niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 23 ღ .




Mogę na Ciebie krzyczeć, kłócić się z Tobą, obrażać kilka razy dziennie,
ale pamiętaj, że nigdy nie przestane Cie kochać..



Ciepłe promyki czerwcowego słoneczka ogrzewały moją twarz. Na niebie nie było żadnej chmurki. Do moich uszu dochodziły śmiechy moich dwóch kochanych blond rozrabiaków, którzy bawili się w basenie. Łukasz wyjechał z Emilie na tygodniowe wakacje do Hiszpanii. Marco postanowił zostać jeszcze na tydzień. Stwierdził, że może wrócić do Manchesteru dwa dni przed wylotem na obóz przygotowawczy. Oznajmił także, że nie zostawi nas samych w
domu, zwłaszcza że ja jestem w ciąży. Przymknęłam swoje oczy, które chroniły okulary przeciwsłoneczne i rozkoszowałam się chwilą..
- Marco!! - jęknęłam, gdy ten ochlapał mnie wodą
- Też cię kocham księżniczko - zaśmiał się ponownie wskakując do basenu
- A mnie kochasz? - zapytała Sara patrząc na ojca
- Oczywiście, że tak żabko - ucałował ją w główkę po chwili robiąc jej motorówkę w wodzie.
- Taaata! - zaśmiała się mała - Jeszcze raz! - powiedziała okręcając się w kółku
Uśmiechnęłam się widząc ich roześmiane twarze. Minuty mijały, a oni w ogóle nie chcieli wychodzić z wody. Dopiero, gdy zawołałam ich na obiad, przyszli posłusznie zjeść.
- Kochanie, mówiłem żebyś zawołała mnie jeśli będziesz robiła obiad, przecież miałaś się oszczędzać - zaczął swój monolog Reus
- Marco daj spokój, przecież gotowanie obiadu to nic takiego - westchnęłam dołączając do nich.
- Mamusiu - zaczęła Sara
- Słucham cię skarbie - odparłam spoglądając na nią.
- Kto to jest gej? - zapytała a my z Marco ledwo co nie zadławiliśmy się jedzeniem
- Tatusia zapytaj - rzekłam do niej ukradkiem spoglądając na zakłopotanego Reusa
- Żabko skąd ty znasz takie słowa? - zapytał nie kryjąc swojego zdziwienia
- No ty tato wczoraj tak powiedziałeś do wujka Mario, gdy rozmawiałeś z nim przez internet - powiedziała
- Oj blondyno, blondyno - westchnęłam śmiejąc się z niego - No wytłumacz córeczce dlaczego nazwałeś Gotzego gejem i kto to jest - zaśmiałam się. Marco nie wiedział co powiedzieć, całkowicie się zmieszał.
- No wiesz Saruś to taki pan, który eeemm.. ee. - jąkał się - Taki pan, który lubi innych panów - rzekł - Ale wujek Mario nim nie jest, tata sobie tylko z niego tak żartował wiesz - spojrzał na mnie
Nie potrafiłam się powstrzymać, podśmiewałam sie pod nosem z jego tłumaczeń przez co zostałam skarcona przez jego spojrzenie.
- Aaaa tak nie wiem - odparła - Nie umiesz tłumaczyć tatusiu - dodała po chwili.
Blondyn zasłonił swoją twarz dłonią i wrócił do spożywania posiłku. Wtedy naprawdę nie wytrzymałam i wybuchłam na całą kuchnie śmiechem. Mała również się śmiała, tylko że ze mnie. Natomiast Marco wcale nie było do śmiechu, myślał że dzieci nigdy nie zadają głupich pytań to się mylił.
Sara po obiedzie zaczęła oglądać bajki, lecz nie na długo. Godzinę później zasnęła zmęczona na kanapie w salonie. Chłopak przeniósł ją do pokoju i przykrył kołdrą całując ją w czubek głowy. Stanęłam w drzwiach i oparłam się o ich framugę..
- Jesteś wspaniałym ojcem - uśmiechnęłam się do niego - Nawet jeśli nie umiesz wytłumaczyć pewnych rzeczy - dodałam po chwili
- Zaskoczyła mnie tym pytaniem - odparł przytulając mnie do siebie i kładąc rękę na moim brzuchu - Nie sądziłem, że o coś takiego zapyta...
- Musisz się przyzwyczaić bo nie pierwszy i nie ostatni raz usłyszysz takie pytania - powiedziałam
Spoglądnęłam na Sarę, słodko wyglądała gdy spała. Taka mała kruszynka, no może już nie taka mała. Ale dla mnie zawsze będzie moją malutką Sarą..
- Nie przeszkadzajmy jej, niech sobie śpi - szepnęłam do blondyna, który skinął mi głową i zamknął cichutko drzwi.
Spojrzałam w jego cudowne niebieskie oczy, które od zawsze mnie hipnotyzowały. Te tajemnicze, skrywające wiele emocji oczy... Nie mogłam się powstrzymać, wpiłam się w jego ciepłe i miękkie usta. Odwzajemnił mój pocałunek delikatnie wyczułam jak się uśmiecha.
- Kocham cię Maju - szepnął mi na ucho - Kocham ciebie, Sarę i naszego synka najbardziej na całym świecie. Pamiętaj o tym zawsze - dodał przytulając mnie do siebie. Tak potrzebowałam jego bliskości, te poprzednie dni, które nastały w moim życiu były czymś, czego nie umiałam opisać. Śmierć Erika, powrót do Marco. W tamtych dniach sama nie wiem co robiłam. Teraz już wiem, i jestem pewna, że robię to czego naprawdę chcę i potrzebuje. Chcę by mój syn miał przy sobie ojca, jak i również chcę zastąpić Sarci matkę. Jej własna się jej wyrzekła więc zrozumiałam, że ja mogę być dla niej zastępczą, a zarazem taką którą może traktować jak prawdziwą...
- Ja ciebie też Marco - odparłam - Będę pamiętać zawsze - dodałam po chwili.


