sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 45 ღ .




Bo czasem nie marzyła o niczym innym, jak o jego dotyku na dzień dobry..



Minęło kilka dni od mojego powrotu do domu. Złapałem kolejną kontuzję, która wykluczała mnie z gry aż przez cztery miesiące. Przez pierwszy dzień smuciłem się bardzo, ale gdy zrozumiałem, że całe tygodnie będę mógł spędzić z moją rodziną bardzo się ucieszyłem. Obiecałem Majce, że na każdą wizytę u ginekologa będę chodził razem z nią, chciałem widzieć jak dziecko, które moja ukochana nosi pod sercem się rozwija. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy blondynka usiadła mi na kolanach.
- Marcooo - mruknęła, a moje mięśnie momentalnie się napięły pod wpływem dotyku jej dłoni na moim brzuchu. - Załóż koszulkę proszę - dodała
- A co, mój wyrzeźbiony brzuch tak na ciebie działa - zaśmiałem się
- Bardzo - jęknęła
- Nie założę - pokazałem jej język.
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczkami. Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej i pocałowałem ją namiętnie. Odwzajemniła gest, czym wywołała w moim brzuchu burzę motylów tak jak kiedyś, gdy ją poznałem. Przez chwilę poczułem się jak jakiś nastolatek, zakochany w swojej koleżance z podwórka lub klasy. Maja robiła z moim ciałem, i ze mną coś czego nikt, ani nic innego nie umiało.
- Wiesz co? - powiedziała odrywając się ode mnie.
- Nie wiem - odparłem spoglądając na nią.
- Cholernie się cieszę, że będziesz w domu aż cztery miesiące. Tęskniliśmy za tobą - powiedziała - Choć też mi smutno, bo wiem, że bardzo chciałbyś grać i rozwijać się dalej - dodała
- Kochanie w życiu każdego sportowca jest jakaś kontuzja czasem krótka, czasem długa. I ja całkowicie się z tym pogodziłem. Cały ten czas chce spędzić z wami, odwdzięczyć się wam, że tak często mnie nie ma. - odgarnąłem jej blond włosy za ucho i cmoknąłem w czubek nosa.
- Może odwiedzimy rodziców? - zaproponowała - Dawno się z nimi nie widzieliśmy, a pewnie ucieszyliby się, gdyby mogli zobaczyć dzieciaki...
- Z wielką chęcią. Mama ostatnio żaliła mi się, że rzadko się widujemy. Chcieliby bardzo przyjeżdżać, ale niestety choroba taty postępuje i nie może już nawet wyjść samodzielnie z domu. - westchnąłem.
- Będzie dobrze zobaczyć - przytuliła się do mnie.
Objąłem ją mocno ramionami i wtuliłem swoją twarz w jej włosy. Choroba ojca wykańczała pomału mamę. Nie dawała sobie sama już rady. Tata z każdym dniem miał coraz mniej siły by się poruszać, więc jeździł na wózku.
- Może załatwiłbym im kogoś do pomocy - rzekłem spoglądając na moją żonę.
- Też o tym myślałam - położyła głowę na moim ramieniu - Mam znajomą opiekunkę, porozmawiam z nią.
- Dziękuje - szepnąłem cmokając ją w usta.


- * * * - 


Razem z Marco martwiliśmy się o rodziców. Mama nie dawała sobie już rady, zajmowanie się ojcem i do tego chodziła do pracy. Choć częściej brała wolne, by się nim zaopiekować. Było mi jej szkoda, jak i również podziwiałam ją za to co robiła dla swojego męża. Postanowiłam porozmawiać z Ann, znałyśmy się już bardzo długo. Poznałyśmy się kiedyś, gdy byłam u Łukasza na wakacjach.
- Cześć kochana - pisnęłam radośnie ściskając ją mocno na powitanie, odpowiedziała mi szczerym uśmiechem - Marco, to jest Ann. Ann to Marco mój mąż - wskazałam dłonią i uśmiechnęłam się.
- Miło cię poznać - powiedziała
- Mi również - odpowiedział.
- A więc do rzeczy - zaczęłam - Rozmawiałyśmy przez telefon o sprawie taty Marco, i co pomyślałaś o tej pracy? - zapytałam.
- Oczywiście, bardzo dużo nad tym myślałam. Z chęcią przyjmę tą pracę. - rzekła z uśmiechem na twarzy.
- Nawet nie wiesz jak jesteśmy ci wdzięczni - Marco zabrał głos - Razem z Mają nie możemy już patrzeć jak mama się zaharowuje. - dodał. - Taka pomoc jej się przyda...
- Ciesze się, że będę mogła pomóc - odpowiedziała - Kocham moją pracę, i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Fajnie, że będę mogła akurat pracować dla was. Może będziemy się częściej spotykać małpo co? - zaśmiała się.
- Pewnie, że tak - uśmiechnęłam się szeroko.
Blondyn szybko zaprzyjaźnił się z Ann, co mnie bardzo cieszyło. Miło spędziliśmy dzień we trójkę. Nadrabiałyśmy stracony przez lata czas.
- Będziemy się zbierać - powiedziałam - Dzieci pewnie wykończyły Łukasza - zaśmiałam się.
- Właśnie Piszczuś nasz... Pozdrów go, uściskaj i ucałuj ode mnie.!
- Zrobię to na pewno - odparłam.
Pożegnaliśmy się z brunetką i wyszliśmy z kawiarni. Marco czule obejmował mnie w pasie. Zawsze wtedy czułam się bezpieczna. Do domu brata doszliśmy w niecałe trzydzieści minut.
- Ann kazała cię uściskać, ucałować i pozdrowić - rzekłam do brata, który siedział na kanapie.
- Nasza przybrana siostrzyczka? - zaśmiał się.
- Dokładnie tak - uśmiechnęłam się....
Gdy dojechaliśmy do domu, zauważyłam że Erik zasnął. Reus ostrożnie wyjął go z fotelika i zaniósł do pokoiku. Sara od razu też pobiegła do siebie. Ściągnęłam z moich nóg szpilki i na boso podreptałam do pokoju naszego syna. Ogromny uśmiech wkradł się na moją twarz widząc jak blondyn przykrywa małego.
- Jesteście najlepszym prezentem jaki mnie w życiu spotkał - szepnął obejmując mnie w pasie i kładąc dłonie na moim brzuchu.

