czekała na strzał Erika. 
- Mamusiu! - blondynka podbiegła do mnie i usiadła obok na ogrodowej huśtawce.
- Słucham cię? - spojrzałam na nią i ucałowałam ją w główkę.
- Kiedy wraca tata? - zapytała 
- Wieczorem - uśmiechnęłam się.
Sara przytuliła się do mnie jeszcze i pobiegła w stronę Erika, który kopał właśnie w piaskownicy. Upiłam łyk zimnej mineralnej wody i przymknęłam na chwilę oczy. Słoneczko przygrzewało, a delikatny ciepły wiaterek sprawiał, że było bardzo przyjemnie.
- Zgadnij kto to! - usłyszałam czuły głos mojego narzeczonego, gdy zasłonił mi oczy.
- Misiu! - pisnęłam radośnie wstając szybciutko i wpadając mu w ramiona. Pocałował mnie czule w usta i mocno przyciągnął do siebie. 
Nie było go w domu przez miesiąc, był na obozie przygotowawczym. Strasznie się za nim stęskniliśmy.
- Tatusiu przecież miałeś być wieczorem - rzekła Sara, gdy wziął ich na ręce i mocno do siebie przytulił.
- Chciałem wam zrobić niespodziankę - uśmiechnął się. Marco odłożył torbę na ganek i poszedł pobawić się z dzieciakami. Postanowiłam zrobić mu coś do jedzenia. Znów byliśmy razem we czwórkę. Teraz tak szybko mi nie wyjedzie z domu. Gdy kroiłam warzywa do sałatki, jego ręce oplotły mnie w tali.
- Kocham cię - wymruczał przygryzając mi płatek ucha - I tęskniłem - dodał
- Ja ciebie też - odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się - Naprawdę tęskniłeś hm?
- Naprawdę - rzekł tuż przy moich ustach po chwili całując mnie po raz kolejny
Uśmiechnęłam się podczas oddawania tej pieszczoty. Miałam mu coś do powiedzenia, ale wolałam z tym trochę poczekać. Jest jeszcze odrobinkę za wcześnie.


- * * * -


W końcu wróciłem do domu, nie wytrzymałbym ani chwili dłużej na tym obozie przygotowawczym, tęsknota za dziećmi i Mają mnie wykańczała, mimo iż codziennie rozmawialiśmy przez skype. Za bardzo ich kochałem, aby to mi wystarczyło. Teraz przez najbliższy czas mam urlop więc całkowicie zajmiemy się przygotowaniami do naszego ślubu. Za dokładny miesiąc będziemy już w końcu państwem Reus i nikt nam tego nie odbierze. Widać, że co by się nie stało, jesteśmy sobie pisani. 
- Tato - spojrzałem na Erika, który wdrapał się tuż obok mnie na kanapę.
- Słucham cię synku - uśmiechnąłem się do niego
- A cy ja bende kiedyś takim piłkazem jak ty? - zapytał, przez co uśmiech na mojej twarzy się powiększył.
- Jeśli tylko tego będziesz chciał i będziesz do tego dążył mały - pogłaskałem go po główce.
- A znajde takom wspaiałą dziewcyne jak mamusia? - spojrzał na mnie
- Oczywiście - rzekłem pewny - Zobaczysz, że będzie tak wspaniała, piękna jak mama - powiedziałem.
Wieczorem zabrałem ich na spacer, cały czas, który spędziłem na obozie chciałem im wynagrodzić.
Chodziliśmy alejkami Dortmundu, niebo pomału robiło się szare. Sara wraz z Erikiem szła przed nami i mocno trzymała brata za rączkę. 
Tak jak ja Maję, i za żadne skarby nie chciałem jej już puszczać.
- Nie uciekniesz mi sprzed ołtarza? - spojrzałem na blondynkę.
- Nigdy - parsknęła cicho - Dlaczego miałabym ci uciekać, skoro tylko czekam na ten dzień - zapytała
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami - Może nie chcesz za mnie wychodzić - rzekłem.
- Nawet tak nie myśl - odparła szybko - Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo chcę zostać panią Reus - zaśmiała się.
Uśmiechnąłem się w jej stronę i dałem jej czułego całusa. Objąłem ją czule ramieniem i spojrzałem na dzieciaki. Całe moje szczęście...