- * * * -


Czułem się jak kiedyś, jej bliskość sprawiała że byłem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy. Chciałem być z nią już do końca swojego życia i miałem ogromną nadzieję, że tak będzie i nic się już nie zmieni. Uwielbiałem przytulać ją każdego wieczora, skradać buziaki, sprawiać że się uśmiechała. Uwielbiałem bawić się kosmykami jej długich blond włosów. Gładzić jej dłoń... Tak jak teraz... Może ta rozłąka była nam w jakimś stopniu pisana. Może Bóg chciał pokazać nam, że tęsknota za miłością naszego życia robi z nami coś czego nie potrafimy opisać...
Nie wiem, ale mam nadzieję, że już nie będę musiał nigdy jej tracić. Uśmiechnięty od ucha do ucha leżałem tuląc ją do siebie. Kolejny raz bawiłem się jej włosami, a ona oglądała spokojnie film który leciał w telewizji.
Widziałem, że nad czymś cały czas myślała. Jej nieobecność było widać.
- Stało się coś? - spytałem troskliwie spoglądając na nią.
- Marco odpowiesz mi na jedno pytanie - powiedziała
- Oczywiście - odparłem
- Jesteś ze mną szczęśliwy? - spojrzała na mnie
- Maja - powiedziałem dotykając jej dłoni - Jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi mając was trzech przy sobie. To wy dajecie mi tą radość, z którą budzę się codziennie. To dla was mam ochotę strzelać gole w każdym meczu i dedykować wam je. - uśmiechnąłem się. - Wy jesteście całym moim szczęściem wiesz - podniosłem się delikatnie i musnąłem jej usta - Tylko i wyłącznie wy - dodałem pomiędzy buziakami.
Widziałem, że jej ulżyło. Choć w głębi siebie zastanawiałem się dlaczego zadała mi takie pytanie.
- A ty ze mną? - spytałem
- Najbardziej na świecie - odpowiedziała - Dziękuje ci za wszystko, a najbardziej że jesteś - pocałowała mnie.
Przytuliłem ją do siebie całując w czubek głowy. Miałem przy sobie cały mój świat, to mi wystarczało. Teraz chcę by tak było zawsze...
- Co robicie? - zapytała Sara wskakując do nas na łóżko
- Tak sobie rozmawiamy - odparłem uśmiechając się do małej i pozwalając by usiadła mi na brzuchu.
Mała przytuliła się do nas. I tak chciałem właśnie by wyglądało nasze życie. Jeszcze z małym i będzie najwspanialej na świecie.
- On mnie słyszy? - zapytała spoglądając na Maję
- Jasne, że tak - odparła
- Cześć braciszku - powiedziała do jej brzucha
Wyszczerzyłem się patrząc na ten obrazek, Sara przystawiła swoje ucho i zaczęła słuchać. Maja zaśmiała się cichutko i pogłaskała ją po główce.
Ucałowałem obie moje ukochane kobiety i zszedłem im po deser. Każda miała ochotę na pucharek lodów, a czego się nie robi dla kobiet które kocha się nad życie.

