poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 32 ღ .




Nieraz nie chcesz płakać, bo wydaje Ci się, że jesteś silna,
ale wtedy okazuje się, że jednak łzy są silniejsze od Ciebie



Promienie dzisiejszego słońca świeciły wprost na moją twarz, czym zbudziły mnie ze snu. Niechętnie otwarłem oczy. Przetarłem je, ziewając lekko. Rozglądnąłem się dookoła i dopiero wtedy dotarło do mnie co zrobiłem poprzedniej nocy. Nie mogłem w to uwierzyć, że tak po prostu przespałem się z Simone. Zerwałem się z łóżka jak poparzony, ubierałem się szybko i czym prędzej wyszedłem z mieszkania blondynki, zostawiając ją w sypialny z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy. Od kilku godzin chodziłem po mieście, nie potrafiłem wrócić do domu i spojrzeć w oczy Majce a co bardziej ją okłamywać. Zrobiłem najokropniejszą rzecz, jaką może zrobić mężczyzna. Czułem się brudny, wstręt do własnego ciała jak i głupoty wzrastała z każdą myślą. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego tak postąpiłem, przecież kochałem Maję najbardziej na świecie. Na zegarku widniała już godzina siedemnasta. Z ogromnym strachem ruszyłem w stronę naszego domu. Nie wiedziałem, co robić. Przecież ona nigdy w życiu mi tego nie wybaczy. Spoconymi z nerwów rękoma nacisnąłem ostrożnie klamkę i wszedłem do środka. W korytarzu przywitały mnie dwie małe walizki. Przełknąłem głośno ślinę i ruszyłem w stronę salonu.
- Maja... - zacząłem - Ktoś do nas przyjechał? - zapytałem.
- Gdzie byłeś? - zapytała, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy
- Z Jonasem na piwie - skłamałem, serce pękało mi na miliony kawałeczków, mając płaczącą blondynkę przed oczami.
- Marco po co kłamiesz? - spojrzała na mnie oczami przepełnionymi bólem - Przespałeś się z nią prawda? - chlipnęła
- Przepraszam cię - odparłem, łzy również zaczęły spływać z moich oczu - Maja, ja kocham tylko ciebie. Nie chciałem tego, wybacz mi proszę - powiedziałem zbliżając się do niej - Byłem pijany - próbowałem się usprawiedliwić.
- Zostaw mnie, brzydzę się tobą - odsunęła się szybko ode mnie. - Wyprowadzam się i biorę dzieci. Nie chcę cię znać. - dodała kładąc pierścionek zaręczynowy na stole.
Usiadłem na kanapie i schowałem twarz w dłoniach. Gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwi, nie wytrzymałem. Rozbeczałem się jak małe dziecko. Skrzywdziłem ją i to cholernie mocno. Straciłem wszystko, co było dla mnie najważniejsze w życiu. Jak zawsze musiałem wszystko spieprzyć. Musiałem się czegoś napić, więc wyciągnąłem butelkę wódki z barku. W tamtej chwili nie czułem tego gorzkiego smaku. Liczyło się tylko to abym zapił smutki. Minęły dwie godziny, a ja wypiłem już trzy butelki, alkohol buzował w moich żyłach. Nie byłem w stanie podejść do drzwi, z których przed chwilą rozbrzmiewał dzwonek. Więc krzyknąłem na całe gardło, zapraszając gościa do środka. Ujrzałem tylko kroczącą w moją stronę sylwetkę piłkarza, a później poczułem mocne uderzenie prosto w twarz.
- Czy ciebie całkowicie rypnęło w tą głupią blond główkę - naskoczył na mnie Piszczu.
- Łukasz ... ja.. ja byłem pijany. A Simi wykorzystała tą okazję i zaciągnęła mnie do łóżka - jęknąłem - Kocham tylko i wyłącznie Majkę, nie chciałem tego.
- Wiedziałem, że ta laska namiesza w waszym życiu. - rzekł - Myślałem, że jesteś lepszy Reus. A ty jesteś dokładnie taki sam jak inni. Byłeś dla Majki wszystkim... Cieszyłem się, że w końcu znalazła odpowiedniego mężczyznę, który jej nie zrani. A jeszcze bardziej cieszyłem się, że tym mężczyzną jest mój przyjaciel. Jednak się pomyliłem, tak jak ona - westchnął i wyszedł nawet się nie żegnając.


- * * * -


Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc pierwsze co po wyjściu z domu, to pojechałam wraz z dziećmi do Łukasza. Po drodze nie chciałam płakać przy dzieciach, więc powstrzymywałam się jak tylko mogłam. Było to cholernie trudne, ale jakoś dałam radę. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, i położyłam Erika do spania. W tym czasie Emilie poszła zaprowadzić Sarę, by pobawiła się trochę z jej chrześniaczką Mel. Jak mały zasnął od razu zeszłam do salonu i od razu wybuchnęłam płaczem. Już dłużej nie mogłam się powstrzymywać. Brat gdy dowiedział się o wszystkim wyleciał z domu jak burza. Em od razu zjawiła się przy mnie.
Siedziałam wtulona w jej ramiona.
- Wszystko będzie dobrze kochanie - powiedziała cicho jeszcze mocniej mnie obejmując.
- Nic już nie będzie dobrze Em - jęknęłam przez płacz - Był dla mnie wszystkim - dodałam
- Już cichutko - szepnęła - Każdy popełnia błędy Majcia. Ułoży się wszystko zobaczysz - ucałowała mnie w głowę.
Nie chciałam pokazywać dzieciom, że płakałam. Więc gdy tylko dziewczynki zeszły z góry szybciutko otarłam łzy i udawałam radosną. Wieczór nastał bardzo szybko. Wiedziałam, że ta noc będzie nieprzespana. Już się tego obawiałam.
- Mamusiu dlaczego wyprowadziliśmy się od tatusia - zaczęła Sara siadając na łóżku obok mnie.
Westchnęłam cicho, wiedziałam że prędzej czy później mała zada to pytanie, ale nie myślałam, że aż tak szybko.
- Wiesz kochanie - zaczęłam przytulając ją do siebie - Czasami tak jest, że tatuś i mamusia się pokłócą i muszą przemyśleć pewne sprawy. A mieszkanie pod jednym dachem, im tego nie ułatwi - powiedziałam
- Ale tatuś nas kocha? - zapytała
- Kocha was najbardziej na świecie - rzekłam - Jesteście dla niego wszystkim - dodałam.
- A ty nie? - spojrzała na mnie
- Nie potrafię rybko odpowiedzieć ci na to pytanie - odpowiedziałam - O to musiałabyś zapytać taty - ucałowałam ją w głowę.
Zaprowadziłam ją do pokoju i położyłam się z nią. Gdy tylko zasnęła poszłam do swojej sypialni, momentalnie zaczęłam płakać...

_____________________________________________________________________________

Miało go nie być, ale dodaję.
Jutro nic nie dodam bo mam bierzmowanie.
Szukajcie mnie szukajcie :D 
Czekam na wasze młotki, siekiery, widły, kamienie, noże, pistolety XD
Za błędy przepraszam, ale blogger nie chciał dziś ze mną współpracować i się zacinał ;/
Buziaki ;*

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 31 ღ .




Czasem wystarczy chwila, by zapomnieć o całym życiu,
czasem nie wystarcza życia, by zapomnieć o jednej chwili.