_________________________________________________________________________

No co by tu napisać :D . Nie wyszło jak zawsze same flaki z olejem :D
Kolejny raz krótki, bardzo krótki.
Nie wiem czy następną notką nie będzie epilog :/
Choć w głowie mam jeszcze dwie akcje, ale one komplikują ich szczęście znów :D
Jagódka taka niedobra :D XD
Macie tutaj linka ;)
Komentujcie, obserwujcie będę wiedziała, że mam do kogo pisać <3
A ja spadam świętować imieniny :D

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 38 ღ .




Bo dajemy szanse tylko tym, na którym na prawdę nam zależy



Nie sądziłam, że Marco będzie w stanie do tego się posunąć, że zatrzyma cały samolot, tylko po to, by nie pozwolić nam wylecieć. Zrozumiałam wtedy, że kochał mnie. Naprawdę mnie kochał. Nie potrafiłam bez niego żyć, więc wybaczyłam mu wszystko co zrobił. Postanowiłam już nie uciekać od problemów, bo to było najgorsze wyjście jakie mogłam stosować.
- Naprawdę mi wybaczyłaś - zapytał w pewnym momencie Marco siadając obok mnie w salonie.
- Wybaczyłam ci już dawno - spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam widząc grymas na jego twarzy - Tylko nie chciałam na razie wracać do ciebie, musiałam sobie wszystko przemyśleć - powiedziałam - Dlatego chciałam wyjechać, tylko na trochę, przemyśleć wszystko dokładnie jeszcze raz. - dodałam.
- Proszę nigdy już tego nie rób - rzekł wpatrując się w moje oczy - Nigdy, przenigdy - chwycił moją dłoń i przykładając do swoich ust pocałował ją delikatnie.
- Obiecuje Marco - odpowiedziałam pewnie.
Ciszę, która między nami panowała, przerywała tylko cicho puszczona muzyka. W pokoju panował półmrok, rozświetlany przez ogień rozpalony w ognisku. Spoglądałam na niego, a Marco cały czas gładził moją dłoń. Czułam na sobie jego wzrok. Odwróciłam głowę i uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił go, zbliżając się do mnie.
- Tak strasznie cię kocham - szepnął zatapiając się w moich ustach. Oddawałam jego pocałunek i całkowicie mu się oddałam. Był całym moim światem. Wplotłam ręce w jego włosy. Potrzebowałam go tak samo jak dzieciaki. One musiały mieć ojca, a ja pragnęłam jego bliskości, jak i tego, żeby po prostu był. Bym mogła budzić się rano tuż obok niego. Jak i wieczorem zasypiać w jego silnych ramionach.
Obiecał, że już mnie nie skrzywdzi. Uwierzyłam mu. Do trzech razy sztuka. Teraz musieliśmy być szczęśliwi i każde z nas miało taką nadzieję.
- Na pewno tego chcesz? - spytał niepewnie wpatrując się pytająco w moje oczy.
- Nie pragnę niczego innego. - szepnęłam tuż przy jego ustach - Tamto wydarzenie puściłam w niepamięć - uśmiechnęłam się lekko.
Blondyn jakby bał się tego co miało się za chwilę wydarzyć, więc przejęłam inicjatywę. Pogłębiłam nasz pocałunek. A gdy tylko ściągnęłam z niego koszulkę, widocznie zrozumiał, że go pragnę. Odebrał mi moje dowodzenie i zabrał się za mnie. Po drodze do sypialni upewniliśmy się, czy dzieci śpią, a po tym skierowaliśmy się wprost do naszego pokoju. Moje ubrania znikały ze mnie bardzo szybko. Nie byłam mu dłużna, poddałam się mu całkowicie. Za bardzo go kochałam, by go zostawić.


