środa, 30 lipca 2014

Rozdział 44 ღ .




Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz...



Jechaliśmy właśnie autokarem na lotnisko. Już nie mogłem się doczekać, aż będę w domu. Z uśmiechem na twarzy podśpiewywałem sobie cicho piosenkę pod nosem. Spoglądałem na mijaną drogę przez okno. Ładnie oświetlone budynki, jak i ulice. Pełno tłumów ludzi, idących lub wracających z jakiejś imprezy. Na moim telefonie widniała godzina pierwsza w nocy. Westchnąłem cicho, byłem strasznie zmęczony. Na lotnisko dojechaliśmy dość szybko, od razu po odebraniu swoich walizek ruszyliśmy do środka.
- Co jest? - zapytał Mats podchodząc do nas.
- Nie wiem, trener poszedł się dowiedzieć - rzekł Łukasz.
- Chłopaki lot jest opóźniony o trzy godziny. - oznajmił wściekły Klopp - Będziemy musieli tutaj jakoś wytrzymać - dodał.
Zrezygnowani odłożyliśmy swoje torby. Nie miałem zamiaru siedzieć na tych niewygodnych plastikowych krzesełkach. Wyciągnąłem z plecaka poduszkę i położyłem się na podłodze.
- Trener nas obudzi później - powiedział Romek
Połowa chłopaków poszła w moje ślady. Przymknąłem oczy i momentalnie znalazłem się w krainie morfeusza.
- Blondynko wstawaj - zaśmiał się Piszczu.
Leniwie podniosłem swoje powieki i spojrzałem na zegarek. Trzecia piętnaście. Przeciągnąłem się i wstałem. Przetarłem oczy i biorąc swoją torbę usiadłem obok brata mojej żony. W końcu po trzydziestu minutach mogliśmy wsiąść do samolotu. Usiadłem na swoim miejscu obok Kevina i od razu napisałem Majce smsa, że mamy opóźniony lot. Tuż po przeliczeniu i innych sprawach, które musiał sprawdzić trener mogłem spokojnie zasnąć. Choć los chyba nie chciał abym spał. Momentalnie poczułem, jak ktoś kopie mi w siedzenie.
- Kuźwa Auba - odwróciłem się w jego stronę, i ujrzałem jego wyszczerzoną mordkę - Masz ADHD czy jak? - zapytałem.
- Nic z tych rzeczy - odpowiedział - Po prostu nie masz spać - oznajmił.
- A co mam robić o trzeciej w nocy człowieku?
- Nie spać! Zwiedzać! Zapierdalać! - wydarł się na cały samolot Piszczek.
- Tak, dobranoc - wysłałem mu buziaka w powietrzu i odwróciłem się z powrotem.
Przytuliłem do siebie poduszkę i założyłem na uszy słuchawki. Całkowicie skupiłem się na muzyce, pomału odpływałem w sen gdyby nie...
- Auba!!! - jęknąłem
- To nie byłem ja - bronił się
- A kto aniołki z nieba? - zapytałem
- Teraz akurat to był Marcel - powiedział.
- Nie śpimy kochany, nie śpimy - wyszczerzył się blondyn - Grasz z nami w karty, Pierre rozdawaj - oznajmił.
Westchnąłem cicho ostatecznie przystając na grę, tak nie daliby mi spokoju...