___________________________________________________________________________

Nie wierzę, że tutaj jest już 23 rozdział :D niedawno był 10 xd
Czekam na waszą krytykę <3 :D
Za błędy jak zawsze przepraszam, bo wiem, że zdarzają mi się coraz częściej i nie wiem dlaczego :)

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 22 ღ .




W życiu spotykasz tylko jedną osobę, z którą lecą iskry od samego początku. 
Wymowne spojrzenia, aluzje i gra gestów. 
Cała reszta to jak odpalanie prawie pustej zapalniczki.



Odzyskałem miłość swojego życia. Mam nadzieję, że nie popełnię następnego tak głupiego błędu. Nie chciałem jej tracić już nigdy w życiu. Za bardzo ją kochałem. Niedługo niestety muszę wyjechać, ale wiem że Łukasz z Emilie będą opiekować się moimi trzema najważniejszymi na świecie skarbami. Uśmiechnąłem się na samą myśl, że mogę codziennie się koło niej budzić, że mogę skradać pocałunki z jej ust. Przykucnąłem obok jej łóżka i ucałowałem ją czule w czoło. Wyszedłem cicho z pokoju, by jej nie obudzić. Zajrzałem do Sary, która również słodko sobie spała. Kolejny raz tego poranka uśmiechnąłem się na ten widok. Szczerze mogłem się przyznać bez bicia, że wolę jak Sara będzie mówiła do Majki mamo niż do swojej biologicznej. Sabina była żmiją, nie kochała nawet swojego dziecka. A moja Maja? pokochała ją mimo wszystko. Mała wyrzekła się swojej prawdziwej matki, co mnie ucieszyło? choć chyba nie powinienem tak myśleć.
- Cześć Piszczu! - rzekłem wchodząc do kuchni, widząc jak mój przyjaciel siedzi czytając gazetę i popijając kawę.
- Witam blondi! - uśmiechnął się - Czemu już nie śpisz? dopiero siódma - dodał spoglądając na zegarek.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie - odparłem - Jakoś nie mogłem spać..
- Oj ty moje biedactwo - zaśmiał się - To co powiesz na wspólne przygotowanie śniadania do łóżka dla naszych trzech księżniczek ? - spojrzał na mnie
- Dla nich zawsze - uśmiechnąłem się - To co robimy?
- Coś pysznego - rzekł uradowany wstając od stołu. Wyciągnął różne produkty i po tym wszystkim mogłem stwierdzić, że to będzie jego pyszna jajecznica na bekonie z warzywami - Pokroisz to na sałatkę? - zapytał
- Pewnie mistrzu! - uśmiechnąłem się
Co to byłby za Reus, który nie przeciąłby się podczas przygotowania posiłku. Tak byłem niezdarą w kuchni, zawsze przygotowanie posiłku kończyło się skaleczeniem w dłoń. Zaśmiałem się z siebie.
- Idź ty niezdaro - zaśmiał się - Weź idź to przemyj wodą utlenioną - rozkazał
- Idę mamo, już idę - jęknąłem śmiejąc się głupio
Już po chwili z plasterkiem w księżniczki schodziłem na dół, gdzie Łukasz nie pozwolił mi dotknąć noża więc pozostało mi tylko wymieszanie sałatki.
Po niecałych pięciu minutach mieliśmy wszystko gotowe. Zaniosłem tacę do sypialni Majki, gdy otworzyłem drzwi zauważyłem, że właśnie się obudziła.
- Przyniosłem ci śniadanko - uśmiechnąłem się do niej
- Jesteś kochany, chodź tutaj - wyciągnęła swoje dłonie by mnie przytulić.
Ostawiłem tackę na biurko i szybciutko wgramoliłem się do łóżka, dziewczyna mocno mnie przytuliła. Złożyłem na jej ustach długi i czuły pocałunek. Uwielbiałem czuć smak jej ust.
- Ty tutaj zajadaj, a ja lecę się ubrać - powiedziałem i podałem jej
Chłodne strumienie spływały po moim ciepłym ciele. Odprężyłem się, byłem maniakiem brania kąpieli w ciągu dnia potrafiłem ich wziąć najmniej trzy. Wyszedłem z łazienki, owinięty tylko ręcznikiem na biodrach.
- Maaaaaaaarco! - jęknęła Maja, spojrzałem na nią nie wiedząc o co jej chodzi - Możesz przestać?
- Co?.. - zacząłem - O co ci chodzi? - powiedziałem nie kryjąc swojego zdziwienia
- Weź się ubierz, bo zaraz zemdleję - rzekła na co ja wybuchnąłem śmiechem - Pociągasz... strasznie pociągasz noo...
Parsknąłem śmiechem specjalnie zbliżając się w jej stronę. Położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem do siebie.
- Wiem o tym - szepnąłem jej do ucha specjalnie zahaczając nosem o płatek jej ucha, poczułem jak drgnęła, kolejny raz tego dnia wybuchnąłem śmiechem
- Głupek! - walnęła mnie dłonią posłała mi ciepły uśmiech.
- Ale tylko twój! - dodałem po chwili nie przestawiając się szczerzyć.


