niedziela, 31 sierpnia 2014

Epilog.




Miłości nie zabierze nam nikt...



Śnieg pokrył cały Dortmund. Światełka i inne bożonarodzeniowe ozdoby dodawały urok dzisiejszemu dniu. Zapach przyrządzanych przez dziewczyny potraw roznosił się po całym domu. Uśmiech na twarzy każdego z dzieciaków był bezcenny. Tylko czekaliśmy, aż w końcu nadejdą święta. Razem z Łukaszem nakryliśmy do stołu, gdy dzieciaki się bawiły bądź spały.
- Nawet ładnie nam to wyszło - wyszczerzył się Piszczu
- Po prostu nakryłeś do stołu, czym ty się tak podniecasz? - zaśmiałem się.
- Świętami Reus, świętami - wyjaśnił - To najpiękniejszy czas, który możemy spędzić z rodziną. Jeden dzień w którym piłka schodzi na dalsze tory i najważniejsi są bliscy. - dodał po chwili.
Uśmiechnąłem się do niego, przepraszając go na chwilę. Założyłem kurtkę i wyszedłem przed dom. Na całej ulicy było słychać jakieś rozmowy z domów. Wszyscy spędzali ten czas razem. Kochałem to. Kochałem święta.
- Dlaczego wyszedłeś? - usłyszałem głos Majki za plecami
- Chciałem chwilę pooddychać świeżym powietrzem - wytłumaczyłem. Objąłem blondynkę w pasie i ucałowałem ją w głowę.
- Dzieciaki się o ciebie pytają, bo chcą z wami szukać pierwszej gwiazdki - powiedziała. Uśmiechnąłem się delikatnie i wraz z żoną wszedłem z powrotem do domu. Ściągnąłem swoją kurtkę i od razu skierowałem się do dzieciaków. Wziąłem Erika jak i Sarę na kolanach i razem wypatrywaliśmy pojawienia się jej.
- I co widzicie? - zapytał z uśmiechem Łukasz przyglądając się im.
- Nie - jęknęła Sarcia
- Zaraz się pojawi - powiedziałem
Piszczu po chwili poszedł pomóc dziewczyną znieść dwanaście potraw na stół. W pewnym momencie sam poczułem się jak mały dzieciak. Przypomniało mi się jak sam przesiadywałem godzinami w oknie i wyczekiwałem pojawienia się tej pierwszej najważniejszej gwiazdy.
- Jest! tatusiu jest! - krzyknął radośnie Erik
Sara zeskoczyła z mojego kolana i pobiegła do kuchni, wraz z małym na rękach poszedłem za nią. Sebuś wraz z Lily spali sobie smacznie na górze, więc nie chcieliśmy ich budzić. Całą szóstką zebraliśmy się przy stole by złożyć sobie życzenia.
- Wesołych świąt kochanie, żeby spełniły się twoje największe i najskrytsze marzenia, żebyś była szczęśliwa - powiedziałem patrząc w jej niebieskie oczka.
- Ja już jestem szczęśliwa Marco - odparła
Uśmiechnąłem się urywając kawałek jej opłatka. Objąłem ją szczelnie ramionami i pocałowałem czule. Tak strasznie ją kochałem i będę kochał już na zawsze...

_____________________________________________________________________________

Chciałabym, ale nie potrafię. Znów wyleję wam wszystkie moje przemyślenia i stwierdzenia pod tym postem, więc jeśli nie chcecie czytać to nie musicie :).
Przyznam się szczerze, że ten blog na początku miał być zupełnie inny, ale przez problemy z bloggerem usunęły mi się posty z tamtą historią. Później zaczęłam to. Opowiadanie, które w ogóle nie miało sensu. To były kompletne bzdury. Zawsze zastanawiałam się co wam się podoba w tym czymś. Powiem wam, że ten blog nie podobał mi się nigdy. Mieszałam, wymyślałam i nie trzymało się to ani ładu ani składu. A wam mimo wszystko to on się najbardziej podobał. Nie mam naprawdę pojęcia dlaczego...
Choć tak jak mówię ten blog według mnie był kompletną kichą to cholernie mocno się z nim żyłam i nie chciałabym go za żadne skarby kończyć. Niestety moja wena na to opowiadanie się już skończyła i nie chciała do mnie powrócić. Nie wiem dlaczego i za to jej nie lubię XD. 
Nawet nie wiecie jak was strasznie kocham ♥ Dajecie mi wiele motywacji i wsparcia. Wasze komentarze pod moimi postami to dla mnie największa frajda. Nic tak mnie nie cieszy jak wiadomość, że istnieją tak wspaniałe dziewczyny jak wy. 
Czasem zawodziłam, ja o tym wiem. Od jakiegoś czasu zdarzało się, że popełniałam mnóstwo błędów. Nie miałam pojęcia dlaczego. Z czasem zrozumiałam, że to przez to, że napierdzielam na klawiaturze tak, że czasem nie potrafię zdążyć z czytaniem tego co pisze :D. Nie zawsze wchodziłam na wasze blogi i komentowałam, zdarzało się, że byłam i znikałam na bardzo długo, albo w ogóle się nie pojawiłam. Za to was przepraszam, ale moje życie jest totalnie pokręcone. Tutaj wyjazd do szpitala, tutaj szkoła... Przeróżne rzeczy. Tych wakacji nie uważam za udanych mimo, iż skończyłam z onkologią. Nie było nic gorszego niż to, że pokłóciłam się z przyjaciółką i to o zupełną głupotę. Choć nie potrafiłam trzymać w sobie i musiałam wyznać jej prawdę. W sumie nie mam pojęcia dlaczego wam to tutaj pisze. Ale mi trochę lżej. 
Nie potrafię wam za nic podziękować, nie wiem jak. Nic w sumie nie pokaże jak strasznie ważne jesteście w moim życiu wiecie? :)
Naprawdę z całego mojego serca wam dziękuje za 55 obserwatorów. Pierwszy raz w życiu na moim blogu było ich aż tylu. Jeju naprawdę nie mam pojęcie co wam tutaj napisać, jak podziękować nic. 
Część mojego serca zostawiam z tym opowiadaniem, ale dla mnie ono zawsze będzie kichą i zawsze było. 
Dziękuje serdecznie tym wam, które były ze mną od początku i zostały do samego końca. Jak i również tym, które dotarły tutaj w połowie lub pod koniec.
Jesteście wspaniałe ♥ najwspanialsze na świecie ♥
Dziękuje, dziękuje, dziękuje, dziękuje, dziękuje, DZIĘKUJE ♥♥♥
Odsyłam was teraz tutaj. Mam nadzieję, że również je polubicie tak jak to.