- * * * -


Obudziłam się rano i od razu przeczytałam smsa od Marco. Wstałam od razu i poszłam się odświeżyć. Gdy wyszłam z łazienki od razu do moich uszu dotarł śmiech dzieci. Ubrałam się szybko i poszłam do pokoju Sary. Uśmiechnęłam się na widok jak bawią się pluszakami.
- A wy co już nie śpicie? - pogłaskałam małego po główce i usiadłam na brzegu łóżka.
- Nie - odparła Sara - Myśleliśmy, że tata już jest - dodała po chwili.
- Lot im się opóźnił, będą lądować dopiero za trzy godziny - odpowiedziałam. - A teraz Sarunia zmykaj się ubrać, ty mały też. Pobawicie się po śniadaniu - uśmiechnęłam się.
Wzięłam synka na ręce i poszłam do jego pokoju, pomogłam mu się ubrać i razem poszliśmy na dół. We trójkę zrobiliśmy razem śniadanie. Gdy dzieciaki poszły się bawić, ja usiadłam sobie na kanapie w salonie i wzięłam książkę do ręki. Przerwał mi dopiero telefon, momentalnie oderwałam się od książki i odebrałam.
- Hej kochanie - powiedziałam a uśmiech wkradł się na moją twarz.
- Cześć skarbie - odparł - Za godzinkę lądujemy, będziecie? - zapytał.
- Oczywiście, że tak. Zaraz wyjedziemy z domu.
- Kocham was, do zobaczenia!.
Rozłączyłam się i zawołałam Sarę jak i Erika. We trójkę wsiedliśmy do samochodu. Korki tego dnia działały mi na nerwy. Dotarliśmy na lotnisko w tym samym momencie co wylądował samolot chłopaków.
- Tata! - krzyknął Erik i pobiegł razem z Sarcią w jego stronę.
- Dzieciaki moje - uśmiechnął się promiennie i wskoczyli mu w ramiona.
Marco ucałował każdego z nich. Stałam kilka metrów od nich i przyglądałam się. Trochę niezręcznie się czułam. Blondyn spojrzał na mnie, i wysłał na chwilę dzieci do Łukasza. Ruszył w moim kierunku, a moje serce momentalnie przyspieszyło. Nie wiedziałam co zrobić.
- Który miesiąc? - zapytał uśmiechnięty.
- Drugi - odpowiedziałam.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę - wziął mnie na ręce i obrócił dookoła swojej osi.
- Dzieciaki chodźcie jedziemy - zawołał
Marco objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Byłam szczęśliwa.
- Maja gratulację! - usłyszałam radosny głos Marcela.
- Dziękujemy - zaśmiałam się
Wieczór nastał bardzo szybko, Marco spędził pół dnia na zabawie z dziećmi. Z rysunków bardzo się ucieszył.
- Teraz mamy chwilę dla siebie - oznajmił siadając obok mnie - Dzieciaki śpią - dodał.
Przytuliłam się mocno do niego. Dreszcz przeszedł przez moje ciało, gdy poczułam ciepły dotyk dłoni na moim brzuchu.
- Kocham cię - pocałował mnie, z uśmiechem na twarzy odwzajemniłam pocałunek
- Ja ciebie też - odpowiedziałam - A co to? - zdziwiłam się tak samo jak Reus.
Z zewnątrz dobiegały jakieś krzyki, wyszliśmy przed dom i z ogromnym śmiechem obserwowaliśmy mojego brata jak biegnie przez całą ulicę.
- Będę tatą! - krzyczał najgłośniej jak potrafił - Będę tatą rozumiecie - dodał i pobiegł dalej.
Wszyscy mieszkańcy wyszli przed domy i z radością obserwując biegnącego Piszczka i krzyczącego na cały głos, że zostanie tatą składali mu gratulacje. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam roześmianą twarz Emilie. Odwzajemniłam uśmiech, a chwilę potem poczułam na swoim brzuchu rękę Marco.
- Teraz już będziemy szczęśliwi, obiecuje ci to - szepnął mi na ucho i dał mi buziaka.

________________________________________________________________________________

Mam do was małą sprawę. Pisałam wam już wcześniej, że w ciągu roku szkolnego będę pisała tylko jednego bloga. I postanowiłam, że tego bloga będę pisała do końca wakacji. Skończę go i zacznę nowego. Mam już kolejny pomysł i jest on znów o Reusie :D Mam nadzieję, że będziecie chcieli czytać o nim bloga. Nie wiem, jakoś opowieści o Marco pisze mi się fajnie. O innych piłkarzach lub skoczkach tak dziwnie XD
Pasuje wam? :)
Czekam na wasze opinię i dziękuje za wszelkie komentarze <3
Kocham was ♥

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 43 ღ .




Odgłos pocałunku jest cichszy niż wystrzał armatni, 
ale jego echo trwa o wiele dłużej.