- * * * -


Dlaczego on musi tak pociągać. Ech... Gdy już wzięłam poranny prysznic zeszłam na dół, gdzie paradowali już wszyscy. Łukasz jak zawsze ganiał za Sarą po całym salonie, by ta oddała mu pilota. Marco śmiał się z nich a Emilie szykowała się do pracy. Współczułam tej dziewczynie, my mieliśmy wakacje a jej szef nie chciał dać urlopu. Mój kochany braciszek wiele razy namawiał ją by zrezygnowała z tej pracy, nawet z moją pomocą, lecz na marne. Dziewczyna nie chciała słyszeć o tym, że całymi dniami siedziałaby w domu i to jeszcze utrzymywana przez Łukasza. Po całym domu rozbiegł się dzwonek do drzwi, więc poszłam otworzyć.
- Hofi! - ucieszyłam się na widok przyjaciela - Fajnie cię widzieć - przytuliłam go
- Cześć mała - odwzajemnił mój gest - Ciebie również, hej żabo! - nachylił się by po chwili trzymać już Sarę na rękach.
- Jooonas! - mała mocno go przytuliła - Co tam wujek? - spojrzała na niego
- Bardzo dobrze, jakoś sobie radzę wiesz - ucałował ją w policzek - Co powiedzie kochani na mały wypad na kręgle? - zaproponował
- A kto będzie? - zapytał Piszczu dołączając do nas ze szklanką chłodnej wody dla Hofmanna.
- Ja, Cristin, Hummelsowie, Błaszczykowscy, Benderzy, Langerakowie oraz wy jak chcecie - rzekł w skrócie
- Ja się zgadzam! - odparł podekscytowany Reus wraz z moim braciszkiem
- No to dziewczyny nie macie wyjścia idziecie z nami - oznajmił Reus, uśmiechnęłam się do niego i skinęłam głową. Nie miałam zamiaru nawet odmawiać. Choć grać nie będę ale myśl spędzenia czasu w towarzystwie dziewczyn bardzo mi odpowiadała.
- To o której? - zapytałam
- Siedemnasta na kręgielni. pasuje? - spojrzał na nas
- Pewnie, będziemy - oznajmił Piszczu.
Miło było pogadać z nim, po jakiejś godzinie musiał już iść. Postanowiłam odprowadzić go do furtki. Wiedział o co mi chodzi, nie był głupi. Wyjaśnił mi, że czuje się coraz lepiej i dzięki Cristin zaczyna normalnie żyć. Wie, że on nad nim czuwa i to daje mu jeszcze większą siłę. Uśmiechnęłam się na te słowa. Dobrze było wiedzieć, że jakoś się trzyma...
Czas szybko zleciał, nawet nie zauważyłam że mieliśmy już tylko godzinę do wyjścia. Założyłam jakieś luźniejsze rzeczy.
- Wujek! - kiwnęła mu głową Sara poruszając znacząco brwiami
- No chodź - jęknął z uśmiechem biorąc ją na ręce.
- Ci to się dobrali - zaśmiała się Emilie
- O tak dokładnie - odwzajemniłam gest, gdy splotłam swoją dłoń z Marco.
Spacerowaliśmy sobie pomalutku po parku kierując się do wyznaczonego miejsca. Przed wejściem zobaczyliśmy nasze towarzystwo. Przywitaliśmy się i po chwili byliśmy już w środku.
- Kto jest mistrzem! - zawołała Sara - Tylko tatuś - krzyknęła radośnie na co wszyscy zareagowali śmiechem.
Spojrzeliśmy wszyscy na blondyna, który cieszył się jak dziecko zbijając prawie wszystkie kręgle. Tym samym wygrywając rywalizację z Łukaszem.
- I co wujek łyso ci? - zaśmiała się
- Nie, wręcz przeciwnie mała - odgryzł się Piszczu nie mogąc powstrzymać się od śmiechu,
- Skąd ona bierze takie teksty? - zaśmiała się Agata
- Wiesz Aguś - zaczęłam - Jeśli się ma ojca o nazwisku Reus, wujka o nazwisku Piszczek i Gotze oraz resztę naszych kochanych pszczółek to się dziwisz? - zaśmiałam się
- A no faktycznie - odparła.
Popijałyśmy z dziewczynami nasze kolorowe soki jednocześnie plotkując o różnych sprawach. Fajnie było, że mogliśmy się w końcu trochę rozerwać. Bo od śmierci Erika, rzadko kiedy ktoś z nas wszystkich wychodził...