Kocham was ♥ 

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 50 ღ .




Widzę to w twoich oczach, wiem, że czujesz to samo



Po kilku dniach mogłem spokojnie wziąć Majkę i Lily do domu. Byłem ogromnie szczęśliwy, gdy mogłem trzymać naszego bąbelka na rękach. Wspierałem Maję i pomagałem jej jak tylko mogłem z dzieciakami i z domem. Nie chciałem, by wszystko spadło na jej głowę.
- Ziemia do Marco! - krzyknął na całe boisko Klopp - Co się dziś z tobą dzieje chłopaku...
- Przepraszam trenerze. Myślami cały czas jestem w domu. Maja wczoraj wróciła z małą ze szpitala i trochę się martwię - wytłumaczyłem.
- Masz w ogóle o co się martwić chłopie? - zaśmiał się.
- No właśnie nie - uśmiechnąłem się promiennie.
Trener pokręcił tylko z rozbawieniem głowa i odwrócił się by porozmawiać z Kuba, który leczył kontuzję. Wziąłem razem z chłopakami piłkę i zaczęliśmy trening. Na szczęście nie był on bardzo męczący i prawie pełny energii wróciłem do domu.
- Tata! - krzyknął radośnie Erik wskakując mi na ręce.
- No cześć misiu - uśmiechnąłem się - Byłeś grzeczny co?
- Baldzo!
- No to się ciesze - cmoknąłem go w policzek i postawiłem na ziemi.
Przeszukałem pół domu i Maję znalazłem dopiero w pokoiku Lily. Wszedłem po cichutku do środka i czule pocałowałem moją ukochaną jak i ostrożnie ucałowałem naszą kruszynkę w czółko. Blondynka zeszła na dół w tym czasie, gdy ja nosiłem dziewczynkę po pokoju.
- Dzień dobry księżniczko - powiedziałem, gdy otworzyła swoje oczka
Usiadłem pomału na fotelu i zacząłem ją lekko łaskotać. Zaśmiałem się, gdy Lilcia chwyciła mój palec i nie chciała puścić.
- Taki masz na mnie patent co? - uśmiechnąłem się.
Maja wróciła do nas już po chwili, gdy położyła Erika do popołudniowej drzemki. Przytuliła się do moich pleców i położyła głowę na moim ramieniu. Cmoknęła mnie szybko w policzek i uśmiechnęła się szeroko.
- Nasz wzorowy tatuś - powiedziała śmiejąc się cichutko.
- Robię to co w mojej mocy by nim być - pocałowałem ją lekko w usta.


- * * * -


Każde z naszych brzdąców rosło jak na drożdżach. Nawet się nie obejrzeliśmy, a Lily kończyła już pięć miesięcy. Dużo czasu spędzałam z dziećmi u Emilie, gdy Łukasz jak i Marco byli na treningu, lub na meczu. Piszczu został tatusiem małego Sebastiana. Obydwoje bardzo cieszyli się ze swojego dziecka...
Pogoda nie rozpieszczała nas tego dnia. Od samego rana było pochmurnie i zimno. Sypał również śnieg. Erik i Sara zdążyli już ulepić bałwana przed domem.
- Cześć kochani - usłyszałam radosny głos swojej bratowej.
- Hej Emi - cmoknęłam ją w policzek. - Już na nas czekałaś zgadłam? - zaśmiałam się
- No trochę tak - uśmiechnęła się. - Chodźcie zrobiłam ciepłą herbatę i ciasteczka...
Miałyśmy chwilę dla siebie, gdy Eriś wraz z Sarcią poszli się bawić, a Sebastian i Lily spali smacznie w pokoju Piszczka juniora. Dawno nie rozmawiałyśmy na poważnie, choć spotykałyśmy się bardzo często.
- Święta się zbliżają, więc mam propozycję, aby spędzić je razem w ósemkę, co ty na to? - zaproponowałam.
- Z ogromną chęcią kochana, ale za to na sylwestra to my was zapraszamy. Razem z Łukaszem chcieliśmy zaprosić was i Mario, takie skromne przyjęcie, ale to ze względu na to, że Sebuś jest mały - odparła.
Kiwnęłam jej potwierdzająco głową i uśmiechnęłam się szeroko. Spędzenie sylwestra w takim gronie zupełnie mi odpowiadało, nie przepadałam za jakimiś wielkimi imprezami.
- Ooo patrz Piszczunio nasze wspaniałe kobiety - obejrzałam się za siebie, gdzie zobaczyłam wyszczerzoną twarz blondyna - Cześć - cmoknął mnie w usta momentalnie znajdując się obok mnie.
- Hej - uśmiechnęłam się wtulając w jego ciało...