Do powrotu Marco zostały dwa dni. Już nie mogłam się doczekać, aż będę mogła się do niego przytulić i kolejny raz powiedzieć jak bardzo go kocham. Przez ten prawie cały tydzień Emilie nocowała u nas. Było nam wszystkim raźniej, niż miałaby być w domu sama. Dni mijały szybko,a zwłaszcza gdy całe spędzałyśmy
na zabawie z dziećmi. Codziennie chodziłyśmy z nimi na plac zabaw, lub basen. Sara jak i Erik byli szczęśliwi, a uśmiech w ogóle nie schodził im z twarzy, i nam również.
- Jak myślisz, jak Łukasz zareaguje na wieść o dziecku? - zapytała Em spoglądając na mnie. Widziałam po niej tą niepewność, ale wiedziałam, że nie ma się czego obawiać.
- Będzie szczęśliwy, bardzo szczęśliwy Emi - uśmiechnęłam się - Od kiedy skończył dwadzieścia lat cały czas pragnął założyć rodzinę a zwłaszcza mieć synka - dodałam
- Zawsze chciałam być matką - wyszczerzyła swoje ząbki i ogromnym uśmiechu. Nie mogłam go nie odwzajemnić. Zaśmiałyśmy się razem. Tak bardzo nie mogłam się doczekać by zobaczyć brata w roli tatusia. Wybiła godzina piętnasta więc wraz z Emilie wzięłyśmy dzieciaki na plac zabaw.
- Mamo a co bendziemy lobić póśniej? - mały podbiegł do nas i wgramolił mi się na kolana.
- A co byś chciał syneczku? - pogłaskałam go czule po policzku i uśmiechnęłam się do niego.
- Zlobimy dla taty lysunek - rzekł - Taaaaki duuuuuzy - pokazał rączkami.
- Dobrze taki duży jaki będziesz chciał. A teraz leć do Sary bo cię woła - ucałowałam go w główkę.
- Ja już chce urodzić - powiedziała Em
- Jeszcze trochę - zaśmiałam się.
Wróciliśmy do domu koło siedemnastej. Po jedzeniu od razu zabraliśmy się za robienie rysunku dla Marco. Uśmiechnięta spoglądałam jak Erik przykleja na kartkę różne papiery, które tworzyły piłkę. Jego skupienie na twarzy rozśmieszało.
- Spodoba się tacie? - zapytała Sara siadając obok mnie
- Pokaż - powiedziałam biorąc do ręki ogromny rysunek córki. - Jest przepiękny kochanie - powiedziałam oczarowana
- A kto to ? - spytała Emilie przyglądając się dziełu blondynki.
- To jestem ja, to tata, mama, Erik, nasza kolejna siostrzyczka, ty ciociu, wujek Łukasz i wasz synek - wymieniła wskazując kolejno palcem.
- Skarbie ty nasz - promienny uśmiech od razu wkradł się na twarz mojej przyszłej bratowej. Em mocno przytuliła do siebie małą i czule ucałowała w głowę. Gdy Sara wróciła do rysowania spojrzałam na nią. Uśmiechnęłam się, mimo iż nie była moją biologiczną córeczką kochałam ją. Mogłabym oddać za nią swoje życie. Jest dla mnie całym światem tak jak Erik. Nie potrafiłam naprawdę zrozumieć, jak była Marco mogła ją tak po prostu wyrzucić ze swojego życia. Przecież Sara była wspaniałą dziewczynką. Ja tak samo jak i Sara miałam nadzieję, że dziecko które noszę pod serduszkiem będzie dziewczynką.


-* * * -


Codziennie pod wieczór rozmawiałem z Mają jak i dziećmi przez telefon albo skype. Tęskniłem za nimi strasznie. Jeszcze tylko dwa dni do mojego powrotu. Życie piłkarza jest trudne. Ciągłe wyjazdy, mecze, treningi. Rzadko kiedy bywa się w domu, ale najważniejsze szczęście jest wtedy, gdy ma się dla kogo wrócić. Byłem bardzo wdzięczny im, że wspierają mnie zawsze. Nie ma mnie, gdy mnie potrzebują, a to najbardziej boli. Staram się robić wszystko, aby byli szczęśliwi ze mną, tak jak ja jestem z nimi. Gdy dowiedziałem się od mojej żony, że Łukasz będzie również tatą ucieszyłem się strasznie. Robiłem wszystko co w mojej mocy, by się nie wygadać.Udawało mi się to na szczęście. Gdybym wygadał Maja i zapewne Emilie udusiłyby mnie na miejscu. A tego na pewno bym nie chciał.
- Ej Reus! - usłyszałem radosny głos Marcela - Chodź na chwilę tutaj do mnie - rzekł klepiąc miejsce na swoich kolanach.
Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Posłusznie wykonałem prośbę obrońcy i usiadłem na jego kolanach obejmując jego szyję dłońmi i kilkukrotnie zamrugałem. Co wywołało salwę śmiechu u chłopaków.
- Powiedz mi tutaj kochany jak to jest być tatusiem po raz trzeci - spojrzał na mnie poważnie, lecz mu to nie wyszło.
- Jak to jest... hm... Najlepiej na świecie, nie ma nic lepszego niż poszerzająca się rodzina - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- A zdradź nam szczegóły - dodał.
- Ty już dobrze wiesz, jak się robi dzieci kochany - zaśmiałem się klepiąc go po klatce. Spojrzenie wszystkich skierowało się na  otwierające drzwi i oczy Kloppa, które na widok mnie siedzącego na kolanach Schmelzera o mało co nie wypadły z orbit. Każdy tłumił w sobie śmiech, a trener nie wiedział w ogóle o co chodzi.
- Chłopcy czy wy zmieniliście orientację? - zapytał niepewnie - Ale przecież wy macie żony i dzieci!
Śmiech rozbiegł się po całej sali. Nie wytrzymaliśmy, zdezorientowany Klopp spoglądał na nas jak na idiotów. Gdy Kevin wytłumaczył mu całą sytuację sam zaczął się śmiać.
- Z kim ja żyję - rzekł
Gdy moja komórka zaczęła dzwonić, przeprosiłem wszystkich i wyszedłem na taras hotelu.
- Cześć kochanie - przywitałem się a uśmiech od razu wkradł się na moją twarz.
- Hej - odparła - Co tam u was słychać? Jak trening? - zapytała.
- Bardzo dobrze, jutro mamy cały dzień wolny, zwiedzimy trochę miasto, pakowanie i w nocy samolot. Tęsknie - powiedziałem
- My też tęsknimy - odparła. - Marco?
- Słucham?
- Kocham cię - rzekła.
- Ja ciebie też - odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się kolejny raz tego dnia. Spoglądając na rozgwieżdżone niebo rozmawiałem z Mają i myślałem o nich....

_____________________________________________________________________________

Jak wakacje mijają kochane? <3
Czekam na wasze opinie i lecę oglądać mecz Kolejorza <333
Do następnego ♥

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 42 ღ .




Potrzebuje spojrzeć w twoje oczy...



Siedziałem chwilę trzymając to pudełko w dłoni. Nie wiedziałem czy je otworzyć, czy jednak nie. Obawiałem się troszkę. W końcu postanowiłem zadziałać. Ciekawość zżerała mnie od środka. Pomału zacząłem odwiązywać wstążkę. Odwinąłem ozdobny papier i ściągnąłem wieczko pudełka. Dopiero po chwili zorientowałem się co to tak naprawdę jest. Radość ogarnęła całe moje ciało. Wyleciałem z pokoju jak
poparzony i pobiegłem do stołówki, gdzie siedzieli wszyscy.
- Będę tatą! - krzyknąłem szczerząc się jak mysz do sera.
- No przecież już jesteś - Kevin pokręcił bezradnie głową - Amnezję masz Marco czy jak?
- Maja jest w ciąży ciołku - powiedziałem - Będziemy mieli trzecie dziecko - dodałem.
- No proszę, Reus strzela gole nie tylko na boisku - skomentował Piszczek - Muszę siostrzyczce pogratulować - zapiszczał radośnie i wybiegł do hotelowego ogrodu. Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu, który cały dzień gościł na mojej twarzy. Z niecierpliwością czekałem, aż nastanie wieczór. Musiałem porozmawiać z Mają. Ta wiadomość bardzo mnie uszczęśliwiła. Nie ma nic lepszego, niż kolejny członek naszej rodziny.
- Marco! - usłyszałem głos Kuby z korytarza.
- Co jest? - spytałem wychylając głowę z pokoju.
- Trener wzywa wszystkich do sali - powiedział.
- Już schodzę..
Nasza rozmowa będzie musiała poczekać. Założyłem kapcie i szybko poszedłem na dół. Usiadłem obok Matsa i oparłem głowę o dłoń. Spoglądałem wyczekująco na trenera, upewnił się czy są wszyscy i zaczął swoją przemowę...
- Na początku Marco gratuluje! - zaśmiał się
- Dzięki trenerze!
- A teraz omówmy sprawy związane z jutrzejszym, wieczornym meczem. - rzekł.
Zamiast słuchać taktyki, i innych ważnych tematów związanych z naszymi przeciwnikami, ja myślałem o Majce. Pewnie czekała na moją odpowiedź, a ja nie dałem nawet znaku, że dojechaliśmy. Gdy spotkanie się skończyło ja jako pierwszy wyleciałem z sali kierując się do ogrodu. Usiadłem na jednej z ławek i wybrałem numer do mojej żony.
- Cześć kochanie! - powiedziałem radośnie, gdy usłyszałem słucham w słuchawce.
- Ciesze się, że dzwonisz - odparła. - Marco... ymm.. - za jąkała się.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że będziemy mieli dziecko Maja!.
- Już się bałam, że nie..
- Skarbie, nie ma nic lepszego od wieści, że będę po raz trzeci tatą - przerwałem jej - Kocham cię. Chciałbym być teraz z wami - dodałem po chwili.
- Dopiero co wyjechałeś - zaśmiała się. - Ja ciebie też...


- * * * -


Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy Marco ucieszył się z tego, że jestem w ciąży. Nasza rodzina powiększy się o jeszcze jedną małą osóbkę. Nie ma nic lepszego niż urodzenie dziecka. Razem z Sarą i Erikiem poszliśmy wieczorem na mały spacer. Mieliśmy spotkać się z Emilie. Mały gdy tylko ją zobaczył od razu wskoczył jej na ramiona.
- Ciocia! - krzyknął radośnie dając jej buziaka.
- Cześć misiaczku - zaśmiała się - Hej Saruś - cmoknęła małą.
- Dzień dobry ciociu - rzekła przytulając się do niej.
- To co idziemy do kina? - zaproponowałam
- Pewnie!
We czwórkę skierowaliśmy się w stronę kina. Dzieciaki maszerowały radośnie przed nami, więc miałyśmy chwilę aby porozmawiać. Em bardzo ucieszyła się, z powodu mojej ciąży. Powiedziała mi również swoją tajemnicę, która oznaczała, że mój kochany braciszek też zostanie tatusiem i to po raz pierwszy w swoim życiu. Byłam prze szczęśliwa. W końcu układa się nam wszystkim. Emilie nie mogła się już doczekać, aż w końcu powie Łukaszowi o dziecku. Byłam ciekawa jego reakcji. Dzieciaki wybrały jakąś fajną komedię. Specjalnie wybrały miejsca na samej górze. Po dwóch godzinach film się skończył. Postanowiliśmy w końcu wracać do domu. Było już strasznie późno.
- Może przenocujesz u nas? - zapytałam
- Z wielką chęcią - uśmiechnęła się.
Wzięłam Erika na ręce, i już po chwili zasnął. Nie zdziwiłyśmy się, dawno było po jego godzinie. Gdy tylko wróciłyśmy do domu od razu poszłam położyć synka do łóżeczka. Sara również poszła spać. Miałyśmy z Emilie czas na plotki...

__________________________________________________________________________

Ehhh. Dodaje wam kolejne flaki z olejem.
Nie chciałam go dodawać, ale stwierdziłam że "lepszego" nie jestem w stanie napisać.
Chciałam poczekać, aż przyjdą mi bilety, ale będzie to dopiero po weekendzie.
A WIĘC Z KIM WIDZĘ SIĘ NA MECZU BORUSSIA - ŚLĄSK 6.08 WE WROCŁAWIU ? <33333 
Mój drugi mecz Borussii w życiu, już nie mogę się doczekać <3

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 41 ღ .




Mimo wszystko warto wierzyć, że to,
co najpiękniejsze jest dopiero przed nami.



- Pani Reus - usłyszałam tuż przy swoim uchu.
Przeszedł mnie miły dreszcz, a Marco nie przestawał mruczeć. Zaśmiałam się cicho, nie reagując później wcale. Od dwóch dni jesteśmy małżeństwem i nadal nie mogłam w to uwierzyć. Czyżby w końcu szczęście się do nas uśmiechnęło. Oboje mieliśmy taką nadzieję.
- Chodź wstajemy - połaskotał mnie na co wybuchnęłam wielkim śmiechem.
Przywarł do mnie swoim ciałem i zaczął składać szybkie pocałunki na moich ustach. Oddawałam je z pełną miłością jak i radością. Kochałam go najmocniej na świecie. 
- Panie Reus - zaczęłam odrywając się do niego - Proszę się opanować - dodałam ze śmiechem
- Przepraszam panią, ale nie potrafię - rzekł
Po godzinie wylegiwania się w łóżku w końcu wstaliśmy. Czekały na nas Malediwy by je zwiedzić. Tak pojechaliśmy tam na podróż poślubną. Ubrana w letnią, kwiecistą sukienkę z sandałkami w jednej ręce spacerowałam wtulona w Marco po plaży. Słońce grzało cudownie, humory nam dopisywały. Było po prostu cudownie. Choć minął tylko dzień bardzo tęskniłam za naszymi dzieciakami. Przyzwyczaiłam się do
ich obecności.
- Moja piękność - uśmiechnął się uroczo skradając czuły pocałunek z moich ust.
- Przesadzasz - powiedziałam spoglądając mu w oczy.
- Czy te oczy mogą kłamać? - rzekł
Pokiwałam przecząco głową i zaśmiałam się lekko. Spędziliśmy na plaży pół dnia. Opaliłam się tak jak chciałam. Koło szesnastej postanowiliśmy iść coś zjeść. Marco zabrał mnie do jego ulubionej restauracji. I zarezerwował nam stolik dla dwojga gdzieś w ustroju lokalu, tak aby nikt nam nie przeszkadzał. Cieszyłam się z tego, bo każde z nas ceniło sobie prywatność i nienawidziłam jak brukowce wymyślają głupie historyjki na nasz temat. Blondyn był bardzo zdziwiony ilością jedzenia jaką zamówiłam, ale nie jadłam przez cały dzień i byłam głodna jak wilk. Czuliśmy się jak nastolatkowie, karmiliśmy się wzajemnie, śmialiśmy prawie na całą restaurację... 
Wyszliśmy stamtąd niecałe dwie godziny później kierując się wprost do hotelu. Byliśmy bardzo zmęczeni, ale radośni. Pragnęłam spędzić z nim wieczór tak, aby nikt nas nie widział i nie przeszkadzał. Usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się mocno w jego ciało.
- Wiem, że chcesz o wszystkim zapomnieć, ale chcę cię przeprosić kochanie za wszystko. Kochasz mnie nadal? - zapytał
Spoglądałam na niego zdziwiona, ale zrozumiałam. Chciał się upewnić, bo wiedział, że zranił mnie strasznie.
- Kocham cię Marco, nie wyszłam za ciebie tylko dla dzieci. Strasznie mi na tobie zależy rozumiesz. Wybaczyłam ci i zapomniałam. Zaufałam ci - powiedziałam gładząc jego policzek 
Uśmiechnął się, tak cudownie i słodko jak zawsze. Tak, że zawsze miękły mi nogi, a serce przyspieszało swoje bicie. Cmoknęłam go w policzek, kładąc głowę na jego ramieniu i splatając nasze prawe dłonie. 
- Popatrz - podniosłam lekko nasze ręce - To dowód mojej miłości do ciebie, jeśli nie chciałabym tego, nie kochałabym cię tego tutaj by nie było. Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia rozumiesz? - zapytałam 
- Rozumiem - uśmiechnął się - Chciałem tylko...
- Nie mówmy już o tym. - przerwałam mu przygryzając dolną wargę. Wpiłam się w jego usta, wkładając w ten pocałunek wiele miłości. Uśmiechnął się po raz kolejny co odwzajemniłam. 
- Marco obiecasz mi coś?
- Co takiego?
- Obiecaj, że jeszcze kiedyś tutaj przyjedziemy, razem z dziećmi - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście - powiedział 