- * * * -


Rano obudziły mnie natarczywe promienie światła, które za żadne skarby nie chciały zmienić obiektu na którego świeciły. Leniwie przetarłem swoje oczy, lekko ziewając. moja dłoń spoczywała na nagich plecach Majki, która wtulała się we mnie trzymając głowę na moim torsie. Uśmiechnąłem się szeroko. Zrozumiałem już wtedy, że miłość która połączyła naszą dwójkę, jest tak mocna, że nie idzie po prostu jej zniszczyć. Chwyciłem kosmyk jej długich blond włosów i zacząłem się nim bawić. Nie mogę jej stracić, już nigdy. Więc zrobię wszystko aby do tego nie dopuścić.
- Nie śpisz? - spojrzałem na moją ukochaną, która podniosła lekko głowę by odnaleźć wzrokiem moje oczy.
- Przed chwilą się obudziłem - oznajmiłem
- Marco? - spojrzała na mnie.
- Tak królewno? - spytałem splatając nasze dłonie.
- Kochasz nas? - odpowiedziała pytaniem na pytanie
- Oczywiście. Nie wyobrażam sobie życia bez was - rzekłem - Za wszystkie krzywdy, które ci wyrządziłem przepraszam - musnąłem lekko jej usta.
- Będziesz zawsze z nami?
- Tak, a ty zostaniesz moją panią Reus? - spytałem uśmiechając się szeroko.
Maja pokiwała mi twierdząco głową. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Wyciągnąłem z szafki nocnej pierścionek, który od tamtego dnia leżał wciąż w tym samym miejscu i ponownie założyłem go na jej dłoń.
- Daj mi chwilę - powiedziała wychodząc szybko z łóżka - Ale lepiej załóż bokserki - dodała jeszcze.
Wyszła z pokoju, a ja uczyniłem to o co prosiła. Wróciłem z powrotem do łóżka i czekałem na maję.
Po dziesięciu minutach usłyszałem odgłosy stawianych kroków.
- Tatusiu zamknij oczy!
- Już - odparłem
Przez odgłos zamykanych drzwi, zrozumiałem, że ktoś wszedł do środka. Chciałem podglądnąć, ale Sarcia od razu by to zauważyła.
- Już możesz otworzyć - oznajmiła Maja.
Niepewnie odsunąłem ręce od twarzy a widok który tam ujrzałem przyprawił mnie o cichy śmiech jak i miłe przyśpieszenie bicia mego serca. Trzy moje gwiazdy ubrane w moją koszulkę z nazwiskiem Reus.
- I jak pasuje? - ujrzałem promienny uśmiech Majeczki, który gościł na jej twarzy. - Państwo Reus - dodała.
- Pasuje, pasowało i zawsze będzie pasować - powiedziałem - Kocham was, chodźcie tutaj do mnie - rzekłem.
Gdy moja ukochana jak i dzieci znalazły się tuż obok mnie dałem każdemu buziaka jak i uśmiechnąłem się szeroko. Byłem szczęśliwy i miałem nadzieję, że oni też.

_________________________________________________________________________

Przepraszam za wszystkie zaległości, jeśli nie skomentowałam u kogoś rozdziału to zostawcie mi link w SPAMIE a na pewno, gdy tylko będę na laptopie wpadnę i zostawię ślad po sobie.
Zaniedbałam także swoje blogi.
I mam do was pytanie chciałabym zacząć opowiadanie o Tomku Kędziorze z Lecha Poznań, byłybyście chętne czy jednak może nie? ;)
Głosujcie w ankiecie! ;)
MIŁYCH WAKACJI! ♥

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 37 ღ .