________________________________________________________________________________

Jeeezu, aż wstyd to dodawać, ale cóż lepszego nie potrafię napisać ;c
Przepraszam.
Mam nadzieję, że chociaż epilog mi jakoś wyjdzie, bo chce pożegnać tego bloga jakoś ładnie a nie tak jak to coś powyżej ;c

Do następnego i ostatniego, który prawdopodobnie pojawi się w niedzielę, a nowy blog o Marco już w poniedziałek wystartuje ;)

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 49 ღ .




Jest dobrze, wszystko będzie tak jak powinno



Wraz z dzieciakami opiekowaliśmy się Majką i naszym małym bąbelkiem. Blondynka miała stawić się w szpitalu już jutro. Nie mogłem się doczekać, aż nasze dziecko będzie już na świecie. Z uśmiechem na twarzy chodziłem z nią na każdą wizytę i oglądałem jak nasze maleństwo rośnie. Z utęsknieniem wróciłem na boisko jak i podstawowego składu. Z każdym dniem moja forma wracała do najlepszej.
- Wszystko jest spakowane - uśmiechnąłem się promiennie do dziewczyny, która leżała na łóżku.
- Jesteś taki kochany - powiedziała składając na moich ustach pocałunek.
- Przecież wiesz, że musisz odpoczywać - odparłem cicho tuż przy jej wargach.
Przytuliłem się delikatnie cmokając ją czule w czoło. Bardzo chciałem nosić już naszą kruszynkę na rękach i opiekować się nią. Sara jak i Erik również czekali z niecierpliwością na maleństwo.
- Kolorowych snów - szepnąłem, gdy zauważyłem, że moja żona zasnęła. Uśmiechnąłem się lekko i ostrożnie wydostając się z jej uścisku wyszedłem z pokoju wcześniej gasząc niewielką lampkę, która stała na stoliku nocnym.
- Co tam misie? - zapytałem siadając pomiędzy dzieciakami.
- Dobrze, mama śpi? - zapytała
- Tak zasnęła - odpowiedziałem - A ty co się tak szczerzysz brzdącu - zaśmiałem się łaskocząc Erika po brzuchu.
- Tata psestań - pisnął ze śmiechem turlając się po podłodze.
- Co budujecie?
- Erik chciał zbudować wieżę Eiffla - wytłumaczyła.
- I wielki zamek - dodał
Uśmiechnąłem się do dzieciaków i razem z nimi zacząłem budować konstrukcję. W pewnym momencie spojrzałem raz na Sarcię raz na Erisia i uśmiechnąłem się szeroko. Byłem tak cholernie szczęśliwy, że ich mam. Nie pozwoliłbym, aby coś im się stało. Za bardzo ich kocham.
- Dobra dzieciaki, już późno - oznajmiłem - Chodźcie posprzątamy te klocki i idziemy spać - dodałem.
We trójkę pozbieraliśmy wszystkie zabawki z podłogi. Sara pognała do siebie, a ja z małym na rękach udałem się do jego pokoju. Wykąpałem go i ubrałem w piżamę. Kładąc go do łóżka przykryłem kołdrą.
- Kocham cie tatusiu - rzekł
- Ja ciebie też syneczku, nawet nie wiesz jak bardzo - uśmiechnięty od ucha do ucha ucałowałem go czule w główkę - Śpij dobrze - dodałem.
Idąc do sypialni wstąpiłem do Sary i zgasiłem lampkę, ponieważ już spała. Cmoknąłem ją szybko w głowę i poszedłem wprost pod prysznic. Długo rozmyślałem przed snem. Obejmując ukochaną zrozumiałem, że nie wyobrażałbym sobie bez niej życia. Wiedziałem, również to, że muszę się przygotować do bycia z nią na sali porodowej...


- * * * -


Czekaliśmy na naszego malca już dwa dni. Z każdą kolejną godziną, pragnęłam aby było już z nami. Trochę się denerwowałam. Marco był przygotowany na telefon od pielęgniarki. W szpitalu strasznie mi się nudziło, gdyby nie to, że odwiedzały mnie dzieciaki wraz z rodzicami oraz Reus zanudziłabym się chyba na śmierć.
- Marco - powiedziałam do słuchawki telefonu
- Tak kochanie?
- Czuje, że to już dzisiaj - sapnęłam - Tak samo czułam, gdy Erik przychodził na świat - dodałam.
- Boże, już jadę - pisnął radośnie, przez co musiałam odsunąć trochę telefon od ucha. - Zaraz będę.
- Czekam, ale jedź ostrożnie - rzekłam.
Oddychałam ociężale, to na pewno będzie dzisiaj. Jęknęłam głośno, gdy złapał mnie mocny skurcz...
- Wiedziałam - szepnęłam
- Pani Maju, co się dzieję? - zapytała pielęgniarka, która przybiegła do mojego pokoju.
- Rodzę - krzyknęłam, gdy złapał mnie kolejny skurcz. Szybko przełożyli mnie na inne łóżko i wieźli na salę porodową. Marco wpadł na oddział jak poparzony i biegł za nami. Musiał ubrać się w specjalne ubranie. Był cały spocony i zdenerwowany, gorzej ode mnie. Dzielnie trzymał mnie za rękę i wspierał. Po czterech godzinach byłam wykończona.
- Już widać główkę, proszę przeć - rzekła lekarka.
Dokładnie po trzydziestu minutach  przyszła na świat nasza córka. Gdy tylko usłyszeliśmy płacz dziecka, Marco od razu mnie pocałował. Byłam zmęczona, ale cholernie szczęśliwa, że urodziła się zdrowa.