Sprawa z Simone uspokoiła się trochę, niestety nie na długo. W domu Marco omijał jej tematu, bo wiedział, że denerwuje mnie jego trajkotanie o niej. Starałam się nie pokazywać tego, ale czasem po prostu wychodziło to spod mojej kontroli. Dziś mieliśmy iść razem z Erikiem do lekarza. Łukasz obiecał, że zaopiekuje się Sarą. Po śniadaniu od razu poszłam na górę się ubrać. Po porannej toalecie, już gotowa do wyjścia poszłam przebrać naszego synka.
- Chodź kochanie do mamusi - uśmiechnęłam się biorąc go na ręce.
Delikatnie i ostrożnie włożyłam go do nosidełka. Zeszłam na dół, gdzie założyłam sobie kurtkę. I małemu czapeczkę. Sara od razu pojawiła się obok mnie i przyszykowała się do wyjścia.
- Marco! - zawołałam zakładając Erikowi czapeczkę
- Co jest? - zapytał pojawiając się w drzwiach.
- Ty jeszcze nie gotowy? - westchnęłam lekko zła - Przecież miałeś iść z nami do lekarza! - dodałam
- Ale ja dziś spotykam się z Simi, nie idę z wami - rzekł.
- Fajnie wiedzieć, że ona jest ważniejsza od nas - powiedziałam wściekła.
- Maja nie bądź zła, obiecałem jej, że się spotkamy - chciał mnie przytulić, lecz się odsunęłam.
- Nam też obiecywałeś - warknęłam
Wzięłam nosidełko i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Chwyciłam rączkę Sary i ruszyłam w stronę domu brata. Byłam cholernie wściekła na Marco. Nie sądziłam, że Simone była od nas ważniejsza. Przecież mógł przełożyć to spotkanie, bardzo mi zależało, aby był przy nas. Po piętnastu minutach doszliśmy w końcu pod dom Piszczka. Jego radosna mordka przywitała nas przy furtce. Tylko widząc moją minę, od razu zeszła mu z twarzy radość.
- Hej mała co jest? - spytał spoglądając na mnie - Gdzie Marco? - dodał
- Idzie na spotkanie z Simi, a nas olał - westchnęłam bezradnie.
- Nie mów tak, wiesz że nie ładnie tak obiecywać i później odkładać spotkanie na później - rzekł biorąc Sarę na ręce.
- Nie ładnie? dokładnie tak zrobił nam - odparłam zła - Obiecał, że pójdzie ze mną i Erikiem do lekarza, a później tak po prostu powiedział, że on spotyka się z Simone - dodałam
- Będzie dobrze - brat przytulił mnie do siebie - Podwieźć was? - zapytał
- Nie dzięki, poradzę sobie.
- Dobra, jak chcesz. Do zobaczenia - ucałował mnie w głowę. Każde z nas ruszyło w swoją stronę. Kolejny raz westchnęłam cicho pod nosem. Swoje kroki skierowałam do kliniki. Droga nie zajęła nam długo. Rozebrałam małego z kurteczki i wzięłam go na kolana. Bawiłam się z nim grzechotką, czekając na naszą kolej. Długo nie musiałam czekać, już po kilku minutach siedziałam z synkiem w gabinecie pani doktor.
- Erik jest zdrów jak rybka - uśmiechnęła się lekarka - Szybko nam rośniesz brzdącu - dodała.
- Oj bardzo szybko - zaśmiałam się - Niedługo nie zdążę się obejrzeć a on będzie biegał po całym domu..
- Dokładnie tak..
Do domu wróciłam późnym popołudniem. Erik był wykończony, tak jak ja. Zasnął mi już w połowie drogi. Ostrożnie przebrałam go w piżamkę, ale niestety nie udało mi się. Mały zaczął płakać, więc nakarmiłam go, oraz ponownie położyłam go do spania...


- * * * -


Majka nie potrzebnie się na mnie wściekała. Wiem popełniłem błąd, że umówiłem się z Simi w ten sam dzień, w którym obiecałem iść z nimi do lekarza, ale nie mogłem tego przełożyć. Simone nigdy nie lubiła, gdy ktoś przekładał spotkanie. Równo o osiemnastej wyszedłem z domu. Wcześniej pół dnia spędziłem u Jonasa pomagając mu pomalować ściany w mieszkaniu. Droga mijała mi bardzo szybko. Już po chwili dotarłem pod dom mojej przyjaciółki. Zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem, aż blondynka otworzy mi drzwi.
- Hej blondyno - zaśmiałem się podając jej bukiet różyczek, tych jej ulubionych.
- Cześć blondyno! - odwzajemniła gest przytulając mnie na powitanie i dając całusa w policzek - Wchodź!
Idąc za dziewczyną dokładnie zaobserwowałem jej wysportowaną sylwetkę, jej zwiewna sukienka podkreślała cudowne długie nogi. Zaprowadziła mnie do jadalni, gdzie tak jak kiedyś przygotowała kolację.
- Mmm - oblizałem usta - Twoje cudowne spaghetti - uśmiechnąłem się
- Zrobiłam specjalnie dla ciebie - odwzajemniła gest.
Czas mijał nam cudownie, nadrabialiśmy wszystko co straciliśmy przez te lata. Dowiedziałem się co robiła przez ten czas i jak się trzymała. Nie wiedziałam, że jej mama umarła na raka. Posmutniałem momentalnie, uwielbiałem panią Helgę. Wspominaliśmy dawne czasy, dawno nie bawiłem się tak świetnie.
- Jeju tamten widok ciebie, gdy usiadłeś na kupce liści, a pod nimi był jeż i wszystkie jego kolce wbiły ci się w tyłek był najlepszy - roześmiała się popijając lampkę czerwonego wina.
- Wcale nie byłaś lepsza - uśmiechnąłem się. - Ja nie wpadłem do błota w zagrodzie świń u mojej babci - zaśmiałem się - Albo mnie szop nie obsikał i nie musiałem kąpać się w soku pomidorowym. - dodałem
- Spadaj! - uderzyła mnie lekko w klatkę piersiową.
Nasze spojrzenia się spotkały, w jej oczach błyszczały iskierki.
Uśmiechnąłem się, alkohol rozpływał się w moim ciele z prędkością światła. Simone zbliżyła się w moją stronę. Nasze usta były coraz bliżej siebie. Blondynka skradała z moich ust namiętne, pełne pożądania pocałunki. Całkowicie jej na to pozwalałem. Ściągnąłem z niej sukienkę, po chwili błądząc rękoma po jej ciele. Dziewczyna usiadła na moich kolanach okrakiem. Nie pozostawała mi dłużna. Jeździłem rękoma po jej nogach jak i udach. Idąc w stronę sypialni obijaliśmy się o ściany. Nie przestawała mnie całować. Położyłem ją na łóżku, całując kolejno po szyi, co jakiś czas wracając do jej ust.
- Simi, ja.. ja nie mogę.. - szepnąłem, ale jednak nie przestawałem jej całować.
- Zapomnij o tej blondynie Reus, dziś jesteś mój - wymruczała mi do ucha...

____________________________________________________________________________

A więc kto mnie zabije? :D
Ale najpierw musicie mnie dorwać, a bunkier mam już wybudowany XD
Sandrunio moja kochana, wiem że mnie nie lubisz z tego powodu, ale ja tak i tak cię kocham ♥ :D
Musiałam jakoś namieszać no xd za dużo tego kolorowego życia ^^

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 30 ღ .




Każdy czarujący książę tracił urok po dwunastej.