Bo wiedziałem, że jesteś jedyną, Z tobą me życie się rozpoczęło



Od wczorajszego pocałunku i tego wszystkiego co jej powiedziałem nie odzywała się do mnie ani słowem. Wiedziałem, że znów schrzaniłem wszystko co pomału udawało mi się odbudować. Westchnąłem cicho jeżdżąc widelcem po talerzu i skupiając swój wzrok na widoku za oknem. Słońce ładnie świeciło jak na marzec. Wiosna już całkowicie zawitała w Dortmundzie. A najgorsza była myśl, że już niedługo koniec sezonu. Choć szczerze dla połowy piłkarzy był to bardzo wyczekiwany czas, dla mnie jednak nie. Po mojej kontuzji byłem głodny gry, najchętniej nie schodziłbym z boiska.
- Marco jest sprawa - rzekł Piszczu, kiedy wszedłem do szatni
- Jaka? - zapytałem spoglądając na obrońce
- Pójdziemy na kawę po treningu?
- Pewnie - odparłem przebierając się w strój treningowy.
Już po chwili z chłopakami biegaliśmy wokół boiska, nadal w mojej głowie siedziała Maja i wczorajsza sytuacja, która miała miejsce. Jej usta były dla mnie czymś magicznym. Pragnąłem ich, pragnąłem jej. Wariowałem, wiedziałem o tym, ale nie mogłem nic zrobić, aby blondynka mi wybaczyła.
- Blondasku! - zawołał trener, gdy zauważył że wcale nie skupiam się na treningu - Wszystko w porządku? - zapytał
- Oczywiście trenerze, w jak najlepszym - uniosłem delikatnie kąciki ust do góry, lecz pewnie nie przypominało to kształtu uśmiechu. Klopp jeszcze raz obdarzył mnie zmartwionym spojrzeniem i wrócił do rozmowy z Kubą. Ogarnąłem się trochę i bardziej skupiłem na grze. Z utęsknieniem oczekiwałem końca treningu, aż w końcu będę mógł wrócić do domu i pobawić się z dziećmi.
- Dobra chłopcy na dziś koniec - rzekł Jurgen - Widzę, że żaden jakoś nie może się dziś skupić na treningu - westchnął - Pamiętajcie, że za to czeka was niedługo ostry trening na siłowni - pogroził palcem i posłał nam uśmiech. Wypuściłem cicho powietrze z płuc i skierowałem się do szatni. Zimny prysznic był dla mnie zbawieniem, lecz nie siedziałem pod nim długo. Musiałem dowiedzieć się o co chodzi Łukaszowi. Wychodząc z szatni zauważyłem, że Piszczu czeka na mnie na korytarzu. Uśmiechnąłem się lekko do niego i ruszyliśmy do pobliskiej kawiarni.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałem spoglądając uważnie na brata dziewczyny, którą cholernie mocno kochałem.
- No wiesz - rzekł zmieszany.
Zdziwiło mnie jego zachowanie, coś mi się w nim nie podobało. Spojrzałem prosto w oczy Piszczkowi, i wiedziałem, że coś ukrywa.
- Nie wiem - odparłem mieszając w filiżance swoją kawę.
- Powiedz mi co tak naprawdę jest między tobą a Mają?
- Sam nie wiem - westchnąłem - Wiesz, że ją kocham i chcę z nią być, ale po tym wszystkim czego się dopuściłem ona nie potrafi mi wybaczyć. Rozumiem to, ale nie mam zamiaru się poddać, za bardzo mi na nich zależy. - powiedziałem wprost.
- Wiesz co - zaczął - Radzę ci lepiej szybko jechać do domu, mam nadzieję, że nie będzie już za późno! - dodał szybko.
- O co ci chodzi? - zapytałem zdziwiony
- Jedź szybko do domu, musisz natychmiast tam jechać, ja zapłacę - rzekł
Wybiegłem z kawiarni jak poparzony skierowałem się do swojego samochodu i z piskiem opon jechałem do domu. wpadłem do niego nawet nie zamykając drzwi. Biegałem po całym domu w poszukiwaniu Majki jak i dzieci. Nigdzie ich nie było. Zauważyłem karteczkę leżącą na stole, szybko złapałem ją w dłonie i rozwinąłem

Nie bądź zły na Łukasza, on zrobił to za moją prośbą. Musiałam wyjechać, zabrałam dzieci. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. 
Przepraszam Maja...


- * * * -


Musiałam wyjechać, gdzieś daleko choć na kilka dni. Ta sytuacja, która miała miejsce wczoraj dała mi wiele do myślenia, nie potrafiłam skupić się na niczym innym. A to, że mieszkałam z Marco nie ułatwiało mi tego. Zastanawiałam się przez całą noc nad wszystkim. I postanowiłam coś, co będzie najlepsze, choć muszę odpocząć. Tylko kilka dni, nic więcej. W sumie sama nie wiem na ile miałam zamiar wyjechać. Na tak długo ile się da?. Nie wiedziałam. Łukasz bardzo mi pomógł z tym wszystkim, choć był niezadowolony z mojej decyzji jak i zły, pomógł mi, niechętnie ale pomógł. Byłam mu bardzo wdzięczna. Bilety na godzinę treningu zarezerwowałam specjalnie. Nie chciałam spotkać Marco. Siedziałam i czekałam właśnie na samolot. Erik smacznie spał w nosidełku, a Sara słuchała muzyki na telefonie. Zrozumiała mnie, za co byłam jej wdzięczna. Dzieciaki będą miały wakacje, ja natomiast chwilę by wszystko przemyśleć.
- Osoby lecące do Madrytu, prosimy o pójście na odprawę - rozbrzmiał głos informatorki.
Ruszyłam w wyznaczone miejsce trzymając córkę za rękę. Szybko nam to minęło i już po chwili siedzieliśmy razem w samolocie. 
- Mamusiu, będzie dobrze prawda? - zapytała Sara spoglądając na mnie
- Musi być kochanie - ucałowałam ją w głowę i chwyciłam za rękę posyłając lekki uśmiech.
Minuty mijały, na pokładzie samolotu było coraz więcej pasażerów. Cały samolot był już zapełniony, a my nadal nie ruszaliśmy. Zdziwiło mnie to jak i lekko podirytowało. Chciałam już znaleźć się w Madrycie. Do środka wpadł jeszcze jeden pasażer, zrozumiałam, że to on był powodem opóźnienia lotu. Westchnęłam
cicho spoglądając na córkę. Uśmiechnęłam się do niej poprawiając jej kołnierzyk przy koszuli. Po chwili usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę i kogoś niemiarowy oddech. Od razu obróciłam głowę w tamtą stronę i ujrzałam blondyna, kucającego obok mnie.
- Marco! co ty tutaj robisz? - powiedziałam podniesionym głosem.
- Nie pozwolę wam odejść rozumiesz! - rzekł spoglądając mi prosto w oczy. - Nie pozwolę! - powtórzył wstając - Wiem, zdrada to jest coś niewybaczalnego, zraniłem cię i to nie jeden raz. Żałuje tego Maja, żałuje cholernie. Nawet nie wiesz jak się sobą brzydzę, a co dopiero ty. Rozumiem... - powiedział - Ale przenigdy tego nie chciałem uwierz mi, za bardzo cię kocham. Jestem od ciebie uzależniony. Moje życie bez was nie istnieje. - ponownie kucnął przy moim fotelu chwytając moją dłoń - Wróć ze mną do domu, ty i dzieciaki. - szepnął - Kocham was! Maja kocham cholernie. Mam to wykrzyczeć, żebyś mi uwierzyła? - zapytał
- Mamusiu, uwierz tacie - spojrzałam na córkę, która dokładnie obserwowała całą sytuację...
- Wróćcie ze mną proszę cię Maju - powiedział cicho składając delikatny pocałunek na mojej dłoni.
- Kocham cię Marco - szepnęłam odnajdując jego usta i składając na nich utęskniony pocałunek.
- Ja ciebie też Majeczko!
Blondyn przytulił mnie mocno do siebie, i momentalnie zabrał nas do domu. Za bardzo go pokochałam bym mu nie wybaczyła...

________________________________________________________________________

Wrócili do siebie :) cieszycie się ? ;D
Tu mam weny dużo a na tamto opowiadanie ani trochę ;/
Sandrunio moja kochana rozdział dla ciebie misiaczku ♥ :D