__________________________________________________________________________

Moja wena na to opowiadanie mnie nie lubi. Wróciła tylko na jeden rozdział.
Kompletnie nie umiem opisywać porodów ahaha :D
Wybaczcie mi to coś powyżej XD
Jeden rozdział jeszcze i epilog ;c
A nowy blog o Marco już się grzeje do publikacji ;)

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 48 ღ .




Chce, żebyś wiedziała, że w głębi mnie
jesteś moim ogniem, jedynym pożądaniem...



No i wyszło tak, że akurat siedzimy w jednym z hoteli we Francji. Nadal nie mogę uwierzyć, że tutaj jestem. Zawsze chciałam tutaj pojechać, lecz nigdy nie było okazji. Marco brał prysznic, a ja dokładnie obserwowałam okolicę dookoła. Paryż był przepiękny, nie miałam innego zdania.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - pod wpływem jego głosu podskoczyłam lekko.
- Zawsze musisz się tak skradać? - odwróciłam się w jego stronę
- Czasem - mruknął uśmiechając się od ucha do ucha.
- Misiu - jęknęłam gdy zorientowałam się, że jest tylko w samym ręczniku. Blondyn roześmiał się, wiedział, że jego wyrzeźbiony brzuch strasznie na mnie działa. Poszedł się ubrać, wcześniej szepcząc zaraz wracam, nie uciekaj. Zaśmiałam się cichutko i spełniając jego prośbę nie ruszyłam się z miejsca nawet na minimetr. Marco wrócił po pięciu minutach, jego perfumy czuć było w całym pokoju. Uwielbiałam je..
Chłopak podszedł do mnie i spoglądając prosto w oczy delikatnie pocałował w usta. Wziął mnie na ręce i położył ostrożnie na łóżku. Jego pocałunki były czułe, ale zarazem przepełnione miłością. Wiedział, że nic innego nie zajdzie, więc nawet nie próbował. Rozumiał mnie za co byłam mu wdzięczna. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy oderwałam się na chwilę od niego by zaczerpnąć powietrza jak i uspokoić swój oddech.
- Wiesz, że bardzo mocno cię kocham? - zapytał nie odrywając ode mnie wzroku.
- Wiem, ja ciebie też Marco - szepnęłam przytulając się mocno do niego.
- Zabieram was na miasto - uśmiechnął się cmokając mnie po raz kolejny.
Kiwnęłam potwierdzająco głową i odwzajemniłam gest. Wstałam z łóżka i podreptałam do łazienki się przebrać. Blondyn w tym czasie poszedł do pokoju obok po dzieciaki. Ubrałam zwiewną, niebieską sukienkę, sweterek oraz moje sandałki. Poprawiłam swój makijaż i gotowa zgarnęłam torebkę z łóżka. Zamknęłam nasz pokój i weszłam obok. Reus akurat wkładał Erika do wózka.
- Gotowa? - spytał lustrując mnie wzrokiem - Pięknie wyglądasz - skomentował.
- Dziękuje bardzo - odpowiedziałam zostawiając buziaka na jego policzku.
- Tata ma lacje - usłyszeliśmy głos małego, zaśmiałam się cichutko.
- Dziękuje synku - ucałowałam go w główkę.
Całą czwórką ruszyliśmy na zwiedzanie Paryża. Słońce zeszło już o kilka centymetrów, ale właśnie wieczorny wypad na miasto był w planie Marco. Z uśmiechem na twarzy spojrzałam na nasze splecione dłonie. Drugą dłonią trzymałam rękę Sarci, natomiast Marco pchał wózek z Erikiem.
- Jesteśmy - oznajmił stając tuż przy wieży Eiffla
- Jakie to wielkie - stwierdziła Sara
- To główny cel naszego przyjazdu wiecie - zaczął Marco - Zawsze chciałem przyjechać tutaj z kobietą mojego życia - powiedział - Ale nawet nie wiecie, jak się cieszę, że jestem tutaj z wami czterema - uśmiechnął się.
Zarzuciłam mu ręce na ramiona i pocałowałam go namiętnie w usta. Dzieciaki mówiąc po cichu blee odwróciły się w stronę wieży i obserwowały jak ładnie świeci. Zaśmialiśmy się cicho, kontynuując pocałunek. Nie wiem co zrobiłabym, gdybym nie dała mu tej ostatniej szansy.
- Tak strasznie cię kocham - powiedziałam tuż przy jego ustach.
Blondyn przytulił mnie mocno do siebie. Wtuliłam się w jego ciało jak mała dziewczynka. Położyłam głowę w zagłębiu jego ramienia. Złapałam kawałek jego koszulki przymykając swoje oczy. W jego ramionach mogłabym spędzić resztę swojego życia...


- * * * -


Swój plan sprzed kilku lat spełniłem i jestem bardzo szczęśliwy. Bardzo kochałem Maję i dzieciaki. Byli najlepszym i najważniejszym co mnie w życiu spotkało. Cieszyłem się z tego powodu.
Po chwili weszliśmy na samą górę i obserwowaliśmy okolicę dookoła. Było przepięknie.
- Zmęczona? - zapytałem, gdy byliśmy już w swoim pokoju. - A raczej powinienem powiedzieć zmęczeni - uśmiechnąłem się szeroko
- Troszeczkę - odparła - Z tobą mogę zwiedzić cały świat i nigdy nie będę zmęczona - dodała - Pójdę się wykąpać - oznajmiła po krótszej chwili.
- Ja w tym czasie lecę położyć dzieciaki - odpowiedziałem.
Gdy Majka zniknęła za drzwiami łazienki ja ruszyłem do pokoju dzieciaków. Sara była już przebrana i leżała w łóżku oglądając jakiś serial. Pomogłem Erikowi i gdy był już gotowy pomogłem mu wejść na łóżko oraz przykryłem kołdrą.
- Dobranoc synku - ucałowałem go w głowę - Kolorowych snów kiciu, uważaj na niego dobrze - podszedłem do Sary i ją również cmoknąłem.
- Oczywiście - odpowiedziała
- Tobie lówniez tatusiu - rzekł mały.
Z uśmiechem na twarzy zgasiłem światło w ich pokoju i wróciłem do siebie. Maja siedziała na rogu łózka i czesała swoje długie blond włosy. Siadając za nią wziąłem od niej szczotkę.
- Uwielbiam twoje włosy - zaśmiałem się - Choć bardziej wolę twoje usta, oczy i serce - dodałem
Maja śmiała się cichutko pod nosem. Wstała i biorąc szczotkę z moich dłoni odłożyła ją na szafkę położyła się obok mnie. Spoglądałem w te jej niebieskie oczka.
- Cześć bąbelku - zacząłem nachylając się koło jej brzucha - Tatuś czeka na ciebie z niecierpliwością - dodałem.
Podniosłem lekko jej koszulkę ku górze i złożyłem na nim czuły pocałunek. Uniosłem się po chwili ku górze i położyłem się obok Majki, która wtuliła się w moje ciało. Objąłem ją ramieniem, nic nie mówiłem. Minęła tylko chwila, a usłyszałem równomierny oddech mojej żony. Zaśmiałem się cicho stwierdzając, że zasnęła. Ostrożnie zgasiłem małą lampkę, która stała na szafce nocnej i również odpłynąłem w krainę morfeusza. Cały czas trzymając blondynkę w swoich ramionach...

________________________________________________________________________

Dwa dni po operacji, boli mnie cholernie, nie mam na nic siły, ale nie ma opcji bym nie dodała rozdziału :D
Dziękuje za tak miłe słowa pod poprzednim rozdziałem ;) Kocham was po prostu ♥
Tak wiem, miało być na Tomku, ale wzięło mnie na to i musiałam dodać. 
A więc czekam na wasze opinie ;)
Jeszcze raz dziękuje ♥ i do następnego ;**

I teraz radośnie mogę powiedzieć:
Goodbye Onkologio ;)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 47 ღ .




Nie bój się dużego kroku, nie pokonasz przepaści małymi.



Z każdym tygodniem mój ciążowy brzuszek się powiększał. Marco opiekował się nami najlepiej jak potrafił. Byłam mu bardzo wdzięczna, ale czasami przesadzał. Nie miałam mu tego za złe bo wiedziałam, że martwi się o nas. Było to słodkie.. Tak jak obiecał, gdy miałam wizytę u ginekologa szedł dzielnie razem ze mną i obserwował jak nasza kruszynka rośnie.
- O czym tak myślisz, że stoisz przed tą kanapą z pięć minut? - zaśmiał się podchodząc do mnie.
- O tobie - uśmiechnęłam się odwracając się do niego.
- O mnie? i co tam pomyślałaś? - zapytał.
- Słodkie jest to, że tak dbasz o nas czterech - powiedziałam
- Takie moje przeznaczenie by dbać o tych których kocham nad życie...
Przytuliłam się mocno do niego. Przyjemne dreszcze przeszły po moich plecach, gdy mnie objął. Te jego silne ramiona w których czułam się bezpiecznie, a przede wszystkim szczęśliwa.
- Z racji tego, że mam jeszcze miesiąc wolnego, zabieram was na wakacje - rzekł w pewnym momencie. Podniosłam na niego wzrok i ze zdziwieniem wpatrywałam się w jego oczy.
- Ale jak to? - za jąkałam
- No tak normalnie, spędzimy razem tydzień w Paryżu - uśmiechnął się cmokając mnie w nos.
- Zawsze miałeś zwariowane pomysły wiesz? - zaśmiałam się.
- Wiem o tym - pocałował mnie.
Usiedliśmy na kanapie i korzystając z chwili wolnego obejrzeliśmy razem film. Sara bawiła się w pokoju, a Erik spał w najlepsze. W końcu była jego popołudniowa drzemka. Leżałam trzymając głowę na kolanach Marco, ten czule głaskał mnie po plecach lub brzuchu. Uwielbiałam jego dotyk.
- Tak w ogóle kiedy mamy jechać do tego Paryża? - zapytałam
- Za tydzień - odparł kolejny raz tego dnia posyłając mi uśmiech.
Chwyciłam swoją dłonią jego i splotłam je razem. Byłam tak strasznie szczęśliwa, że jest ze mną. Cieszyłam się również, że dałam mu drugą szansę.
- Jacy słodcy - usłyszeliśmy komentarz Łukasza, który wszedł właśnie do salonu.
- Cześć Piszczu - rzekł Marco posyłając mu uśmiech.
- Co cię do nas sprowadza braciszku? - zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej
- Przyjechałem zabrać was na kolację do nas - uśmiechnął się
- Przyjechałeś? - zaśmiał się Reus - Przecież masz do nas nawet nie dwie minuty piechotą i mogłeś zadzwonić - powiedział
Za rozkazem Łukasza poszłam się przebrać i odświeżyć. Marco gotowy czekał już z dziećmi i bratem w korytarzu....


