środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 28 ღ .




 Cały mój świat jest w objęciach twoich rąk...



Jak się czułem? Byłem cholernie szczęśliwy. Cały świat stał się jeszcze piękniejszy niż był. Jakie to uczucie po raz pierwszy trzymać swoje dziecko na rękach? Wspaniałe. Dużo czasu wraz z Sarą spędzaliśmy w u Majki i Erika. Z tego powodu, że mały był wcześniakiem musieli zostać ponad trzy tygodnie w szpitalu. Dziś w końcu nastał dzień, w którym będę mógł wziąć moje skarby do domu. Przez ten czas za zgodą Majki przewiozłem jej wszystkie rzeczy do naszego domu. A z pomocą Piszczka i Sarci urządziliśmy pokoik dla Erika oraz zmieniliśmy wygląd pokoju Sary. Mała była szczęśliwa, co jeszcze bardziej wywołało u mnie radość. Trzymałem córkę za rączkę, a w drugiej niosłem nosidełko dla małego. Droga do szpitala nie zajęła nam długo. Po piętnastu minutach byliśmy już na miejscu i od razu skierowaliśmy się do sali w której leżała blondynka.
- Dzień dobry mamuś - uśmiechnęła się Sara przytulając się do niej.
- Cześć kochanie - odwzajemniła gest
- Hej słońce - ucałowałem ją w usta, kładąc nosidełko na łóżku - Spakowana? - zapytałem spoglądając na nią
- Cześć, tak wszystko jest w torbie - odparła - Pielęgniarka zaraz przyniesie małego więc będziemy mogli się już zbierać - dodała po chwili.
Kiwnąłem głową i przytuliłem się do niej. Brakowało mi jej obecności, przez te kilkanaście dni.
- Kocham cię - szepnąłem całując ją w skroń a później w usta.
- Ja ciebie też - uśmiechnęła się do mnie.
- Dzień dobry - pielęgniarka przywitała nas uśmiechem
Porozmawialiśmy chwilę, podpowiedziała nam nieco, jak mamy się zajmować wcześniakiem i poszła. Ostrożnie włożyłem Erika do nosidełka i przykryłem go kocykiem. Przerzuciłem torbę przez ramię i wziąłem naszego brzdąca. Sara chwyciła Majkę za rękę i ruszyliśmy do domu. Wreszcie... Szliśmy ulicami Dortmundu, przeróżni ludzie posyłali mi uśmiech, który odwzajemniałem. Choć powiem szczerze, że było to bardzo dziwne. Spojrzałem na małego i zauważyłem, że zasnął. Uśmiech od razu wkradł mi się na usta.


- * * * -


Po godzinie spaceru w końcu wróciliśmy do domu. Tak bardzo tęskniłam, nowy dom, nowe życie u boku Marco. Tak cudownie się czuję, że o tym myślę. Jesteśmy rodziną, i jestem szczęśliwa. Erik jest cudowny, jest podobny do Marco. Delikatnie przełożyłam synka do łóżeczka i spoglądałam chwilę jak sobie słodko spał. Cichutko zamknęłam drzwi i zeszłam na dół do Reusa, który zabrał się za przygotowanie jedzenia dla nas.
- Jesteś najcudowniejszym mężczyzną na świecie - przytuliłam się do niego - Cudowny pokoik - cmoknęłam go w usta.
- Łukasz mi pomógł - uśmiechnął się odwzajemniając pocałunek - Dla was zrobię wszystko - dodał po chwili.
- Kocham cię Marco - powiedziałam - Jesteście najwspanialszym prezentem jaki dostałam od życia.
- Ja ciebie też kochanie - rzekł całując mnie ponownie. W jego ramionach czułam się tak bezpiecznie. Czułam się kochana i czułam, że mam dla kogo żyć. Z głupiej nastolatki stałam się matką. Zrozumiałam co to jest miłość i największe szczęście na świecie.
- Naleśniki się przypalą - powiedziałam ze śmiechem, gdy blondyn nie przestawał mnie całować.
- Już, już - westchnął
- Daj pomogę ci - uśmiechnęłam się
Dokończyłam za niego a on nakrył do stołu, Sara zbiegła po chwili na dół. Tak bardzo cieszyłam się z powodu, że codziennie będę miała ich przy sobie.

_____________________________________________________________________

Przepraszam, za to coś :C
Chciałabym napisać lepsze, ale nie potrafię znów ;c
Opuszcza mnie wena na to opowiadanie eh ;/
Nie wiem czy go nie skończyć ;c

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 27 ღ .




Znalazłeś we mnie to, czego szukać innym się nie chciało.♥



Bałem się, tak strasznie się bałem. Chodziłem jak poparzony w tą i z powrotem. Zabrali Maję sześć godzin temu i nic nie chcą mi powiedzieć. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wpatrywałem się tępo w drzwi sali i oczekiwałem wyjścia lekarza, albo pielęgniarki. Ręce całe mi się trzęsły, tak jak reszta mojego ciała. Słyszałem krzyki mojej ukochanej. Usiadłem na krzesełku i nerwowo tupałem nogą. Rozglądałem się
dookoła...
- Panie Reus? - zapytał lekarz wychodzący z sali.
Poderwałem się na równe nogi i energicznie pokiwałem głową. Mężczyzna w średnim wieku wyciągnął w moją stronę dłoń i mocno się uśmiechnął. - Gratulacje, urodził się panu zdrowy synek, mimo że jest wcześniakiem - rzekł
- Dziękuje - wyszczerzyłem się.
Maja urodziła... Maja urodziła... Maja urodziła... cały czas te słowa chodziły mi po głowie. Nie mogłem przestać się uśmiechać. Chciałem skakać z radości po całym korytarzu. Musiałem iść się na chwilę przewietrzyć. Po prostu nie wierzyłem, że ten mały brzdąc jest już tutaj z nami. Oddychałem głęboko, głośno wypuszczałem powietrze z płuc. Gdy w końcu ogarnąłem się jakoś i wróciłem do środka. Od razu skierowałem się do wskazanej przez lekarza sali. Zapukałem delikatnie i wszedłem do środka. Maja leżała wykończona na szpitalnym łóżku, lecz z jej twarzy nie schodził uśmiech.
- Mamy synka - wyszczerzyła się choć była bardzo zmęczona.
- Wiem kochanie, nawet nie wiesz jak się cieszę - uśmiechnąłem się przytulając ją do siebie.
- A ty nawet nie wiesz, jak jestem szczęśliwa. Chodź tutaj do mnie - zrobiła mi miejsce - Kocham cię Marco - wtuliła się we mnie.
- Ja ciebie też Maju - odparłem całując ją namiętnie - Skarbie mam dla ciebie propozycję - spojrzałem jej w oczy
- Jaką? - zapytała
- Wiem, że kochałaś Durma, i jak cierpiałaś po jego śmierci... Chciałbym... - urwałem nie wiedząc jak dobrać słowa - Chciałbym abyśmy dali naszemu synkowi na imię Erik. - dodałem po chwili. Obserwowałem dokładnie jej reakcje, w jej oczach rozbłysły łzy, ale uśmiech znów wrócił na jej twarz.
- Jesteś wspaniały - rzekła wpijając się w moje usta. - Kochanie, nie chcę cię wyrzucać, ale chciałabym się zdrzemnąć Erik dał mi nieźle popalić przez te sześć godzin. - zaśmiała się
- Jasne, nie ma sprawy - powiedziałem - W takim razie przyjdę jutro do was. Przyniosę wam jakieś rzeczy - uśmiechnąłem się - Dobranoc - pocałowałem ją ostatni raz i wyszedłem.
Swoje kroki skierowałem do dyżurki pielęgniarek. Zapytałem w którą stronę jest oddział położniczy. Miła pani wskazała mi drogę. Gdy już dotarłem stanąłem przed szybą i szukałem wzrokiem mojego synka. W końcu go zauważyłem. Był taki malutki i słodki. Uśmiechnąłem się, nie mogłem przestać...
Wróciłem do domu po godzinie patrzenia się na Erika. Sara od razu dorwała mnie na wejściu. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do salonu, gdzie siedział Łukasz wraz z Emilie.
- Maja urodziła - uśmiechnąłem się
- Co? Ale jak to? - zdziwiła się Emi - Przecież miała termin za cztery miesiące...
- Zdenerwowała się i tak wyszło, że Erik postanowił wyjść na świat trochę wcześniej - wyjaśniłem
- Gratulacje stary! - Piszczu poklepał mnie po ramieniu.
- Mam braciszka? - zapytała radośnie Sara, pokiwałem twierdząco głową. - Jak fajnie! - mała zaczęła skakać z radości po całym domu.
Wszyscy trzej wybuchnęliśmy śmiechem. Byłem szczęściarzem, ogromnym szczęściarzem...

___________________________________________________________________________

Tak wiem, że krótki. Tak wiem, że to nawet nie można nazwać rozdziałem i tak wiem, że zaniedbałam wszystko. Powinnam dodać nowy na Eriku, ale gdy zasiadam przed laptopem zaczynam pisać to od razu wszystko usuwam. Nie klei mi się nic. 
Domi moja kochana czy ty przewidujesz przyszłość, czy jak ? :D hahaha za dobrze mnie znasz ♥ ;*
Jeszcze raz przepraszam za wszystko i postaram się jak najszybciej nadrobić wasze blogi i swoje :)

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 26 ღ .




Twe gesty, twe oczy zdradzają co czujesz.



Byłem szczęśliwy, nic tak nie cieszy jak powrót do domu już na zawsze. Siedziałem właśnie w samolocie, który zabierał mnie do Dortmundu. Miałem pewną propozycję, nad którą ostatnio bardzo dużo myślałem. Klub stwierdził, że nie mają mnie po co trzymać tam w Manchesterze i pozwolili mi już wrócić właśnie tutaj. Maja i Sarunia już o wszystkim wiedziały. Obiecały, że przyjadą po mnie na lotnisko. Już nie mogłem się doczekać tego momentu aż przytulę moje dwie kochane kruszynki.
- Przepraszam chłopcze - starsza pani siedząca tuż obok mnie dotknęła mnie delikatnie w rękę - Mógłbyś mi pomóc? - spytała podając mi butelkę z wodą.
- Oczywiście - powiedziałem i otworzyłem ją - Proszę bardzo - uśmiechnąłem się
- Dziękuje ci bardzo - odwzajemniła mój gest - Jesteś bardzo miły - dodała
- Miło mi - rzekłem
Spoglądając na tą kobietę stwierdziłem, że jest strasznie podobna do mojej ukochanej babuni, która zmarła trzy lata temu. Tęskniłem za nią strasznie, ale wiedziałem że opiekuje się mną tam z góry.
Godzinę później głos pilota oznajmił, że lądujemy, uśmiechnąłem się na samą myśl, że już za chwilę je przytulę. Wysłałem smsa do Majki, że już mogą wyjechać z domu i wyłączyłem się całkowicie. Nienawidziłem lądować, to było najgorsze w całej podróży samolotem. Przymknąłem mocno oczy.
Te cholerne turbulencje samolotu, które doprowadzały mnie do mdłości, na szczęście byłem do tego przyzwyczajony. Piłkarze często muszą podróżować. Moja noga w końcu stanęła na Dortmundzkiej ziemi.
Odebrałem swoje bagaże i usiadłem na ławce czekając na dziewczyny zarazem wypatrując ich w tłumie ludzi. Po jakiś dwudziestu minutach w końcu je zobaczyłem. Sara od razu wyrwała się Majce i podbiegła do mnie szybciutko wpadając w moje ramiona.
- Tatuś - przytuliła mnie najmocniej jak potrafiła
- Cześć kochanie - dałem jej buziaka - Cześć słońce - pocałowałem namiętnie Maję mocno ją później do siebie tuląc. Powrót do domu minął nam bardzo szybko. Teraz to już wróciliśmy do siebie. Nie chciałem siedzieć na głowie Piszczkowi, dlatego postanowiliśmy z Mają zamieszkać w moim starym domu. Wszystko było tam jak zawsze. Pokoik dla małego był już przygotowany. Nie mogłem uwierzyć, że to jeszcze dwa miesiące. Za dwa miesiące będę miał już tego brzdąca na rękach.
- Co się tak uśmiechasz? - zapytała Maja spoglądając mi w oczy
- Z tego powodu, że ten brzdąc będzie już za dwa miesiące z nami - powiedziałem cmokając ją w brzuch.
Blondynka posłała mi szeroki uśmiech i gdy wstałem wtuliła się mocno w moje ciało.
Cały mój świat był teraz tuż obok mnie. Moja najcudowniejsza dziewczyna, moje kochana córeczka, która drzemała sobie słodko na kanapie i mój najwspanialszy synek, który rósł jeszcze w brzuchu swojej mamy.
- Jutro mam kontrolne usg - zaczęła Majka - Pójdziesz ze mną? - zapytała
Spojrzałem w jej oczy, z których można było wyczytać ogromne iskierki nadziei. Jak ja ją strasznie kochałem, nie marzyłem o niczym innym by pójść tam z nią.
- Oczywiście - powiedziałem szybko szczerząc się do niej jak głupi.


- * * * -


Przez cały ten czas zastanawiałam się jak mam porozmawiać z Jonasem. Chciałam mu pomóc tak cholernie tego chciałam. Postanowiłam, że dziś się do niego wybiorę. Chciałam poinformować go o tym, ale nie odbierał moich telefonów. Zdziwiłam się bo zawsze to robił. Zdenerwowanym krokiem szłam po ulicy, na której znajdował się jego dom. Gdy w końcu dotarłam na miejsce zapukałam, zadzwoniłam dzwonkiem, lecz nikt mi nie otwierał. Weszłam do środka, od razu uderzył we mnie zapach papierosów, alkoholu. Na podłodze walały się jego rzeczy. Jednym słowem panował tam wielki syf. Wchodząc głębiej do mieszkania zauważyłam Hofmanna, który nieprzytomny leżał na kanapie w salonie.
- Jonas! - potrząsałam nim - Hofmann do cholery - wrzasnęłam gdy w ogóle nie reagował.
Zdenerowowałam się, szybko zadzwoniłam po pogotowie a później po Marco.
Ratownicy szybko się zjawili i zabrali Jonasa do szpitala. Czekałam zniecierpliwiona na Reusa. Ręce całe mi się trzęsły, do oczu napływały łzy. Hofi był moim przyjacielem inaczej nie potrafiłam na to zareagować.
- Kochanie co jest? - blondyn wpadł do mieszkania jak poparzony. - Co tu tornado przeszło? - zapytał widząc porozrzucane po podłodze ubrania.
- Zabrali Jonasa do szpitala. Nie wiem co z nim. - spojrzałam na niego - Marco... - jęknęłam podchodząc do niego
- Już spokojnie misiu - przytulił mnie do siebie - Chodź pojedziemy dowiedzieć się co z nim - powiedział cicho całując mnie w skroń.
Chwyciłam jego dłoń a po chwili on splótł nasze dłonie. Wzięłam klucze, które leżały na szafce w korytarzu i zamknęłam mieszkanie. Bałam się o niego. Nie chciałam stracić następnej ważnej osoby w moim życiu. Marco dotarł do szpitala jak najszybciej mógł. Szukaliśmy oboje doktora, którego wskazała nam pielęgniarka, lecz to wszystko na nic. Chwilę później dołączyła do nas Simone.
- Co tutaj robisz? - warknęłam w jej stronę. Nie rozumiałam jej obecności, najpierw tak okropnie z nim zerwała a teraz miała czelność przyjść do szpitala.
- Marco do mnie dzwonił, że Jonas jest w szpitalu - odparła a ja spiorunowałam wzrokiem mojego chłopaka. - Co z nim? - zapytała obojętnie
- Nie powinno cie to już chyba interesować - syknęłam - W końcu zerwałaś mu mówiąc, że go nie kochasz i że byłaś z nim tylko dla kasy - dodałam zła - Więc najlepiej będzie jak stąd pójdziesz!.
- W sumie sama nie wiem po co tu przyszłam - powiedziała.
Czerwonowłosa odwróciła się szybko na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia. Po raz kolejny spojrzałam na Marco wściekłym wzrokiem.
- Po co do niej w ogóle dzwoniłeś - spytałam zła
- Moim zdaniem powinna wiedzieć - odparł spokojnie.
- Powinna wiedzieć! Przecież wiesz co ona mu zrobiła a do niej dzwonisz! - podniosłam głos
- Maja spokojnie, przecież nic...
- Co spokojnie Marco! jeszcze miała tupet tu przychodzić! - krzyknęłam nie potrafiłam się już opanować. - Auu - jęknęłam łapiąc się na brzuch..
- Słońce co się dzieje - blondyn złapał mnie szybko bym nie upadła - Maja!...

______________________________________________________________________________

Chociaż raz przerwę w takim momencie :D haha xd
Przepraszam, że dopiero teraz się pojawił, ale po prostu nie miałam czasu, chęci na napisanie czegoś nowego i w dodatku chociaż trochę sensownego ;)
MAMY FINAŁ <3 ♥


czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 25 ღ .




Światu brakuje troski, widzę znów kolejny upadek człowieka. 



Marco wyjechał już dwa tygodnie temu. Przez te czternaście dni prawie cały czas spędzałam z moją Sarunią i nadrabiałyśmy stracony przez ich wyjazd czas. Chodziłyśmy na plac zabaw, na lody... Było wręcz cudownie, Łukasz często zabierał ją również na trening. Czasem też zabierałam się z nimi. Zauważyłam coś co mnie bardzo zaniepokoiło, zachowanie Jonasa. Coś się działo, lecz żaden z chłopaków nie chciał mi powiedzieć. Może oni sami nie wiedzieli. Hofi był moim przyjacielem, to w nim oprócz Marco i mojego brata po śmierci Erika miałam największe wsparcie mimo iż sam cierpiał. Durm był jego najlepszym przyjacielem, traktowali się jak bracia. Nie potrafiłam patrzeć tak na niego jak się zadręcza, było mi go strasznie szkoda i żal. Musiałam z nim porozmawiać, nie mogę tego tak zostawić.
- Powiedz Jonasowi, żeby przyszedł do mnie po treningu, muszę z nim pogadać - rzekłam do brata, który właśnie miał wchodzić do szatni.
- Jasne siostrzyczko - powiedział - Cześć kurduplu - ucałował małą w głowę
- Sam jesteś kurdupel wujek - odgryzła się
Pokręciłam bezradnie głową z uśmiechem i chwyciłam małą za rękę. Poszłyśmy wprost na ławkę rezerwowych. Mała nie mogła się doczekać, aż chłopcy wyjdą na murawę. Klopp obiecał jej, że będzie mogła dziś z nimi pograć w piłkę co oznaczało jej wspaniały humor... W końcu doczekała się ich przyjścia, wyściskała każdego na powitanie. Przyglądałam się Hofmannowi. Nie wyglądał za dobrze. Co się z tym chłopakiem działo... Jak zawsze trzy godziny zleciały szybko, nie ma się co dziwić jak jest się na treningu
Borussii Dortmund. Z niecierpliwością obserwowałam Jonasa, który zmierza w moją stronę. Chciałam się dowiedzieć wszystkiego...
- Cześć, co chciałaś? - zapytał stając naprzeciwko mnie
- Hej Hofi, możemy pogadać? - spojrzałam na niego
- Jasne a o czym? - zdziwił się i nie krył tego
- Co się z tobą dzieje? - spytałam wprost - Widzę to z daleka, każdy to widzi - dodałam po chwili
- Przepraszam cię Maja, ale nie powinno cię to interesować - odparł i poszedł.
Zdziwiłam się jego zachowaniem, co się działo z tym chłopakiem. Naprawdę się o niego zmartwiłam. Ruszyłam wprost pod szatnię by wraz z Sarą i Łukaszem wrócić do domu. Może Piszczu wie coś o tej sprawie, mam nadzieję... We trójkę skierowaliśmy się do auta. Brat odpalił auto i ruszył. Żadne z nas nie odzywało się do siebie. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Gdy dojechaliśmy pod dom, stwierdziłam że nie mogę dłużej czekać.
- Łukasz - zaczęłam idąc razem z nim do środka - Co się dzieje z Hofim?
- Wiesz... emmm - zaczął się miotać.
- Powiesz mi wprost czy nie? - podniosłam głos.
- Simone go rzuciła, chłopak się załamał. Często zapija się wieczorami, nie umiemy mu pomóc a Klopp nie wie co już ma robić. Nikt nie ma na niego wpływu, nikt nie miał takiego jak Durm - odpowiedział.
Wytrzeszczyłam oczy, Simone przecież niedawno byli tak wspaniałą parą... Zrobiło mi się go szkoda. Wiedziałam, że muszę mu jakoś pomóc. Hofi musi zrozumieć, że nie może wszystkiego zatrzymywać dla siebie i musi z kimś pogadać.
- Dzięki. - rzekłam i poszłam do siebie na górę.
Cały wieczór główkowałam jak mogę mu pomóc. Nie chciałabym aby cierpiał, on również mi pomógł więc ja też to zrobię.
Łukasz niepewnie wszedł do mojego pokoju, wiedział, że coś kombinuje. I on jak to on musiał się wszystkiego dowiedzieć.
- Co chcesz zrobić? - zapytał siadając na łóżku
- Nie wiem jeszcze, ale wiem, że muszę coś zrobić - odparłam
- Na początku może z nim porozmawiaj - zaproponował - Ale Majeczko uważaj na siebie bo nie możesz się przemęczać wiesz o tym ani się przejmować - dodał po chwili.
- Wiem braciszku, kocham cię - przytuliłam się do niego.
Łukasz objął mnie i pozwolił mi się w niego wtulić. Był najlepszym bratem na świecie.
- Ja ciebie też siostrzyczko - ucałował mnie w głowę.
Siedzieliśmy tak w ciszy, wzajemna obecność nam wystarczała. Zawsze miałam w nim wsparcie nie ważne jaka była sytuacja. Zawsze potrafił mi pomóc i robił wszystko abym była szczęśliwa...


- * * * -


Tęskniłem za moją Sarunią jak i kochaną Majeczką. Na szczęście miałem z nimi codziennie kontakt. Już niedługo będę mógł wrócić do nich i nigdzie się nie będę już wybierał. Zostaje w Dortmundzie do zakończenia kariery. Klopp obiecał mi również, że postara się abym nigdy już nie został wypożyczony. W Dortmundzie czuje się najlepiej. I to tam jest mój dom jak i klub.
- Na czym tak myślisz stary? - zapytał Adnan uśmiechając się do mnie
- A nad życiem młody - zaśmiałem się
- Młody - prychnął Januzaj
- A nie jesteś? - uśmiechnąłem się
- No może i jestem - zaczął szczerząc się - Idziemy? - zapytał
- Pewnie - odparłem i ruszyłem tuż za nim. Dziś graliśmy sparingowy mecz z Herthą. Jak zawsze siedziałem na ławce. Moja forma spadła, grałem źle. Większość niż połowę tego wypożyczenia spędziłem na ławce rezerwowych. Wiedziałem, że gdy tylko wrócę do Dortmundu będę musiał się ostro wziąć do pracy.
- Tej Marco! - zawołał radośnie Kagawa - Co tam u chłopaków? - zapytał radośnie mnie obejmując
- A bardzo dobrze - odparłem - Tęsknią za tobą - zaśmiałem się
- Taa pewnie - odwzajemnił gest
- Za tobą każdy by tęsknił Shinji - usłyszeliśmy za sobą Januzaja
- Młody racja - przybiłem z nim żółwika - Adnan pewnie by płakał jakbyś go opuszczał - wyszczerzyłem się
- No a nie? - rzekł Januzaj
- Spadajcie - odparł Kagawa i ruszył przed siebie
Razem z młodym wybuchnęliśmy śmiechem. Uwielbialiśmy robić sobie żarty z Adnanem. Z nim oraz Kagawą miałem najlepszy kontakt. Z resztą chłopaków taki sobie...
Mecz się rozpoczął, bacznie obserwowałem poczynania moich kolegów na boisku. W drugiej połowie meczu trener wpuścił mnie na boisko. Moja gra nie trwała długo. Już w siedemdziesiątej piątej minucie zawodnik Herthy wjechał mi wślizgiem w nogi. Nie mogłem podnieść się z boiska. Badania wykazały jedno. Więzadła krzyżowe przednie całkowicie zerwane. Czeka mnie operacja i sześciomiesięczna przerwa od gry. Co oznaczało, że moja przygoda z Manchesterem skończyła się właśnie na dzisiejszym meczu. Już za cztery miesiące miałem wracać tak czy tak do Borussii.
- No to brawo moja fajtłapo - zaśmiała się Maja
- Też cię kocham - uśmiechnąłem się do ściany
- Moje biedactwo nie będzie grało aż sześć miesięcy, na głowę chyba dostaniesz - powiedziała
- A wiesz co to oznacza kochanie - poruszałem znacząco brwiami, po czym zaśmiałem się z własnej głupoty. Zdecydowanie przebywałem za dużo z Adnanem jak i chłopakami z BVB. - Za tydzień wracam do was - dodałem radośnie na co usłyszałem pisk Sary i uśmiechniętą twarz Majki w ekranie laptopa.

___________________________________________________________________________

Zostawiam wam rozdział. Choć to katastrofa a nie rozdział :D
Za błędy przepraszam :P

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 24 ღ .




Czasami warto zachłysnąć się powietrzem wypełnionym tęsknotą, 
aby dostrzec na skrzyżowaniu uczuć nowy kierunek w stronę jutra.



Moje cudowne wakacje dobiegały końca. Niestety już za trzy dni wracam do Manchesteru, by za kolejne dwa wyjechać na zgrupowanie przygotowawcze. Nie chcę opuszczać Dortmundu, tu jest mój dom, ale takie już życie piłkarza. Szczęście, że Sara zostaje tutaj z Majką oraz Łukaszem jak i Emilie. Plany wakacyjne tym razem pokrzyżowały się Piszczkowi, który w połowie swojego pięknego tygodnia w Hiszpanii, który spędzał z ukochaną dziewczyną zadzwonił trener i powiedział, że szybko musi wstawić się w klubie. Łukasz był wściekły, ale wiedział, że nic na to nie poradzi.
- No to opowiadaj - powiedziałem siadając naprzeciwko niego pewnego pięknego wieczora. Podałem mu puszkę z niskoprocentowym piwem i sam upiłem trochę ze swojej. - Jak ty to wszystko wykombinowałeś? - zaśmiałem się
- A no wiesz - zaczął z ogromnym uśmiechem na twarzy - Dzień zaczął się jak normalny, śniadanie, wyjście na miasto i zwiedzanie - powiedział - Trochę się stresowałem, ale nie dałem tego po sobie poznać. - rzekł
- Coś nie mogę w to uwierzyć - zaśmiałem się ponownie patrząc na jego szczerzącą się twarz.
- Wieczorem wyszliśmy z hotelu na kolację, zabrałem ją do najlepszej restauracji w mieście. Miałem wszystko zarezerwowane, żadnego wstępu dla kogoś innego tylko my dwoje - odparł - Zdziwiła się trochę, że taka wykwintna restauracja, a nie ma w niej nikogo, ale niczego się nie domyślała. Nie zwracała jakoś na to większej uwagi. - uśmiechnął się - Poprosiłem ją w pewnym momencie do tańca i gdy muzyka ucichła klęknąłem przed nią i się oświadczyłem tyle - dodał uradowany jak nigdy
- No proszę gratulacje po raz kolejny ale teraz pomysłu - powiedziałem.
- Ma się ten łeb - zaśmiał się
Nigdy nie sądziłem, że Piszczu będzie w stanie oświadczyć się jakiejś kobiecie. Tego nikt się chyba nie spodziewał.
- A zapomniałbym - podniósł palec ku górze - Schmelle robi dziś imprezkę urodzinową, zaprasza was - dodał po chwili
- Okey, dzięki - odparłem - Zapytam Majki - uśmiechnąłem się i ruszyłem do środka
Z góry słychać były śmiechy moich dziewczyn. Zapukałem do ich pokoju i z uśmiechem na twarzy wszedłem do pokoju Majki.
Położyłem się na łóżku i obserwowałem jak Sara uczy Majkę tańczyć. Śmiałem się gdy mała wściekała się gdy blondynka robiła jakiś krok źle. Sama Maja nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Gdy skończyłem zapytałem się o imprezę, ale stwierdziliśmy, że ten wieczór spędzimy sami we trójkę. Powiadomiłem i przeprosiłem Marcela i wróciłem do dziewczyn.
Spędzaliśmy ten czas razem, bawiliśmy się robiliśmy razem babeczki. Kuchnia po naszych wygłupach wyglądała jak po bitwie, ale ważne było to, że nasze babeczki smakowały przepysznie. Mała zajadała aż jej się uszy trzęsły...
- Pyyyycha - powiedziała z pełnymi ustami
- Sara - spojrzałem na nią
- Tata! - zaczęła a ja szykowałem się już na jej słowa - Wyluzuj - zaśmiała się - Wujek Łukasz mnie nauczył - powiedziała dumnie
Pokręciłem bezradnie głową i zaśmiałem się pod nosem, tak jak moja dziewczyna...


- * * * -


Gdy Marco zaproponował nam wieczór tylko we trójkę ucieszyłam się. Chciałam spędzać jak najwięcej czasu z Sarą jak i samym Reusem. Ubraliśmy się troszkę cieplej i poszliśmy na wieczorny spacer. Łukasz wraz z Emilie poszli do Marcela. Chwyciłam dłoń blondyna a ten po chwili splótł nasze palce. Sarunia biegła sobie przed nami wygłupiając się przy tym. Nam uśmiech nie schodził z twarzy.
- Żaba! - krzyknął Marco, gdy ta zbliżała się do przejścia dla pieszych - Poczekaj!
- Wiem tatusiu - uśmiechnęła się i podbiegła do nas.
Wskoczyła blondynowi na ręce i dała mu buziaka w policzek. Słodki widok... Marco był wspaniałym ojcem.. Uwielbiałam go takiego, jak troszczy się o Sarę.

- Kocham was wiecie? - uśmiechnął się siadając na ławce - Jesteście wszyscy dla mnie całym światem. - pocałował mnie a później dał Sarze buziaka
- My też cię kochamy nie Saruś? - uśmiechnęłam się odwzajemniając jego gest
- Pewnie - mała przytuliła się do niego - A kiedy on się urodzi? - zapytała siadając na kolanach Marco
- Już niedługo - odparłam z uśmiechem - Bardzo niedługo - dodałam po chwili.
- Dokładnie za cztery miesiące - uśmiechnął się Marco spoglądając na małą, która wyszczerzyła rządek swoich ząbków. Siedzieliśmy tak w ciszy, dookoła nie było nikogo tylko my we trójkę. Gdy zrobiło się bardziej zimno postanowiliśmy wrócić do domu.
Wzięłam się za przygotowanie kolacji dla moich łakomczuchów, gdy Marco poszedł wykąpać Sarę.
- Co robisz? - zapytał blondyn
- Naleśniki odparłam - uśmiechając się do niego
Reus podszedł do mnie i przytulił mnie od tyłu całując w policzek. Zaśmiałam się słysząc jak mruczy mi do ucha.
- Gdzie Sara? - zapytałam
- Poszła na chwilę do swojego pokoju - rzekł odwracając mnie w swoją stronę.
- Żałujesz? - zapytałam
- Czego? - zdziwił się
- Że zniszczyłam ci życie. Jesteś młody i robisz karierę a będziesz miał drugie dziecko - powiedziałam spoglądając mu w oczy
- Maja! - zaczął - Nigdy nie będę tego żałował a to, że będziemy mieli dziecko było najlepszą wiadomością jaka mnie w życiu spotkała. Tak jak wtedy, że Sara jest moją córeczką - odparł i pocałował mnie namiętnie...

_______________________________________________________________________

Przepraszam, że taki krótki i wiem, że mi nie wyszedł.
Dacie radę zostawić mi tutaj 8 komentarzy? <3
Zapraszam na obiecany blog o Eriku <3
http://erik-durm-story.blogspot.com/