_______________________________________________________________________________

Naskrobałam go na szybko w czasie gdy Dosia w końcu postanowiła pójść spać i dać mi chwileczkę spokoju XD
Więc za błędy przepraszam ;)

12 komentarzy:

  1. Mam gwarantowany uśmiech gdy czytam twoją twórczość. Ten blog był,jest i będzie niesamowity. Trudno będzie się pożegnać,ale mam nadzieję,że przybędziesz z kolejnym zabójczym pomysłem :* Szczęścia nigdy nie za wiele i liczę,że Reus numer 3 pojawi się już niebawem : p Czekam na kolejny! ;* Buziaki ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Jacy oni są słodcy *.* zzapraszam do mnie. Czekam na kolejny, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, biedni rodzice :( Oby Ann pomogła :):)
    jejku, jak ja kocham Twoje blogi mjhdvashjfikujm <3 :(
    Ciekawe, czy trzecie Rojsiątko będzie chłopcem, czy dziewczynką? :3
    Aj, Marco łapie te kontuzje ciągle... ;) :(
    czekam na kolejny :* Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, szkoda mi rodziców. :/
    Mam nadzieję że Ann im chodź trochę pomoże. :)
    A rodzina Reusów, no jak zwykle cudowna.
    Mogę czytać o nich cały czas. <3 :)
    Czekam na nn. <3

    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda rodziców Marco :( Ale Ann na pewno im pomoże :)
    Rozdział świetny jak zawsze a rodzinka Reusów Cudowna ! <3
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyżby Maji w czasie ciąży hormony buzowały? Nie no początek najlepszy <3
    Słodka rodzinka po prostu:)
    Mam nadzieję, że z Ann będzie im lżej i jakoś przez to przejdą.
    Czekam na nn:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku :O Przeczytałam Twój blog od początku :)
    Jest niesamowity :)
    Marco tak bardzo kocha swoją rodzinę <3
    Czekam na nn, pozdrawiam i przesyłam całusy :***
    Ps : Dodaję również do obserwowanych, żeby być na bierząco :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ miałam zaległości kochana , ale już melduję obecność i oczywiście wszystko nadrobione.
    Pojawienie się Ann - na samą myśl o imieniu już mi się podoba.) Jest czymś na pewno dobrym w życiu naszych bohaterów...
    Majka rozwaliła mi system całego dnia , a Marco? Przecież on jest kochany bez względu na wszystko!
    Czekam na dalsze losy kochana!
    Miłego.
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy teraz w końcu będzie dobrze?
    Czy może jednak wyniknie coś nieoczekiwanego? :)
    Uwielbiam to, jak piszesz... czuję się jakbym była naocznym świadkiem tych wszystkich chwil... ^^
    Cieszę się, że jest tak jak jest.
    Maja, Marco i dzieci przeżyli bardzo, bardzo wiele i niekoniecznie dobrego. :( ale najważniejsze, że jest już dobrze. :)
    Czekam na nn. :*
    Ściskam <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem tutaj nareszcie ! :D
    Przepraszam, że zaniedbałam Twojego bloga, ale rozumiesz wakacje; wyjazdy, spotkania. W skrócie mało czasu :/ Nadrobiłam wszystko ! <3 Uwielbiam Twojego bloga ! :D Szkoda rodziców Marco.. ://
    Czekam na następny ! :*

    Zapraszam w wolnej chwili do mnie na trzeci rozdział http://dlugi-sen-diany.blogspot.com/
    Buziaki. :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak ja lubię takie rozdziały.
    No normalnie miód malina ♥
    Kocham ich wszystkich.
    Czekam na nn
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń