sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 38 ღ .




Bo dajemy szanse tylko tym, na którym na prawdę nam zależy



Nie sądziłam, że Marco będzie w stanie do tego się posunąć, że zatrzyma cały samolot, tylko po to, by nie pozwolić nam wylecieć. Zrozumiałam wtedy, że kochał mnie. Naprawdę mnie kochał. Nie potrafiłam bez niego żyć, więc wybaczyłam mu wszystko co zrobił. Postanowiłam już nie uciekać od problemów, bo to było najgorsze wyjście jakie mogłam stosować.
- Naprawdę mi wybaczyłaś - zapytał w pewnym momencie Marco siadając obok mnie w salonie.
- Wybaczyłam ci już dawno - spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam widząc grymas na jego twarzy - Tylko nie chciałam na razie wracać do ciebie, musiałam sobie wszystko przemyśleć - powiedziałam - Dlatego chciałam wyjechać, tylko na trochę, przemyśleć wszystko dokładnie jeszcze raz. - dodałam.
- Proszę nigdy już tego nie rób - rzekł wpatrując się w moje oczy - Nigdy, przenigdy - chwycił moją dłoń i przykładając do swoich ust pocałował ją delikatnie.
- Obiecuje Marco - odpowiedziałam pewnie.
Ciszę, która między nami panowała, przerywała tylko cicho puszczona muzyka. W pokoju panował półmrok, rozświetlany przez ogień rozpalony w ognisku. Spoglądałam na niego, a Marco cały czas gładził moją dłoń. Czułam na sobie jego wzrok. Odwróciłam głowę i uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił go, zbliżając się do mnie.
- Tak strasznie cię kocham - szepnął zatapiając się w moich ustach. Oddawałam jego pocałunek i całkowicie mu się oddałam. Był całym moim światem. Wplotłam ręce w jego włosy. Potrzebowałam go tak samo jak dzieciaki. One musiały mieć ojca, a ja pragnęłam jego bliskości, jak i tego, żeby po prostu był. Bym mogła budzić się rano tuż obok niego. Jak i wieczorem zasypiać w jego silnych ramionach.
Obiecał, że już mnie nie skrzywdzi. Uwierzyłam mu. Do trzech razy sztuka. Teraz musieliśmy być szczęśliwi i każde z nas miało taką nadzieję.
- Na pewno tego chcesz? - spytał niepewnie wpatrując się pytająco w moje oczy.
- Nie pragnę niczego innego. - szepnęłam tuż przy jego ustach - Tamto wydarzenie puściłam w niepamięć - uśmiechnęłam się lekko.
Blondyn jakby bał się tego co miało się za chwilę wydarzyć, więc przejęłam inicjatywę. Pogłębiłam nasz pocałunek. A gdy tylko ściągnęłam z niego koszulkę, widocznie zrozumiał, że go pragnę. Odebrał mi moje dowodzenie i zabrał się za mnie. Po drodze do sypialni upewniliśmy się, czy dzieci śpią, a po tym skierowaliśmy się wprost do naszego pokoju. Moje ubrania znikały ze mnie bardzo szybko. Nie byłam mu dłużna, poddałam się mu całkowicie. Za bardzo go kochałam, by go zostawić.


- * * * -


Rano obudziły mnie natarczywe promienie światła, które za żadne skarby nie chciały zmienić obiektu na którego świeciły. Leniwie przetarłem swoje oczy, lekko ziewając. moja dłoń spoczywała na nagich plecach Majki, która wtulała się we mnie trzymając głowę na moim torsie. Uśmiechnąłem się szeroko. Zrozumiałem już wtedy, że miłość która połączyła naszą dwójkę, jest tak mocna, że nie idzie po prostu jej zniszczyć. Chwyciłem kosmyk jej długich blond włosów i zacząłem się nim bawić. Nie mogę jej stracić, już nigdy. Więc zrobię wszystko aby do tego nie dopuścić.
- Nie śpisz? - spojrzałem na moją ukochaną, która podniosła lekko głowę by odnaleźć wzrokiem moje oczy.
- Przed chwilą się obudziłem - oznajmiłem
- Marco? - spojrzała na mnie.
- Tak królewno? - spytałem splatając nasze dłonie.
- Kochasz nas? - odpowiedziała pytaniem na pytanie
- Oczywiście. Nie wyobrażam sobie życia bez was - rzekłem - Za wszystkie krzywdy, które ci wyrządziłem przepraszam - musnąłem lekko jej usta.
- Będziesz zawsze z nami?
- Tak, a ty zostaniesz moją panią Reus? - spytałem uśmiechając się szeroko.
Maja pokiwała mi twierdząco głową. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Wyciągnąłem z szafki nocnej pierścionek, który od tamtego dnia leżał wciąż w tym samym miejscu i ponownie założyłem go na jej dłoń.
- Daj mi chwilę - powiedziała wychodząc szybko z łóżka - Ale lepiej załóż bokserki - dodała jeszcze.
Wyszła z pokoju, a ja uczyniłem to o co prosiła. Wróciłem z powrotem do łóżka i czekałem na maję.
Po dziesięciu minutach usłyszałem odgłosy stawianych kroków.
- Tatusiu zamknij oczy!
- Już - odparłem
Przez odgłos zamykanych drzwi, zrozumiałem, że ktoś wszedł do środka. Chciałem podglądnąć, ale Sarcia od razu by to zauważyła.
- Już możesz otworzyć - oznajmiła Maja.
Niepewnie odsunąłem ręce od twarzy a widok który tam ujrzałem przyprawił mnie o cichy śmiech jak i miłe przyśpieszenie bicia mego serca. Trzy moje gwiazdy ubrane w moją koszulkę z nazwiskiem Reus.
- I jak pasuje? - ujrzałem promienny uśmiech Majeczki, który gościł na jej twarzy. - Państwo Reus - dodała.
- Pasuje, pasowało i zawsze będzie pasować - powiedziałem - Kocham was, chodźcie tutaj do mnie - rzekłem.
Gdy moja ukochana jak i dzieci znalazły się tuż obok mnie dałem każdemu buziaka jak i uśmiechnąłem się szeroko. Byłem szczęśliwy i miałem nadzieję, że oni też.

_________________________________________________________________________

Przepraszam za wszystkie zaległości, jeśli nie skomentowałam u kogoś rozdziału to zostawcie mi link w SPAMIE a na pewno, gdy tylko będę na laptopie wpadnę i zostawię ślad po sobie.
Zaniedbałam także swoje blogi.
I mam do was pytanie chciałabym zacząć opowiadanie o Tomku Kędziorze z Lecha Poznań, byłybyście chętne czy jednak może nie? ;)
Głosujcie w ankiecie! ;)
MIŁYCH WAKACJI! ♥

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 37 ღ .




Bo wiedziałem, że jesteś jedyną, Z tobą me życie się rozpoczęło



Od wczorajszego pocałunku i tego wszystkiego co jej powiedziałem nie odzywała się do mnie ani słowem. Wiedziałem, że znów schrzaniłem wszystko co pomału udawało mi się odbudować. Westchnąłem cicho jeżdżąc widelcem po talerzu i skupiając swój wzrok na widoku za oknem. Słońce ładnie świeciło jak na marzec. Wiosna już całkowicie zawitała w Dortmundzie. A najgorsza była myśl, że już niedługo koniec sezonu. Choć szczerze dla połowy piłkarzy był to bardzo wyczekiwany czas, dla mnie jednak nie. Po mojej kontuzji byłem głodny gry, najchętniej nie schodziłbym z boiska.
- Marco jest sprawa - rzekł Piszczu, kiedy wszedłem do szatni
- Jaka? - zapytałem spoglądając na obrońce
- Pójdziemy na kawę po treningu?
- Pewnie - odparłem przebierając się w strój treningowy.
Już po chwili z chłopakami biegaliśmy wokół boiska, nadal w mojej głowie siedziała Maja i wczorajsza sytuacja, która miała miejsce. Jej usta były dla mnie czymś magicznym. Pragnąłem ich, pragnąłem jej. Wariowałem, wiedziałem o tym, ale nie mogłem nic zrobić, aby blondynka mi wybaczyła.
- Blondasku! - zawołał trener, gdy zauważył że wcale nie skupiam się na treningu - Wszystko w porządku? - zapytał
- Oczywiście trenerze, w jak najlepszym - uniosłem delikatnie kąciki ust do góry, lecz pewnie nie przypominało to kształtu uśmiechu. Klopp jeszcze raz obdarzył mnie zmartwionym spojrzeniem i wrócił do rozmowy z Kubą. Ogarnąłem się trochę i bardziej skupiłem na grze. Z utęsknieniem oczekiwałem końca treningu, aż w końcu będę mógł wrócić do domu i pobawić się z dziećmi.
- Dobra chłopcy na dziś koniec - rzekł Jurgen - Widzę, że żaden jakoś nie może się dziś skupić na treningu - westchnął - Pamiętajcie, że za to czeka was niedługo ostry trening na siłowni - pogroził palcem i posłał nam uśmiech. Wypuściłem cicho powietrze z płuc i skierowałem się do szatni. Zimny prysznic był dla mnie zbawieniem, lecz nie siedziałem pod nim długo. Musiałem dowiedzieć się o co chodzi Łukaszowi. Wychodząc z szatni zauważyłem, że Piszczu czeka na mnie na korytarzu. Uśmiechnąłem się lekko do niego i ruszyliśmy do pobliskiej kawiarni.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałem spoglądając uważnie na brata dziewczyny, którą cholernie mocno kochałem.
- No wiesz - rzekł zmieszany.
Zdziwiło mnie jego zachowanie, coś mi się w nim nie podobało. Spojrzałem prosto w oczy Piszczkowi, i wiedziałem, że coś ukrywa.
- Nie wiem - odparłem mieszając w filiżance swoją kawę.
- Powiedz mi co tak naprawdę jest między tobą a Mają?
- Sam nie wiem - westchnąłem - Wiesz, że ją kocham i chcę z nią być, ale po tym wszystkim czego się dopuściłem ona nie potrafi mi wybaczyć. Rozumiem to, ale nie mam zamiaru się poddać, za bardzo mi na nich zależy. - powiedziałem wprost.
- Wiesz co - zaczął - Radzę ci lepiej szybko jechać do domu, mam nadzieję, że nie będzie już za późno! - dodał szybko.
- O co ci chodzi? - zapytałem zdziwiony
- Jedź szybko do domu, musisz natychmiast tam jechać, ja zapłacę - rzekł
Wybiegłem z kawiarni jak poparzony skierowałem się do swojego samochodu i z piskiem opon jechałem do domu. wpadłem do niego nawet nie zamykając drzwi. Biegałem po całym domu w poszukiwaniu Majki jak i dzieci. Nigdzie ich nie było. Zauważyłem karteczkę leżącą na stole, szybko złapałem ją w dłonie i rozwinąłem

Nie bądź zły na Łukasza, on zrobił to za moją prośbą. Musiałam wyjechać, zabrałam dzieci. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. 
Przepraszam Maja...


- * * * -


Musiałam wyjechać, gdzieś daleko choć na kilka dni. Ta sytuacja, która miała miejsce wczoraj dała mi wiele do myślenia, nie potrafiłam skupić się na niczym innym. A to, że mieszkałam z Marco nie ułatwiało mi tego. Zastanawiałam się przez całą noc nad wszystkim. I postanowiłam coś, co będzie najlepsze, choć muszę odpocząć. Tylko kilka dni, nic więcej. W sumie sama nie wiem na ile miałam zamiar wyjechać. Na tak długo ile się da?. Nie wiedziałam. Łukasz bardzo mi pomógł z tym wszystkim, choć był niezadowolony z mojej decyzji jak i zły, pomógł mi, niechętnie ale pomógł. Byłam mu bardzo wdzięczna. Bilety na godzinę treningu zarezerwowałam specjalnie. Nie chciałam spotkać Marco. Siedziałam i czekałam właśnie na samolot. Erik smacznie spał w nosidełku, a Sara słuchała muzyki na telefonie. Zrozumiała mnie, za co byłam jej wdzięczna. Dzieciaki będą miały wakacje, ja natomiast chwilę by wszystko przemyśleć.
- Osoby lecące do Madrytu, prosimy o pójście na odprawę - rozbrzmiał głos informatorki.
Ruszyłam w wyznaczone miejsce trzymając córkę za rękę. Szybko nam to minęło i już po chwili siedzieliśmy razem w samolocie. 
- Mamusiu, będzie dobrze prawda? - zapytała Sara spoglądając na mnie
- Musi być kochanie - ucałowałam ją w głowę i chwyciłam za rękę posyłając lekki uśmiech.
Minuty mijały, na pokładzie samolotu było coraz więcej pasażerów. Cały samolot był już zapełniony, a my nadal nie ruszaliśmy. Zdziwiło mnie to jak i lekko podirytowało. Chciałam już znaleźć się w Madrycie. Do środka wpadł jeszcze jeden pasażer, zrozumiałam, że to on był powodem opóźnienia lotu. Westchnęłam
cicho spoglądając na córkę. Uśmiechnęłam się do niej poprawiając jej kołnierzyk przy koszuli. Po chwili usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę i kogoś niemiarowy oddech. Od razu obróciłam głowę w tamtą stronę i ujrzałam blondyna, kucającego obok mnie.
- Marco! co ty tutaj robisz? - powiedziałam podniesionym głosem.
- Nie pozwolę wam odejść rozumiesz! - rzekł spoglądając mi prosto w oczy. - Nie pozwolę! - powtórzył wstając - Wiem, zdrada to jest coś niewybaczalnego, zraniłem cię i to nie jeden raz. Żałuje tego Maja, żałuje cholernie. Nawet nie wiesz jak się sobą brzydzę, a co dopiero ty. Rozumiem... - powiedział - Ale przenigdy tego nie chciałem uwierz mi, za bardzo cię kocham. Jestem od ciebie uzależniony. Moje życie bez was nie istnieje. - ponownie kucnął przy moim fotelu chwytając moją dłoń - Wróć ze mną do domu, ty i dzieciaki. - szepnął - Kocham was! Maja kocham cholernie. Mam to wykrzyczeć, żebyś mi uwierzyła? - zapytał
- Mamusiu, uwierz tacie - spojrzałam na córkę, która dokładnie obserwowała całą sytuację...
- Wróćcie ze mną proszę cię Maju - powiedział cicho składając delikatny pocałunek na mojej dłoni.
- Kocham cię Marco - szepnęłam odnajdując jego usta i składając na nich utęskniony pocałunek.
- Ja ciebie też Majeczko!
Blondyn przytulił mnie mocno do siebie, i momentalnie zabrał nas do domu. Za bardzo go pokochałam bym mu nie wybaczyła...

________________________________________________________________________

Wrócili do siebie :) cieszycie się ? ;D
Tu mam weny dużo a na tamto opowiadanie ani trochę ;/
Sandrunio moja kochana rozdział dla ciebie misiaczku ♥ :D

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 36 ღ .




"Jeśli przestajesz walczyć,zaczynasz umierać.." - Cristian Tello



Słowa, które przekazała mi Emilie bardzo mnie zaskoczyły, ale zrozumiałam w tamtej chwili jedno, że Marco musi mnie naprawdę kochać. Przez całą noc nie mogłam spać więc zastanawiałam się nad tym wszystkim. Na razie nie potrafiłam mu wybaczyć, nie wiem czy kiedykolwiek będę umiała. Dla dzieci postanowiłam zrobić wszystko, i tak jak poprosiła mnie Sara dzisiejszego ranka, porozmawiam z blondynem o tym, żebyśmy znów zamieszkali razem. Nic to między nami nie zmieni, jedyne co to Marco będzie miał dzieci blisko siebie. Emilie również doradziła mi to, stwierdziła, że one potrzebują ojca. Wiedziałam, że miała rację. Dlatego postanowiłam to zrobić. Czekałam z niecierpliwością, aż Reus wróci wraz z Erikiem ze spaceru. Sara postanowiła jechać z Łukaszem i Em do Kuby by pobawić się trochę z Oliwką. Marco bardzo długo nie wracał więc postanowiłam pójść ich poszukać. Podejrzewałam gdzie są, zawsze tam chodził jak nie sam
to z Sarą. Już po chwili ujrzałam ich, blondyn pokazywał coś naszemu synkowi, a ten uśmiechał się radośnie. Zrozumiałam, że popełniłam błąd nie pozwalając Marco przez te pięć miesięcy spotykać się z Erikiem. Kochał go przecież tak samo mocno jak ja, był jego ojcem..
- Hej - uśmiechnął się, gdy zauważył mnie tuż obok swojej sylwetki - Patrz brzdącu, mamusia przyszła - zwrócił się do małego, a ten momentalnie na mnie spojrzał i uśmiechnął się.
- Marco, chyba pora, żebyście wrócili do domu, Erik zaraz ma porę na obiad i drzemkę - wyjaśniłam.
- No tak - rzekł - Zapomniałem - westchnął - Ale to się poprawi, następnym razem będę pamiętał - dodał szybko.
Widziałam, że się stara, że chce zrobić wszystko bym zobaczyła jak nas kocha, myślał że tego nie widzę. Właśnie w tym fakcie się mylił, ja doskonale wszystko widziałam i starałam się jakoś przekonać. Tylko, że nie potrafiłam i tego żałowałam najbardziej. Piłkarz spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Nie potrafiłam tego odwzajemnić. Ruszyliśmy we trójkę w stronę domu, mały cały czas tulił się do niego. Brakowało mu go...
Gdy Erik spał sobie smacznie w swoim łóżeczku, w końcu wzięłam się za odwagę i zeszłam do salonu w którym przebywał Reus.
- Marco, musimy porozmawiać - zaczęłam niepewnie. Chłopak momentalnie podniósł głowę i wbił swoje spojrzenie we mnie. Jego tęczówki przeszywały mnie na wylot, nienawidziłam ale zarazem bardzo uwielbiałam jak się tak na mnie patrzył...
- O czym? - zapytał nadal nie odrywając ode mnie wzroku.
Przez jego spojrzenie, cała odwaga, którą zbierałam od rana nagle wyleciała. Ręce delikatnie zaczęły mi się trząść. Dlaczego to wszystko mnie przerastało...
- Nie wiem jak zacząć - westchnęłam wstając i podchodząc do okna oraz krzyżując swoje dłonie na piersi.
- Mów śmiało - powiedział posyłając mi uśmiech.
- Sara mnie prosiła, abym porozmawiała z tobą o tym - rzekłam - Ona jak i Erik potrzebują nas obu, wiesz o tym doskonale, a to co się dzieje pomiędzy naszą dwójką nie może odbijać się na nich. Dlatego chciałam zapytać czy możemy znów z tobą zamieszkać - odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego, zauważyłam dziwny blask w jego oczach. Zrozumiałam coś... - Nie ze względu na mnie i ciebie - wyjaśniłam - Chodzi tylko i wyłącznie o nie. - dodałam
To coś w jego oczach zniknęło tak szybko jak się pojawiło, po moich słowach, znów go pewnie zraniłam.
- Oczywiście - rzekł - Cieszę się, że będę miał ich przy sobie - powiedział - Tylko i wyłącznie ze względu na dzieci? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak - odparłam wypuszczając ze świstem powietrze z płuc...


- * * * -


Chyba była nadzieja na odbudowanie tego wszystkiego, co tak potwornie zniszczyłem. I wiem, że jest gdzieś pewnie. Nie da się tak po prostu odkochać się w kilka miesięcy, wiem to ja jak i Maja. Wiedząc, że będę miał dzieci pod swoim dachem zmieniła wszystko. Coraz częściej byłem uśmiechnięty. Widząc jak dwa moje ukochane brzdące biegają po domu, byłem szczęśliwy choć trochę. Największy uśmiech zawsze gościł na moich ustach gdy wracałem z treningu, a Sara przybiegała w moją stronę i tak po prostu przytulała się do mnie. Po chwili zawsze dołączał do nas Eriś, który pomału raczkował. Nie zapomniałem o tym, aby starać się pokazać Majce, że chcę wszystko naprawić. Miałem nadzieję, a przecież nadzieja zawsze umiera
ostatnia. Wieczór nastał bardzo szybko, siedziałem na fotelu w salonie kątem oka co chwilę spoglądając na dziewczynę, którą tak bardzo kochałem. W pewnym momencie zorientowała się, że jej się przyglądam i obdarzyła mnie spojrzeniem.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - zapytała
- Jesteś piękna - odparłem nie zwracając uwagi na moje słowa - Najpiękniejsza na całym świecie - dodałem po chwili.
- Nie gadaj głupot - powiedziała odwracając wzrok na okno
- Mówię tak jak jest naprawdę - odpowiedziałem - Nigdy nie sądziłem inaczej. Zawsze byłaś tą najpiękniejszą kobietą, która oczarowała mnie od samego początku. Kiedy cię poznałem wiedziałem, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - wyznałem - Zakochałem się od pierwszego wejrzenia, byłaś trochę trudna...
- Inna od reszty co? - powiedziała z lekkim wyrzutem
- Tak Maju - rzekłem - Wyjątkowa, kochana, najważniejsza - spojrzałem na nią, nasze spojrzenia znów się skrzyżowały. Ta dziewczyna była dla mnie wszystkim...
- To dlaczego mnie zdradziłeś? - zapytała starając się aby jej głos brzmiał normalnie.
- Nie panowałem nad sobą, byłem cholernym idiotą... - przyznałem się, podchodząc do kanapy i kucając przy niej łapiąc jej dłoń - Popełniłem największy błąd w swoim życiu, Maja ja kocham i kochałem tylko i wyłącznie ciebie.Nawet nie wiesz jak brakuje mi budzenia się rano obok ciebie, zasypianiu z tobą w ramionach, tych czułych powitań. Wszystkiego... Zawsze będę cię kochał, najbardziej... - przybliżyłem się do niej i delikatnie pocałowałem. Zauważyłem, że po jej policzku spłynęła łza, a najdziwniejsze było to, że po moim również. Otarłem ją szybciutko kciukiem, zrobiła to samo. Nie odsunąłem się nawet na milimetr nadal całowałem jej usta...
- Przestań - odepchnęła mnie lekko - Proszę cię przestań - chlipnęła biegnąc szybko do swojej sypialni i zamykając się w niej.
Wiedziałem, że będzie trudno ją odzyskać. Nie poddam się nigdy! Obiecuje ci to!...

____________________________________________________________________

Dodaje dziś ;)
Mam do wyjaśnienia wam kilka pewnych spraw. A więc:
Tak wiem, że na tym gifie jest Nico, ale przymkniecie na to oczko tak jak ja hm? :D <3
Drugą sprawą jest blog o Jace, usunęłam go i pewnie was zawiodłam, ale mimo iż jest już koniec roku ja mam bardzo dużo spraw na głowie w związku z liceum do którego pójdę od września jak i również zaległości, które uzbierały się gdy miałam wyjazdy do szpitala. Myślałam, że dam radę pogodzić pisanie trzech blogów, ale jednak się myliłam. Teraz jest jeszcze gorzej niż było w połowie roku szkolnego. Więc was bardzo przepraszam, za to wszystko. 
A trzecia sprawa to taka, że postaram się, aby nowy rozdział na Eriku pojawił się jutro, ale niczego nie obiecuje bo w środę na pewno nic nie dodam, ponieważ mam Gimbal, a w czwartek też prawdopodobnie nie, ale kto wie ;)
Więc do następnego misiaczki moje ♥ <3 ;*

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 35 ღ .




Jak mam cię kochać? Jak mam zapomnieć? 
To wciąż tak boli, jest coraz gorzej



Jego usta były dla mnie jak woda dla pustelnika, tak upragniona. Moje ciało przeszedł dreszcz, gdy położył swoje dłonie na moje biodra i przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie, poczułam się jak kiedyś, ale nagle przed oczami stanął mi obraz jego nocy spędzonej z Simone, moja wyobraźnia nie miała granic. Momentalnie poczułam obrzydzenie do niego jak i do siebie, że całowałam te same usta co ona. Odepchnęłam czym prędzej blondyna od siebie i pobiegłam do łazienki. Nie panowałam wtedy nad sobą. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, moje oczy były całkowicie rozmazane przez łzy. Przemyłam twarz zimną wodą i przysiadłam na brzegu wanny, pozwalając łzą spokojnie płynąć po moich policzkach. Kochałam go, choć tak bardzo chciałam przestać, nie potrafiłam mu ponownie zaufać, nie po czymś takim.
- Maju! - usłyszałam jego głos i lekkie pukanie - Majeczka! - powiedział ponownie.
- Zostaw nie - odparłam - Zostaw mnie proszę!
Westchnął tylko cicho i zszedł na dół. Jak miałam teraz się zachować, nie chcę go znać. Nie potrafię
przebywać w jego towarzystwie, moje uczucia nie dają mi pozwolenia. Dla dzieci mogę zrobić wszystko, lecz z Marco nie chcę mieć nic wspólnego. Zanim wyszłam z pomieszczenia minęła spora chwila. poszłam zobaczyć do dzieci, czy wszystko z nimi w porządku. Sara jak i Erik drzemali sobie słodko, śniąc pewnie o pięknych rzeczach. Uśmiechnęłam się leciutko na widok moich małych brzdąców. Skierowałam się do kuchni, by nalać sobie zimnej wody. Z szklanką w ręku poszłam do salonu, gdzie nadal siedział blondyn. Miał schowaną twarz w dłoniach, lecz gdy zorientował się, że nie jest sam momentalnie podniósł na mnie wzrok. Płakał...
Serce zaczęło mi się krajać, nie było nic gorszego na świecie jak widok Marco, który płakał i to przeze mnie. Nie potrafiłam tak na niego patrzeć, wyszłam na taras, uciekłam... Uciekłam po raz kolejny od problemów. Przecież to nie było najlepsze wyjście, a jednak zawsze to robiłam. Chciałam być silna, jednak nie potrafiłam. Usiadłam na huśtawce ogrodowej i podciągnęłam nogi pod samą brodę. Wiatr lekko się zerwał, ale nie przeszkadzało mi to. Moje natarczywe myśli znów dawały o sobie znak. Spojrzałam w bok na drzwi, które prowadziły do salonu. Reus nadal tam siedział...
Zawsze raniłam każdego na kim mi zależało, dlaczego to nigdy nie mogło się zmienić. Przecież mogłabym mu wybaczyć...
Tylko, że nie potrafiłam.. Przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Księżyc mocno świecił tej nocy. Dokładnie oświetlał okolice, a miliardy maleńkich gwiazdek dodawały tej nocy uroku. Spoglądałam w niebo jakbym tam miała zobaczyć rozwiązanie dla moich problemów. Czy ja byłam już na zawsze skazana na nieszczęście, już nigdy nie byłoby mi być szczęśliwą.
Wiedziałam jedno, dla osób, które kochałam chciałam robić wszystko by były najszczęśliwsze na świecie. Jeśli ja nie mogę, to one muszą być...


- * * * -


Tak strasznie tęskniłem za jej ustami, pocałunkami. Za nic nie cofnąłbym tamtej chwili, choć miałem ogromne wyrzuty sumienia. Dlaczego to zrobiłem sam nie wiedziałem, kierowały mną uczucia. Po tym wszystkim wiedziałem, że powinienem sobie pójść, ale po prostu nie potrafiłem. Jakaś tajemnicza moc nie pozwalała mi ruszyć się z miejsca. Nie obchodziło mnie wtedy, że jestem mężczyzną. Dałem upust swoim emocjom i płakałem. Mogłem się do tego przyznać. Westchnąłem cicho spoglądając kątem oka na Maję, która siedziała w ogrodzie i płakała spoglądając w niebo. Miałem ogromną ochotę pójść do niej i mocno ją przytulić, zapewnić, że wszystko będzie dobrze i wróci do normy. Tylko wiedziałem, jedno... Że mnie nienawidzi jak i brzydzi się mną. Sam się sobą brzydziłem po tym wszystkim. Wstałem w końcu z kanapy i poszedłem w stronę pokoju mojego synka. Tęskniłem za nim strasznie. Podchodząc do jego łóżeczka uśmiechnąłem się lekko. Tak strasznie urósł, jego blond włoski opadały mu na czółko. Nie spał... Wpatrywał się we mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami. Tak strasznie ich kochałem.
Byłem dumny ze swoich pociech jak każdy ojciec, lecz najgorsze było to, że muszą tak cierpieć. I to przez kogo? właśnie przeze mnie. Ich własnego ojca, który zamiast robić wszystko aby byli szczęśliwi rani ich na każdym stawianym przez siebie kroku. Nie chciałem tego, ale inaczej nie umiałem.
- Erik potrzebuje obojga rodziców Marco - usłyszałem obok siebie głos Emilie.
- Wiem - odparłem cicho spoglądając na nią oczami błyszczącymi od łez. - Ale Maja nigdy mi już nie wybaczy - westchnąłem kierując swój wzrok z powrotem na swojego synka, który uśmiechał się do mnie. Pogłaskałem go po główce i sam się lekko uśmiechnąłem - Zrobiłem najgorszy błąd w swoim życiu Em - dodałem gdy odłożyłem Erika do łóżeczka. Rozpłakałem się jak małe dziecko. Dziewczyna Łukasza od razu mnie przytuliła i czule głaskała po plecach.
- Musisz walczyć o nich - powiedziała trzymając mnie w ramionach i pozwalając się wypłakać - Inaczej nie masz szans - dodała po chwili - A z tego co wiem, to ty nigdy się nie poddajesz Reus - rzekła
- Nigdy - odpowiedziałem - Będę walczył, do końca - powiedziałem - Za bardzo ich kocham - zakończyłem - Przekaż jej to proszę - dodałem całując ją w policzek - Dobranoc, przyjadę jutro - uśmiechnąłem się lekko - Nigdy się nie poddam - szepnąłem jej na ucho.
Emilie posłała mi uśmiech, ruszyłem w stronę drzwi i wsiadłem do samochodu. Rozmowa z dziewczyną Piszczunia dała mi wiele do myślenia. Miała rację, nie mogę się poddać, jak i przestać walczyć. Cała trójka jest dla mnie najważniejsza na świecie i muszę ich mieć przy sobie. Za bardzo ich kocham...

__________________________________________________________________________

Ewi rozdział dla ciebie ;) <3
Co powiecie moje kochane kwiatuszki? ♥
Jagoda ma dobry humorek i trochę ją kręci XD

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 34 ღ .




Odkąd tak jakby nic odeszłaś stąd zgubiłem się,
wśród samotnych świata stron.



Zrozumiałem, że zrobiłem źle zabierając Sarę. Wiedziałem przecież, że moja córka dużo znaczyła dla Majki. Kochała ją, jak matka może kochać córkę, mimo iż nie była jej biologiczną mamą. Mogłem po prostu pojechać, zabrać dzieci na jeden dzień i je odwieźć. Mała siedziała smutna od kiedy weszliśmy do domu. Tęskniła za małym, ale przede wszystkim za Mają.
- Saruś poznaj Miley - zacząłem wskazując na dziewczynę stojącą obok mnie. - Moją nową dziewczynę.
- Fajnie tato - odparła zła
- Cześć mała - uśmiechnęła się brunetka - Wiesz jeśli chcesz możesz mówić do mnie mamo - powiedziała
- Nigdy nie będziesz moją mamą! - wrzasnęła - Nienawidzę was! A ciebie tato zwłaszcza, przecież nadal kochasz Maję! - dodała podniesionym głosem i pobiegła do swojego pokoju.
- Sara! - krzyknąłem za nią, lecz nie zareagowała.
Westchnąłem głośno siadając na kanapie i schowałem twarz w dłonie. Nie wiem co się stało z moją małą córeczką. Najgorsze co może usłyszeć ojciec to, to że jego dziecko go nienawidzi. A jeszcze gorsza okazała się prawda, która padła z jej ust. Bo tak właśnie było. Kochałem Maję najbardziej na świecie i to nie zmieni się chyba nigdy.
- Nie myśli tak - rzekła Miley masując mnie po karku.
- Skoro tak powiedziała to tak myśli - odparłem - Pójdę się przejść - dodałem po chwili
Zabrałem bluzę i ruszyłem przed siebie. Nie wiedziałem co mam robić. Krzywdzę każdego, cały czas. Mijały minuty, sekundy jak i godziny. A ja nie wracałem. Nie chciałem jak i nie miałem ochoty, mimo iż powinienem siedzieć w domu i zajmować się teraz córką. Nie potrafiłem teraz spojrzeć jej w oczy. Wiedziałem że jest na mnie wściekła bo najbardziej zraniłem ich trzech. Usiadłem w pewnym momencie na ławce i rozglądałem się dookoła obserwując ludzi przechodzących obok mnie. Pech chciał, że właśnie obok mnie przeszła dwójka zakochanych, szczęśliwych ludzi, którzy wyszli na spacer ze swoją córką. Ukłucie w sercu dawało mi o sobie znać. Popełniłem błąd wiedziałem to. Postanowiłem wracać w końcu do domu. Szybko wstałem z
ławki i skierowałem swoje kroki w znaną mi stronę. Robiło się już ciemno na dworze. Na podjeździe usłyszałem krzyki dochodzące ze środka domu. Wszedłem do niego po cichu by usłyszeć co tam się dzieję.
- Ty mała gówniaro, nie będziesz mnie tak traktować! - krzyknęła Miley podnosząc rękę ku górze by uderzyć moją córkę.
- Zostaw mnie! - mała zaczęła się szarpać.
- Co ty robisz! - wrzasnąłem na nią - Wynoś się stąd! - dodałem
Odepchnąłem brunetkę od mojego dziecka i wskazałem jej na drzwi. Pobiegła na górę i spakowała się szybko, gdy tylko opuściła mieszkanie przytuliłem mocno do siebie płaczącą Sarę.
- Tatusiu zabierz mnie do mamy - łkała
- Już jedziemy kochanie - odparłem szybko - Cichutko - ucałowałem ją w głowę i przytuliłem jeszcze mocniej.
Gdy tylko mała troszeczkę się uspokoiła, wziąłem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę domu blondynki...


- * * * -


Siedziałam nad łóżeczkiem Erika i spoglądałam jak słodko śpi. Z kubkiem w ręku i mnóstwem natrętnych myśli starałam jakoś zapanować nad sobą. Dlaczego musiałam go tak strasznie kochać. Przyjeżdżając tutaj nie wiedziałam, że moje życie się tak zmieni. Poprawiłam synkowi kocyk i uśmiechnęłam się delikatnie. Był strasznie podobny do Marco. Nie mogłam już dłużej siedzieć Łukaszowi na głowie. Musiałam się przeprowadzić. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi odłożyłam kubek i zbiegłam po schodach, wcześniej przymykając drzwi od pokoju małego. 
- Mamusiu! - jęknęła płaczliwie Sara wskakując mi na ręce i mocno się przytulając.
Zdezorientowana spojrzałam na zamykającego samochód Reusa. Pogłaskałam małą po włoskach i objęłam ją
- Saruś co się stało? - zapytałam troskliwie
- Dziewczyna taty chciała mnie uderzyć, ja nie chcę nigdzie jechać. - łkała - Chcę być z tobą, Erikiem..... i tatą - powiedziała.
- Chodź do pokoju, uspokoisz się troszkę kochanie - ucałowałam ją w głowę.
Mała zasnęła po piętnastu minutach, głaskałam ją czule po główce i trzymałam jej rączkę. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Reusem o zaistniałej sytuacji. Wyszłam cicho z pokoju, kierując się do salonu w
którym siedział właśnie blondyn.
- Co ty do cholery wyprawiasz - krzyknęłam przez szept.
- Maja - zaczął spokojnie wstając i zbliżając się do mnie.
- Ty chcesz mieć rodzinę jak ranisz każdego, kto cię kocha? Nawet swoje dzieci - wyrzuciłam mu prosto w twarz.
- Maja! - podniósł głos chwytając mnie za nadgarstki i przyciągając mocno do siebie.
- Nienawidzę cię rozumiesz - powiedziałam przez płacz - Dlaczego muszę cię tak cholernie kochać. Dlaczego ty musisz być ojcem moich dzieci - mówiłam waląc pięściami w jego klatkę piersiową. Nadal płakałam, nie potrafiłam przestać - Nienawidzę cię - szepnęłam uspokajając się lekko.
- Maja - rzekł obejmując mnie - Przepraszam, przepraszam za wszystko. Kocham cię, tylko was - dodał i nachylił się by delikatnie skradać pocałunki z moich ust...

________________________________________________________________________

Dodaje wam takie oto coś :D
Nie wiem jak wyszło XD .
Pewnie jak zawsze błędy są, więc za nie przepraszam :D
Buziaki ;*

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 33 ღ .




Płakała w samotności, chcąc zapomnieć o miłości.



Tak już chyba było mi pisane, abym zawsze gdy będę szczęśliwy robił wszystko żeby być jednak tym nieszczęśliwym. Wiedziałem jedno, straciłem wszystko co kochałem. Moją narzeczoną, dzieci a co najważniejsze miłość, której tak bardzo potrzebowałem. Zniszczyłem wszystko, zraniłem niewinne osoby. A to wszystko przez tą jedną głupią noc, którą spędziłem z tą podłą świnią Simon. Planowała to od początku, powiedziała mi to prosto w twarz z głupim triumfalnym uśmiechem na swojej twarzy. W tamtym momencie chciałem zrobić wszystko aby też cierpiała za to co mi zrobiła. Ale nie potrafiłem. Nie byłem takim człowiekiem, by mścić się gdy tylko nadejdzie okazja. W końcu mogłem wrócić do treningów. Od tamtego czasu minęło pięć miesięcy. Z każdym dniem staczałem się coraz bardziej. Połowa chłopaków z drużyny postawiła pomiędzy nasze relacje ogromy mur, którego za żadne skarby nie potrafiłem zburzyć. A Erik pewnie był na mnie wściekły. Przecież mu obiecałem, że zajmę się Mają, że sprawię aby już nigdy nie cierpiała. Samotność w domu była dla mnie katem. Zmieniłem się, tak wiedziałem o tym dlatego postanowiłem odebrać Majce moją córkę. W końcu była moja a nie jej prawda?. Od dwóch tygodni
spotykam się z pewną dziewczyną. Ma na imię Miley. Jest piękna, jej ciało jest bardzo wysportowane. To już dziś nastał ten dzień, kiedy to jechałem po moją Sarę, miałem nadzieję, że będę mógł choć na chwilę zobaczyć swojego synka. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi, gdy ujrzałem w nich Maję od razu zabrało mi mowę.
- Czego chcesz? - warknęła w moją stronę, lecz w jej oczach ujrzałem te cudowne iskierki, które zawsze na mnie działały.
- Tata! - krzyknęła radośnie Sarcia rzucając się mi na szyję. Mocno przytuliłem swoją kochaną córkę i wziąłem ją na ręce.
- Przyjechałem po Sarę, zabieram ją. - powiedziałem. - Mogę zobaczyć Erika? - spytałem również
- Mały śpi - odparła krótko - Zaraz, zaraz. Jak to przyjechałeś zabrać Sarę? - spojrzała na mnie.
- Normalnie zabieram ją ze sobą - rzekłem - Przecież to moja córka tak? nie twoja! - dodałem najbardziej gorzkim głosem na jaki mnie było stać. Tak naprawdę serce bolało mnie cholernie. Wiedziałem, że odbieram jej szczęście. Spojrzała na mnie tym swoim smutnym wzrokiem. Krzywdziłem ją po raz kolejny... - Po jej rzeczy przyjadę innym razem - powiedziałem
Pomogłem założyć córce buty i szykowałem się do wyjścia. Czekając na małą przed furtką musiałem spojrzeć na ganek.
- Mamusiu - jęknęła Sara, przez płacz
- Będzie dobrze kochanie - odparła Maja, płakała znów tylko i wyłącznie przeze mnie. - Pamiętaj, że kocham cię najbardziej na świecie dobrze? - spojrzała na nią, mała pokiwała jej twierdząco głową i mocno się do niej przytuliła.
- Sara chodź jedziemy - pogoniłem ją, nie potrafiłem tam tak stać i patrzeć, jak ona cierpi... - Maja gdy przyjadę po rzeczy małej będę chciał zobaczyć syna. I mi tego nie zabronisz! inaczej spotkamy się w sądzie - oznajmiłem łapiąc córkę za rękę.


- * * * -


Stałam tam jak słup, tępo wpatrywałam się w ich oddalające się sylwetki. Sara nadal płakała, tak jak ja. Myślałam, że się przesłyszałam. Co się stało z moim Marco. Takim kochanym i cudownym. Zniknął!..
Wiedziałam jednak, że gdzieś w jego sercu nadal istnieje. Byłam na załamaniu nerwowym. Nie wstydziłam się tego, że chodziłam do psychologa. Lekarz pomagał mi podnieść się po tym co zrobił mi blondyn. Erik rósł szybko. Starałam się być najlepszą matką, jaką tylko potrafiłam. Ale teraz gdy straciłam moją kochaniutką Sarunię, nie wiem co się ze mną stanie. Ona dopełniała moją pustkę do końca.
- Już dobrze kruszynko - szepnęłam trzymając małego na rękach - Sara niedługo przyjedzie do ciebie i się pobawicie - dodałam.
Nie potrafiłam go uspokoić. Dopiero gdy Łukasz wrócił mały postanowił zasnąć i tylko i wyłącznie wtedy, gdy wuja go usypiał.
Siedziałam przez trzy godziny zamknięta w swoim pokoju. Musiałam się uspokoić, choć tak czy tak to się nie stało. Byłam roztrzęsiona. Tak bardzo chciałam przytulić się do jej malutkiego ciała. Nie było jej zaledwie kilka godzin a ja już strasznie za nią tęskniłam. Pokochałam Sarę całym sercem. Chciałam do niej najlepiej, chciałam zastąpić jej matkę. I po tym jak wiele razy mi to powtarzała udało mi się.
- Majuś - Łukasz przyszedł do mojego pokoju z dwoma kubkami parującej melisy. - Jak się czujesz? - zapytał siadając obok mnie i czule mnie obejmując
- Jakoś - powiedziałam cicho. Nie miałam siły na nic.
- Ułoży się jakoś zobaczysz - szepnął mi na ucho całując w głowę. - Pamiętaj, że my zawsze będziemy przy tobie - dodał.
Wtuliłam się w ramiona brata. Piszczu nie odzywał się już więcej, wiedział że ta cisza jest mi potrzebna. Rozumiał mnie jak nikt inny.
- Kocham cię Łukasz - powiedziałam
- Ja ciebie też siostrzyczko - odparł - nawet nie wiesz jak bardzo...

_____________________________________________________________________________

Tak wiem, że krótki i bezsensowny, ale musiałam dodać, ponieważ nie wiem kiedy będzie kolejny na którymś z moich blogów. Prawdopodobnie dopiero we wtorek lub środę...
Do następnego ♥