- * * * -


Te wakacje planowałem już od dwóch miesięcy, ale żeby Maja i dzieciaki miały niespodziankę nic nie mówiłem. Zawsze chciałem pojechać do miasta miłości, z kobietą mojego życia. Choć teraz byłem szczęśliwy jeszcze bardziej bo będą z nami nasze skarby. Uśmiechnąłem się na samą myśl.
- A więc powiedziałeś w końcu mojej siostrzyczce o tej Francji? - zapytał Piszczu spoglądając na nas.
- Owszem - przytaknąłem - Musiałem w sumie, został tydzień - zaśmiałem się.
- No proszę, to nawet mój durny brat wiedział, a ja nie? - blondynka dźgnęła mnie lekko w bok, śmiejąc się cicho.
- Też cię kocham ciołku - odgryzł się obrońca.
- Sam się dowiedział - powiedziałem - Pamiętaj nigdy, ale to nigdy nie dawaj Piszczkowi do potrzymania teczki z dokumentami - dodałem ze śmiechem
- Nie moja wina Reus, że wiatr wyrwał mi ją z rąk i akurat bilety z niej wyleciały. Trzeba było kupić taką, która jest zamykana na gumkę, wtedy bym nie wiedział - wytknął mi język.
Roześmiałem się patrząc na piłkarza. Ten zawsze miał niezłe wymówki. Emilie cmoknęła go czule w policzek nie mogąc przestać się śmiać.
- Zapamiętaj kochanie, że Łukasz nawet jak nic nie zrobi, to jakimś cudem się dowie, że coś planujesz lub ukrywasz - powiedziała Majka - Zawsze tak było. Gdy kupowałam sobie jakieś rzeczy, on zawsze jakimś cudem wiedział ile kosztowały. - zaśmiała się - Mimo iż nie miałam paragonu, ani metki bo specjalnie urywałam. - dodała
- Nie moja wina - bronił się.
Posadziłem Erika na swoje kolana tuż po tym jak przybiegł do nas. Sara również po chwili zjawiła się obok.
- Co misiu śpiący jesteś co? - zapytałem małego, gdy zaczął ziewać i przytulił się do mnie
- Nie dziwię się, już wpół do jedenastej - odezwała się Emilie.
- Będziemy się zbierać - powiedziała Majka - Dziękujemy za miło spędzony wieczór i kolację kochani, teraz musicie wpaść do nas - uśmiechnęła się.
Ubrałem synkowi bluzę i wziąłem go na ręce wyszliśmy z mieszkania Piszczków. Delikatny i ciepły wiaterek uderzył w moją twarz.
- Śpi? - zapytałem spoglądając na blondynkę.
- Tak, zasnął - odpowiedziała

________________________________________________________________________

Znów was przepraszam, za to coś, ale wena na to opowiadanie mnie opuściła.
Chciałabym napisać coś lepszego, ale nie potrafię.
A z tego powodu, że jutro jadę do szpitala do Poznania na operacyjne wyciągnięcie portu to stwierdziłam, że muszę wam coś dodać.
Będę tam do czwartku i biorę laptopa więc może dodam coś nowego na Tomka, ale nie obiecuje.

A już jutro i mam nadzieję, że po raz ostatni dumnie będę mogła powiedzieć:
ŻEGNAJ ONKOLOGIO ! 

Do następnego kochane ♥

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 46 ღ .




Przepraszam za to, że sprawiałem Ci ból
Za każde złe słowo, które padło z moich ust.



Ann bardzo pomogła mamie, byliśmy jej strasznie wdzięczni za wszystko. Mama coraz częściej chodziła uśmiechnięta a przede wszystkim wypoczęta. Marco cały wolny czas poświęcał nam. Odwiedzał czasem chłopaków. Nie wytrzymałby tygodnia bez nich. Dziś był chyba najpiękniejszy dzień w życiu mojego braciszka. Piszczu wraz z Emilie pójdą do ołtarza. Już nie mogłam się doczekać. W końcu znalazł miłość swojego życia. Bardzo się cieszyłam z ich szczęścia.
- An jest na nasz telefon, gdy zadzwonimy ona przyjedzie po dzieciaki - powiedziałam podchodząc do Marco.
- Wiesz co? mama myślała nad tym, aby zaproponować Ann mieszkanie z nimi. Bardzo ją polubiła i zawsze boi się gdy wychodzi w nocy, zawsze może jej się coś stać. A o siódmej jest już u nich. Lepiej byłoby, gdyby mieszkała z nimi co nie? - rzekł
- Masz rację. - przyznałam. - Musimy ją zapytać.
Blondyn objął mnie rękoma w pasie i przyciągnął do siebie. Uśmiechnął się szeroko spoglądając mi prosto w oczy.
- Pięknie wyglądasz - szepnął tuż przy moich ustach, składając po chwili na nich czuły pocałunek. 
- Mmm - mruknęłam cicho, co wywołało uśmiech u chłopaka.
Uwielbiałam jego pocałunki, uwielbiałam jego całego. Pragnęłam go, ale wiedziałam, że nie mogę. Poprawiłam mężowi kołnierzyk przy marynarce i zapięłam guzik. Cmoknęłam go w usta jeszcze raz, zostawiając ślad po szmince, szybko przetarłam je chusteczką i ruszyliśmy do kościoła. Emilie wyglądała przepięknie. Sukienka zdradzała jej lekko zaokrąglony brzuszek, ale to dodawało jej uroku. Piszczu widząc swoją wybrankę o mało nie zemdlał. Zaśmiałam się cicho. 
Po niespełna godzinie zostali ogłoszeni państwem Piszczek. Uśmiechnięci od ucha do ucha wyszliśmy z kościoła. Każde z nas cieszyło się szczęściem młodej pary. 
Impreza w niewielkim dworku trwała w najlepsze. Łukasz szalał wraz z Marco na parkiecie. Em tańczyła z naszymi dzieciakami. Obserwowałam każdego z nich. 
- Co tak Majcia sama siedzisz? - zapytał Mario siadając obok mnie
- Patrzę jak się bawią i odpoczywam - posłałam mu uśmiech, który momentalnie odwzajemnił.
- Dawno się nie widzieliśmy - zaczął - I będzie trzeci Reus - pisnął radośnie.
- Będzie, będzie - zaśmiałam się
- Zatańczymy?
- Pewnie - oparłam i podałam przyjacielowi dłoń.


- * * * -


Bawiliśmy się świetnie, dzieciaki również. Około dwudziestej drugiej zadzwoniłem po Ann by zabrała je do domu. Sara jak i Erik byli już strasznie zmęczeni. Gdy już pojechali wróciłem do sali i podszedłem do Majki, która tańczyła z Mario.
- No niestety Pączusiu, odbijany - uśmiechnąłem się szeroko.
- Miło było, ale się skończyło panno Reus - zaśmiał się - I nie jestem Pączkiem, blondynko - zmierzwił mi włosy.
Zaśmiałem się i wziąłem swoją żonę w ramiona.
- Masz wspaniałą żonę stary - szepnął mi na ucho i obdarował ogromnym uśmiechem.
Położyłem swoją dłoń w jej tali i splotłem nasze prawe dłonie. Przymknąłem oczy opierając swoje czoło o jej. Tak bardzo ją kochałem, Mario miał rację. Jest wspaniała, najwspanialsza na świecie. Kochałem budzić się obok niej każdego ranka jak i każdej nocy zasypiać.
- Pójdziemy się przejść? - zaproponowałem
- Jasne - odparła
Wyszliśmy z dworku i razem ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy w zupełnej ciszy, która nie przeszkadzała nam w ogóle. Dumnie trzymałem jej dłoń.
- Marco - zaczęła spoglądając na mnie.
- Słucham cię kochanie...
- Będziesz przy porodzie? - zapytała - Chciałabym, żebyś był... Wiem, że to jeszcze dużo czasu...
- Oczywiście, że będę - pisnąłem radośnie podnosząc ją i obracając ją wokół własnej osi - Boże, nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnę skarbie - pocałowałem ją namiętnie w usta
Radość rozpierała mnie od środka. Miałem ochotę krzyczeć, piszczeć nie wiem co jeszce. Nie ma nic wspanialszego na świecie niż widok jak rodzi się twoje dziecko...
- Ciesze się, że chcesz - powiedziała
- Bardzo chcę, kocham cię - znów ją pocałowałem...
___________________________________________________________________________

Bla, bla, bla.... Przepraszam, za to coś do góry.
Nie dosyć, że krótki to jeszcze eh...

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 45 ღ .




Bo czasem nie marzyła o niczym innym, jak o jego dotyku na dzień dobry..



Minęło kilka dni od mojego powrotu do domu. Złapałem kolejną kontuzję, która wykluczała mnie z gry aż przez cztery miesiące. Przez pierwszy dzień smuciłem się bardzo, ale gdy zrozumiałem, że całe tygodnie będę mógł spędzić z moją rodziną bardzo się ucieszyłem. Obiecałem Majce, że na każdą wizytę u ginekologa będę chodził razem z nią, chciałem widzieć jak dziecko, które moja ukochana nosi pod sercem się rozwija. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy blondynka usiadła mi na kolanach.
- Marcooo - mruknęła, a moje mięśnie momentalnie się napięły pod wpływem dotyku jej dłoni na moim brzuchu. - Załóż koszulkę proszę - dodała
- A co, mój wyrzeźbiony brzuch tak na ciebie działa - zaśmiałem się
- Bardzo - jęknęła
- Nie założę - pokazałem jej język.
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczkami. Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej i pocałowałem ją namiętnie. Odwzajemniła gest, czym wywołała w moim brzuchu burzę motylów tak jak kiedyś, gdy ją poznałem. Przez chwilę poczułem się jak jakiś nastolatek, zakochany w swojej koleżance z podwórka lub klasy. Maja robiła z moim ciałem, i ze mną coś czego nikt, ani nic innego nie umiało.
- Wiesz co? - powiedziała odrywając się ode mnie.
- Nie wiem - odparłem spoglądając na nią.
- Cholernie się cieszę, że będziesz w domu aż cztery miesiące. Tęskniliśmy za tobą - powiedziała - Choć też mi smutno, bo wiem, że bardzo chciałbyś grać i rozwijać się dalej - dodała
- Kochanie w życiu każdego sportowca jest jakaś kontuzja czasem krótka, czasem długa. I ja całkowicie się z tym pogodziłem. Cały ten czas chce spędzić z wami, odwdzięczyć się wam, że tak często mnie nie ma. - odgarnąłem jej blond włosy za ucho i cmoknąłem w czubek nosa.
- Może odwiedzimy rodziców? - zaproponowała - Dawno się z nimi nie widzieliśmy, a pewnie ucieszyliby się, gdyby mogli zobaczyć dzieciaki...
- Z wielką chęcią. Mama ostatnio żaliła mi się, że rzadko się widujemy. Chcieliby bardzo przyjeżdżać, ale niestety choroba taty postępuje i nie może już nawet wyjść samodzielnie z domu. - westchnąłem.
- Będzie dobrze zobaczyć - przytuliła się do mnie.
Objąłem ją mocno ramionami i wtuliłem swoją twarz w jej włosy. Choroba ojca wykańczała pomału mamę. Nie dawała sobie sama już rady. Tata z każdym dniem miał coraz mniej siły by się poruszać, więc jeździł na wózku.
- Może załatwiłbym im kogoś do pomocy - rzekłem spoglądając na moją żonę.
- Też o tym myślałam - położyła głowę na moim ramieniu - Mam znajomą opiekunkę, porozmawiam z nią.
- Dziękuje - szepnąłem cmokając ją w usta.


- * * * - 


Razem z Marco martwiliśmy się o rodziców. Mama nie dawała sobie już rady, zajmowanie się ojcem i do tego chodziła do pracy. Choć częściej brała wolne, by się nim zaopiekować. Było mi jej szkoda, jak i również podziwiałam ją za to co robiła dla swojego męża. Postanowiłam porozmawiać z Ann, znałyśmy się już bardzo długo. Poznałyśmy się kiedyś, gdy byłam u Łukasza na wakacjach.
- Cześć kochana - pisnęłam radośnie ściskając ją mocno na powitanie, odpowiedziała mi szczerym uśmiechem - Marco, to jest Ann. Ann to Marco mój mąż - wskazałam dłonią i uśmiechnęłam się.
- Miło cię poznać - powiedziała
- Mi również - odpowiedział.
- A więc do rzeczy - zaczęłam - Rozmawiałyśmy przez telefon o sprawie taty Marco, i co pomyślałaś o tej pracy? - zapytałam.
- Oczywiście, bardzo dużo nad tym myślałam. Z chęcią przyjmę tą pracę. - rzekła z uśmiechem na twarzy.
- Nawet nie wiesz jak jesteśmy ci wdzięczni - Marco zabrał głos - Razem z Mają nie możemy już patrzeć jak mama się zaharowuje. - dodał. - Taka pomoc jej się przyda...
- Ciesze się, że będę mogła pomóc - odpowiedziała - Kocham moją pracę, i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Fajnie, że będę mogła akurat pracować dla was. Może będziemy się częściej spotykać małpo co? - zaśmiała się.
- Pewnie, że tak - uśmiechnęłam się szeroko.
Blondyn szybko zaprzyjaźnił się z Ann, co mnie bardzo cieszyło. Miło spędziliśmy dzień we trójkę. Nadrabiałyśmy stracony przez lata czas.
- Będziemy się zbierać - powiedziałam - Dzieci pewnie wykończyły Łukasza - zaśmiałam się.
- Właśnie Piszczuś nasz... Pozdrów go, uściskaj i ucałuj ode mnie.!
- Zrobię to na pewno - odparłam.
Pożegnaliśmy się z brunetką i wyszliśmy z kawiarni. Marco czule obejmował mnie w pasie. Zawsze wtedy czułam się bezpieczna. Do domu brata doszliśmy w niecałe trzydzieści minut.
- Ann kazała cię uściskać, ucałować i pozdrowić - rzekłam do brata, który siedział na kanapie.
- Nasza przybrana siostrzyczka? - zaśmiał się.
- Dokładnie tak - uśmiechnęłam się....
Gdy dojechaliśmy do domu, zauważyłam że Erik zasnął. Reus ostrożnie wyjął go z fotelika i zaniósł do pokoiku. Sara od razu też pobiegła do siebie. Ściągnęłam z moich nóg szpilki i na boso podreptałam do pokoju naszego syna. Ogromny uśmiech wkradł się na moją twarz widząc jak blondyn przykrywa małego.
- Jesteście najlepszym prezentem jaki mnie w życiu spotkał - szepnął obejmując mnie w pasie i kładąc dłonie na moim brzuchu.

_______________________________________________________________________________

Naskrobałam go na szybko w czasie gdy Dosia w końcu postanowiła pójść spać i dać mi chwileczkę spokoju XD
Więc za błędy przepraszam ;)