Cudownie było spotkać Simi, po tylu latach znów miałem okazję ją spotkać. Przyjaźniliśmy się od dziecka. Była moją najlepszą przyjaciółką, do czasu aż wyjechała a ja zostałem piłkarzem. Nasz kontakt urwał się już na zawsze. Do teraz, znów możemy odbudować to co było kiedyś. Cieszyłem się jak głupi. Zamieniliśmy kilka zdań ze sobą, a ja zrozumiałem, że brakowało mi jej strasznie. Musimy nadrobić to co straciliśmy kiedyś. Tylko coś mi nie pasowało, a bardziej ktoś...
- Maja co jest? - zapytałem gdy zauważyłem kwaśną minę mojej ukochanej.
- Nic, przecież wszystko jest w jak najlepszym porządku - odparła w ogóle na mnie nie patrząc.
- Skarbie widzę, że coś się dzieję - delikatnie chwyciłem jej podbródek i sprawiłem, że musiała spojrzeć mi w oczy. - Powiesz mi? - spytałem, próbując wyczytać z jej oczu wszystko co ukrywa.
- Nie ma nic, o czym miałabym ci powiedzieć - powiedziała odwracając się na drugi brzeg łóżka.
Westchnąłem cicho, nie wiedziałem o co chodzi mojej narzeczonej, przecież nie zrobiłem nic, żeby była na mnie zła. Miło spędziliśmy dzień i nie szczędziłem okazywania Majce miłości. Więc nie wiem dlaczego się tak zachowywała. Troszkę mnie to zdenerwowało, ale później znów przypomniała mi się Simi, naprawdę cudownie było ją spotkać.
- Kiedyś, gdy byliśmy mali to razem z Simone wspinaliśmy się na drzewa. - zacząłem - Pamiętam jak przeskakiwałem z jednego na drugie i rypnąłem tyłkiem o ziemię, a kamień wbił mi się w tyłek. - zaśmiałem się na wspomnienie tamtej sytuacji - Latałem w około jak idiota i krzyczałem na całą ulicę, przez tydzień chodziłem z poduszką w spodniach. - zakończyłem nie przestawiając się śmiać.
- Bardzo ciekawe - rzekła z nutką złości w głosie.
Wyczułem to dopiero po chwili, ale zbytnio nie przejąłem się tym. Wiedziałem, że Majce za chwilkę przejdzie. Choć zastanawiało mnie to, dlaczego tak reagowała, tak odpowiadała. Odrzuciłem wszystkie te myśli i zacząłem znów wspominać dawne czasy spędzone wraz z moją przyjaciółką. 
- Albo najlepszy był wypad do mojej babci. - kolejny raz tego wieczora wybuchnąłem głośnym śmiechem - Babcia miała gospodarstwo i hodowała pięć koni trzy duże i dwa kuce. Mądry Marco podbiegł do małego kucyka który po chwili kopnął mnie w brzuch. A ja leciałem niczym matrix, później przez miesiąc leżałem w szpitalu - zarechotałem
- Możesz być ciszej? - zapytała - Chcę spać - warknęła
- Przepraszam - powiedziałem, gdy chciałem ją przytulić ona odwróciła się do mnie plecami, kompletnie nie wiedziałem o co jej chodzi, przecież nic nie zrobiłem... - Maja powiesz mi o co chodzi w końcu? - zapytałem
- Tak, chce po prostu spać - rzekła 
- A tak naprawdę? - powiedziałem
- Idę do małego - westchnęła i poszła do Erika, gdy ten zaczął płakać. 
Przewróciłem się na bok i zastanawiałem się o co mogło jej chodzić. Czemu tak reagowała?...


- * * * -


Denerwowało mnie zachowanie Reusa. Od kiedy wróciliśmy z kawiarni tej całej Simone, Marco cały czas o niej mówił. Buzia wcale mu się nie zamykała. Co po chwilę padało jej imię. Miałam już tego serdecznie dosyć. Rozumiem, że była jego przyjaciółką i tęsknił za nią, ale to ma też swoje granice. Powinien się domyślić, że to strasznie działa mi na nerwy. Wczoraj nie miałam w ogóle ochoty z nim rozmawiać. Gdy wróciłam od małego on już spał. Rano wcale nie było lepiej. Nadal byłam na niego zła, a może nawet wściekła bo znów zaczynał. Teraz tak miało wyglądać nasze życie? Miało się kręcić wokół Simone?. Jeśli tak to ono nie było dla mnie...
- Majaaa! - jęknął - Powiesz mi w końcu o co ci chodzi? - zapytał dopadając mnie w kuchni, gdy robiłam kanapki.
- Powinieneś się domyśleć Reus - odpowiedziałam
- Czym sobie zasłużyłem, żebyś mówiła do mnie po nazwisku? Co zrobiłem nie tak, że jesteś zła? - nie dawał za wygraną.
- Możemy skończyć ten temat? - zapytałam odwracając się w jego stronę.
- Nie!, nie możemy - rzekł poważnie - Chodzi o Simi prawda? - spojrzał na mnie. Unikałam jego wzroku jak tylko mogłam, wiedziałam, że domyśli się, że zgadł. No bo w sumie zgadł. 
- Wcale nie - odparłam szybko
- Chyba nie jesteś o nią zazdrosna? - zaśmiał się - Ona dla mnie nic nie znaczy, ty jesteś najważniejsza i to ciebie kocham najbardziej na świecie. - dodał całując mnie namiętnie.
Nie potrafiłam się oprzeć, jego usta były dla mnie magią, pragnieniem. Gdy tylko łączyły się z moimi, chciałam aby nigdy się już nie rozstawały. Nasze języki tańczyły namiętny taniec. Opamiętałam się chwilę później i oderwałam się od niego. 
- Muszę zrobić wam śniadanie - powiedziałam odwracając się z powrotem w stronę blatu, na którym znajdowały się produkty.
- Możesz robić, ale pod jednym warunkiem - rzekł poważnie.
- Jakim? - zapytałam
- Przestaniesz być zazdrosna, bo Simi nic a nic dla mnie nie znaczy. Jesteśmy tylko znajomymi. A ty jesteś moją narzeczoną, matką moich dzieci i to ciebie kocham - szepnął opierając czoło o moje - Tylko ciebie pamiętaj... Dobrze? - spojrzał mi w oczy.
- Mhm - mruknęłam, po chwili znów czując jego wargi na swoich.
Blondyn pozwolił mi w końcu dokończyć śniadanie dla niego i Sary. Gdy obydwoje zajadali się kanapkami ja poszłam nakarmić synka, który właśnie się obudził. Gdy zawsze na niego spoglądałam przypominał mi całkowicie mojego Marco. Te same niebieskie oczka, słodki uśmieszek i blond włoski. Identyczny tatuś..
Uśmiechnęłam się, nie wiedziałam dlaczego tak reagowałam, dlaczego byłam zazdrosna, przecież Reus, zapewniał mnie o swojej miłości tyle razy.. Kochał mnie a ja jego...

____________________________________________________________________________

Jestem z nowym rozdziałem tak jak obiecałam, w czwartek po wycieczce udało mi się go napisać w połowie a dziś dopisałam drugą ;)
Zabieram się za resztę waszych blogów. Więc jeśli nie skomentowałam u was nowego rozdziału to zrobię to już niedługo ;)
Buziaki ;*

środa, 7 maja 2014

Rozdział 29 ღ .




Bo jak drugiej osobie zależy, to nigdy nie przestanie walczyć, nie odejdzie



W naszym życiu w końcu zapanował spokój. Z Mają układało nam się cudownie. Dzieci rosły z każdym dniem. Sara pomagała nam z Erikiem jak tylko mogła i potrafiła na swój wiek. Cieszyliśmy się, że stała się taka mądra. Bałem się, że nigdy już nie będzie tak jak teraz, że ona mi nie przebaczy.
- Już Eriś spokojnie - powiedziałem trzymając synka na rękach i lekko go kołysząc, by przestał płakać.
Gdy już zasnął włożyłem go do łóżeczka i przykryłem kocykiem. Kciukiem delikatnie dotknąłem jego policzka. Uśmiech momentalnie wkradł mi się na twarz. Nie mogłem uwierzyć, że jestem tak szczęśliwy. Przymknąłem drzwi i poszedłem do ogrodu, w którym przebywała Maja. Objąłem ją w pasie i wtuliłem się w jej plecy.
- Wiesz, że jestem najszczęśliwszy na świecie? - powiedziałem podpierając swoją brodę na jej ramieniu
- Ja też - odwróciła się w moją stronę zarzucając dłonie na moją szyję
- Ale będę jeszcze szczęśliwszy, gdy wyjdziesz za mnie - uśmiechnąłem się
- Co? - zdziwiła się
- Maju Piszczek - zacząłem klękając na jedno kolano - Czy wyjdziesz za mnie? - zapytałem
- Marco.. - zakryła usta dłonią - Oczywiście, że tak!! - pisnęła, założyłem pierścionek na jej serdeczny palec i wstałem. Blondynka od razu wpadła mi w ramiona całując mnie namiętnie w usta. Teraz już niczego do szczęścia mi nie brakowało. Miałem Sarę, Erika i Majkę, cały mój świat i całe moje życie. Nikt, ani nic mi już nie odbierze.
- Kocham cię - szepnąłem między pocałunkami.
- Ja ciebie też Marco, najbardziej na świecie! - uśmiechnęła się
Podniosłem ją i posadziłem na barierce, która zdobiła ganek. Maja oplotła swoimi nogami moje biodra. Gdy już oderwałem się od niej oparłem swoje czoło o jej i spojrzałem jej w oczy. Te piękne, tajemnicze, niebieskie jak morze tęczówki. Które tak uwielbiałem.
- Ej gołąbeczki - usłyszeliśmy za sobą głos Piszczka
- Łukasz co tu robisz? - zdziwiła się
- Przyjechałem odwiedzić siostrę, nie można już? - odparł
- O dwudziestej pierwszej? - zaśmiałem się - Oczywiście, że można - dodałem po chwili
- Napijesz się czegoś durniu mój? - uśmiechnęła się czochrając mu włosy.
- Herbatki głąbie - odgryzł się
Pokręciłem ze śmiechem głową i ruszyłem za nimi do środka. Moja ukochana zrobiła nam po kubku herbaty.


- * * * -


Już niedługo miałam zostać panią Reus. Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie takie szczęście. Mój brat nie odpuścił i dowiedział się jako pierwszy. Później wiedział już cały klub. Dostało mu się za to, ale nie mocno. Oszczędziliśmy mu z Marco kary. Od tamtego cudownego wieczora minęły już dokładnie trzy miesiące. Na dworze robiło się coraz zimniej. Wieczory nadchodziły wcześniej. Marco był już blisko powrotu do treningów. A ja cieszyłam się moją rodziną. Tylko ja, Marco, Sara i Erik. Było cudownie.
- Co robisz mamusiu? - zapytała Sarcia
- Wiesz skarbie, myślę sobie o różnych rzeczach - odparłam - A gdzie tata i mały? - spytałam
- Ubiera Erika a mi kazał po ciebie przyjść - rzekła - Chce nas zabrać na spacer, idziesz? - uśmiechnęła się
- Oczywiście - ucałowałam ją w główkę i ruszyłam za nią.
Pobiegłam szybciutko na górę i przebrałam się w cieplejsze ubrania. Zeszłam na dół, gdzie cała trójka już na mnie czekała. Blondyn włożył naszego synka do wózka i jak zawsze okrył go kocykiem. Nie wiem dlaczego tak reagowałam, ale za każdym razem gdy widziałam ten obrazek Marco, który zajmował się Erikiem robiło mi się tak mile ciepło na sercu, a uśmiech sam wkradał się na usta. Dortmund tamtego dnia był opustoszały, prawie żadnej żywej duszy nie było na ulicach. Spokój, który panował dookoła był cudowny.
- Idziemy na gorącą czekoladę? - zaproponowała Sarcia
- Jasne, że tak - uśmiechnęłam się
Jak zawsze zdałyśmy się na Marco, który wiedział gdzie podają tutaj najlepszą czekoladę. Po dziesięciu minutach spaceru w końcu dotarliśmy do kawiarni.
- Hej Simi - uśmiechnął się uroczo
- Marco! cześć! - brązowooka brunetka obdarzyła go perlistym uśmiechem, a później go przytuliła.
- Kochanie poznaj Simone, moją koleżankę z dzieciństwa. Mieszkaliśmy obok siebie, a później chodziliśmy razem do szkoły - rzekł
- Miło mi - podałam jej dłoń i wymusiłam uśmiech.
- Mi również - odparła - A co to za małe słodziaki? - znów się uśmiechnęła
- Simi poznaj Erika i Sarę, nasze kochane dzieciaki - powiedział.
Po jakimś czasie usiedliśmy przy stoliku i czekaliśmy na zamówienie.

________________________________________________________________________

Wszystkie komentarze były dla mnie motywacją <3 DZIĘKUJE ♥
Weroooo a tobie kochana dziękuje najbardziej, za pomysł z oświadczynami <3
Mam nadzieję, że jest choć trochę lepszy niż poprzednie ;)