- * * * -


Wakacje były cudowne, choć szybko się skończyły. Tydzień minął nam jak mrugnięcie okiem. Chciałbym zostać tam na dłużej, lecz treningi wzywały, a ja nie mogłem zawieść drużyny. Maja rozumiała, za co byłem jej bardzo wdzięczny. Już jutro wyjeżdżałem na tygodniowe zgrupowanie przed dwoma sparingami, które zagramy w Hiszpanii. Dość wcześnie położyłem się spać, by wyspać się na jutro.
- Marco już siódma - usłyszałem głos mojej ukochanej żony.
- Już wstaję - powiedziałem przeciągając się na łóżku.
Wziąłem klubowy dres i poszedłem do łazienki. Szybki prysznic, ułożenie włosów i byłem już gotowy do podróży. Sprawdziłem czy aby wszystko mam i zszedłem na dół, gdzie moja rodzinka jadła smacznie śniadanie. Dołączyłem do nich i z uśmiechem przyglądałem się im
- Tato, ale strzel tam dla nas jakąś bramkę - uśmiechnęła się Sara.
- Postaram się - odparłem szybko - Siódma trzydzieści, muszę jechać - westchnąłem.
- Odwieziemy cię - rzekła Maja.
- Jesteście kochani. - powiedziałem. 
We czwórkę wsiedliśmy do auta i skierowaliśmy się w stronę lotniska. Była już większość piłkarzy. Brakowało tylko Łukasza jak i Kevina.
- A ten ciołek znów się spóźnił - zaśmiała się
- Bardzo śmieszne siostrzyczko - odparł - Nie moja wina - skinął w głowę swojej dziewczyny.
- Tak, tak Piszczek zganiaj wszystko na mnie - Emilie skrzyżowała ręce na piersiach.
- Oj nie denerwuj się tak - rzekł.
- Chłopaki jedziemy, są wszyscy! - oznajmił trener.
- Kocham was, uważajcie na siebie dobrze - powiedziałem
- Ja bende panował nad wsystkim tatusiu
- Trzymam cię za słowo synku - ucałowałem go w główkę
Przytuliłem również mocno Sarę dając jej buziaka i złożyłem bardzo namiętny pocałunek na ustach mojej żony. Odchodząc pomachałem im jeszcze. Przejście przez odprawę nie zajęło nam długo, niecałe piętnaście minut później siedzieliśmy już w samolocie. Wyłączony od świata i skupiony na muzyce lecącej w słuchawkach zasnąłem. Do hotelu jechaliśmy niecałą godzinę, ale na warunki nie mogliśmy narzekać. Zacząłem od razu się rozpakowywać. Hofi momentalnie wyleciał do Kevina zostawiając tylko walizki na środku pokoju. 
- A to co? - powiedziałem sam do siebie wyciągając niewielkie pudełeczko zapakowane w ozdobny papier i kokardkę na wierzchu.

______________________________________________________________________________

Mam do was kolejny rozdział tego dziwnego bloga XD
Komentujcie, hejtujcie cokolwiek tylko chcecie :D
I z całego serduszka dziękuje wam za te 13 komentarzy ostatnio.
Strasznie miło mi się zrobiło ♥

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 40 ღ .




Daj mi chwilę, tylko tyle, 
Chcę byś był już zawsze ze mną tu
Daj mi chwilę chociaż tyle, 
Ale nie zostawiaj nigdy już



Piękny, ciepły poranek. Słońce przygrzewało od momentu gdy wzbiło się na niebo. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie, że to już dzisiaj. Wstałam z łóżka i poszłam wprost do łazienki. Nalałam do wanny chłodnej wody mieszając ją wcześniej z lawendowym olejkiem. Starałam się odprężyć. Stres prześladował mnie od wczoraj. Przymknęłam na chwilę oczy by wyłączyć się całkowicie. Po dwóch godzinach postanowiłam jednak wyjść. Wytarłam się dokładnie miękkim ręcznikiem i założyłam bieliznę. Owinięta szlafrokiem zeszłam na dół, gdzie kręciły się dziewczyny.
- Dłużej się nie dało? - spytała Emilie
- Dało się, ale nie chciałam tracić czasu - zaśmiałam się
Dziewczyna brata przewróciła teatralnie oczami i znów zaczęła biegać po domu. Widocznie nie tylko ja stresowałam się dzisiejszym dniem. Będąc w kuchni nalałam sobie szklankę zimnej wody.
- Za godzinę przyjdzie kosmetyczka, po niej fryzjerka - Em mignęła mi tylko przed oczami i znów gdzieś pobiegła.
Zaśmiałam się pod nosem. Myślałam, że to ja jednak będę biegała jak poparzona po całym domu nie wiedząc co gdzie zostawiłam, jednak się pomyliłam.
- Cześć Reusówno - uśmiechnięta od ucha do ucha Laura przywitała mnie mocnym uściskiem.
- Lauri - pisnęłam radośnie - Jednak jesteś - wyszczerzyłam się.
- Nie przegapiłabym twojego ślubu - powiedziała
Wszystko było już gotowe, makijaż wykonany, fryzura zrobiona. Delikatnie gładziłam biały materiał mojej sukni. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Już za półtorej godziny miałam zostać panią Reus. Nie mogłam się doczekać, aż powiemy sobie sakramentalne tak, które połączy nas na zawsze.
- Gotowa? - zapytała
- Tak, jedźmy - uśmiechnęłam się.
Powoli ruszyłam w stronę samochodu, który miał podwieźć nas pod sam kościół. Miałam nadzieję, że nic nie zepsuje nam tego pięknego dnia. Pod świątynią zauważyłam moje dzieciaki, który gdy tylko mnie ujrzały od razu podbiegły do mnie.
- Mamusiu pięknie wyglądasz - Sara uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Noo - dodał Erik.
Zaśmiałam się cicho, szepcząc ciche dziękuje i cmokając dzieci w głowę. Łukasz zaprowadził mnie w stronę ołtarza, oddając mnie w ramiona Marco, któremu uśmiech w ogóle nie schodził z twarzy.
- Jeśli jeszcze raz ją zranisz to sobie pogadamy! - pogroził mu po czym uśmiechnął się szeroko.
Brat odszedł w stronę ławki. Blondyn splótł nasze dłonie i posłał mi ogromny uśmiech, którego odwzajemniłam.
Ceremonia zakończyła się po godzinie. Wychodziliśmy z kościoła jako państwo Reus. Zostaliśmy obsypani płatkami róż jak i ryżem. Razem z dziećmi wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy razem do niewielkiego zamku, w którym odbywała się nasza impreza weselna...


- * * * -


Byłem tak strasznie szczęśliwy. Dumnie przeniosłem panią Reus przez próg. Wyszczerzony od ucha do ucha spoglądałem na nią. Była taka piękna. I moja już na zawsze. Gdy zaprowadziłem ją na środek sali, by zatańczyć pierwszy taniec uśmiechnęła się. Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem lekko do siebie. Złączyłem nasze dłonie i spoglądając jej prosto w oczy zacząłem lekko bujać się do piosenki Secondhand Serenade - Awake. Zapomniałem o całym otaczającym mnie świecie. O gościach dookoła nas. Liczyła się tylko i
wyłącznie ona.
- Wyglądasz przepięknie - szepnąłem
- Dziękuje - uśmiechnęła się w moją stronę.
Na zakończenie tańca musiałem ją pocałować. Za bardzo mnie wszystko kusiło. Zaśmiała się cicho, gdy złączyłem nasze wargi.
Od dzisiaj jesteśmy już razem i nic nie zniszczy nam tego szczęścia.
- Obijany gołąbki - zaśmiał się Łukasz
Oddałem mu moją żonę, a sam poszedłem do stolika, przy którym siedziała moja córka. Erik już dawno chrapał sobie na górze w pokoju.
- Księżniczko zatańczymy? - uśmiechnąłem się
- Oczywiście tatusiu - odwzajemniła uśmiech.
Mała razem ze mną wirowała na parkiecie, podeptaliśmy kilka osób, ale to nam nie przeszkodziło. Śmiałem się jak małe dziecko.
Sara była szczęśliwa, że w końcu będziemy prawdziwą rodziną. Wziąłem ją na ręce i powędrowałem się przejść, spacerowaliśmy razem po alejkach w ogrodzie.
- Kocham cię tatusiu wiesz? - przytuliła się do mnie.
- Ja ciebie też kruszynko - odpowiedziałem i ucałowałem ją w głowie. Usiedliśmy razem na ławce. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Sara powiedziała mi wszystko, co zawsze trzymała w sobie. A co najważniejsze powiedziała mi, że nienawidzi swojej prawdziwej matki. I to Maja jest dla niej tą najlepszą jaką kiedykolwiek miała. Uśmiechnąłem się mocno ją do siebie tuląc.

_________________________________________________________________________

Bla, bla, bla.
Nie umiem i nie potrafię czegoś innego.
Przepraszam ;c

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 39 ღ .




Zrobię wszystko żebyś to Ty 
była tą jedyną, na Zawsze Ty.



Siedziałam w milczeniu spoglądając na dzieci, które bawiły się w ogrodzie. Dziś mijają dokładnie trzy lata, od kiedy razem z Marco się zaręczyliśmy. Do naszego ślubu został miesiąc. Już nie mogłam się doczekać tego dnia. Nikt a zarazem nic nam już nie przeszkodzi. Uśmiechnęłam się widząc, jak Sara stanęła na bramce i czekała na strzał Erika. 
- Mamusiu! - blondynka podbiegła do mnie i usiadła obok na ogrodowej huśtawce.
- Słucham cię? - spojrzałam na nią i ucałowałam ją w główkę.
- Kiedy wraca tata? - zapytała 
- Wieczorem - uśmiechnęłam się.
Sara przytuliła się do mnie jeszcze i pobiegła w stronę Erika, który kopał właśnie w piaskownicy. Upiłam łyk zimnej mineralnej wody i przymknęłam na chwilę oczy. Słoneczko przygrzewało, a delikatny ciepły wiaterek sprawiał, że było bardzo przyjemnie.
- Zgadnij kto to! - usłyszałam czuły głos mojego narzeczonego, gdy zasłonił mi oczy.
- Misiu! - pisnęłam radośnie wstając szybciutko i wpadając mu w ramiona. Pocałował mnie czule w usta i mocno przyciągnął do siebie. 
Nie było go w domu przez miesiąc, był na obozie przygotowawczym. Strasznie się za nim stęskniliśmy.
- Tatusiu przecież miałeś być wieczorem - rzekła Sara, gdy wziął ich na ręce i mocno do siebie przytulił.
- Chciałem wam zrobić niespodziankę - uśmiechnął się. Marco odłożył torbę na ganek i poszedł pobawić się z dzieciakami. Postanowiłam zrobić mu coś do jedzenia. Znów byliśmy razem we czwórkę. Teraz tak szybko mi nie wyjedzie z domu. Gdy kroiłam warzywa do sałatki, jego ręce oplotły mnie w tali.
- Kocham cię - wymruczał przygryzając mi płatek ucha - I tęskniłem - dodał
- Ja ciebie też - odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się - Naprawdę tęskniłeś hm?
- Naprawdę - rzekł tuż przy moich ustach po chwili całując mnie po raz kolejny
Uśmiechnęłam się podczas oddawania tej pieszczoty. Miałam mu coś do powiedzenia, ale wolałam z tym trochę poczekać. Jest jeszcze odrobinkę za wcześnie.


- * * * -


W końcu wróciłem do domu, nie wytrzymałbym ani chwili dłużej na tym obozie przygotowawczym, tęsknota za dziećmi i Mają mnie wykańczała, mimo iż codziennie rozmawialiśmy przez skype. Za bardzo ich kochałem, aby to mi wystarczyło. Teraz przez najbliższy czas mam urlop więc całkowicie zajmiemy się przygotowaniami do naszego ślubu. Za dokładny miesiąc będziemy już w końcu państwem Reus i nikt nam tego nie odbierze. Widać, że co by się nie stało, jesteśmy sobie pisani. 
- Tato - spojrzałem na Erika, który wdrapał się tuż obok mnie na kanapę.
- Słucham cię synku - uśmiechnąłem się do niego
- A cy ja bende kiedyś takim piłkazem jak ty? - zapytał, przez co uśmiech na mojej twarzy się powiększył.
- Jeśli tylko tego będziesz chciał i będziesz do tego dążył mały - pogłaskałem go po główce.
- A znajde takom wspaiałą dziewcyne jak mamusia? - spojrzał na mnie
- Oczywiście - rzekłem pewny - Zobaczysz, że będzie tak wspaniała, piękna jak mama - powiedziałem.
Wieczorem zabrałem ich na spacer, cały czas, który spędziłem na obozie chciałem im wynagrodzić.
Chodziliśmy alejkami Dortmundu, niebo pomału robiło się szare. Sara wraz z Erikiem szła przed nami i mocno trzymała brata za rączkę. 
Tak jak ja Maję, i za żadne skarby nie chciałem jej już puszczać.
- Nie uciekniesz mi sprzed ołtarza? - spojrzałem na blondynkę.
- Nigdy - parsknęła cicho - Dlaczego miałabym ci uciekać, skoro tylko czekam na ten dzień - zapytała
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami - Może nie chcesz za mnie wychodzić - rzekłem.
- Nawet tak nie myśl - odparła szybko - Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo chcę zostać panią Reus - zaśmiała się.
Uśmiechnąłem się w jej stronę i dałem jej czułego całusa. Objąłem ją czule ramieniem i spojrzałem na dzieciaki. Całe moje szczęście...

_________________________________________________________________________

No co by tu napisać :D . Nie wyszło jak zawsze same flaki z olejem :D
Kolejny raz krótki, bardzo krótki.
Nie wiem czy następną notką nie będzie epilog :/
Choć w głowie mam jeszcze dwie akcje, ale one komplikują ich szczęście znów :D
Jagódka taka niedobra :D XD
Macie tutaj linka ;)
Komentujcie, obserwujcie będę wiedziała, że mam do kogo pisać <3
A ja spadam świętować imieniny :D