_____________________________________________________________________________

Ble, ble, ble ech.... :C
Przepraszam was za wszystko, za to, że dopiero dziś pojawiło się to coś do góry co nawet nie da się nazwać rozdziałem.
Nie wiem co mi się stało, od tygodnia nie umiem napisać nic sensownego na żadnym blogu ;c

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 21 ღ .




Im większe w człowieku wewnętrzne roz­bi­cie, poczucie własnej słabości,
 niepewności i lęk, tym większa tęsknota za czymś, 
co go z powrotem scali, da pewność i wiarę w siebie...



Pół nocy spędziłem na gapieniu się w rozmieszczone na niebie gwiazdy myśląc o wszystkim i niczym. Chciałbym do niej wrócić i być z nią już do końca. Czasem czuję obecność Erika, śni się mi po nocach i prosi abym nigdy w życiu już jej nie ranił. Abym robił wszystko by była najszczęśliwszą kobietą na tym świecie. Obudziłem się wcześnie, zegarek wiszący nad telewizorem wskazywał na siódmą trzydzieści. Wydostałem się z łóżka i poszedłem wziąć poranną kąpiel. Szybko się uwinąłem i o ósmej schodziłem już na dół do kuchni. Zastałem tam uśmiechniętą Emilie. Odwzajemniłem gest, po chwili łapiąc mojego małego blond brzdąca na ręce.
- Nie śpisz już żabo? - spytałem dając jej całusa na powitanie
- Nie śpię, nie widać tato? - zapytała sarkastycznie - Maja śpioch jeszcze śpi - zaśmiała się razem z nami.
Posadziłem ją na krześle i chciałem pomóc brunetce w przygotowaniu posiłku, lecz mi nie pozwoliła. Musiałem przystać na jej rozkaz i usiąść do stołu, na którym po chwili wylądowała jajecznica z warzywami...
- Smacznego - uśmiechnęła się
- Dzięki ciocia - powiedziała Sara z pełną buzią - No, że co? - dodała, gdy patrzyłem na nią z wymalowanym na twarzy " Mówiłem ci coś kochanie, że nie rozmawia się z pełnymi ustami " - Dobra, już dobra - zakończyła swój monolog i wróciła do jedzenia
- Ma coś po tatusiu - zaśmiała się dziewczyna Piszczka
- Dziękuje - odwzajemniłem gest
- Hej wszystkim! - rzekł Łukasz rozciągając się w drzwiach - Smacznego łakomczuchu - ucałował Sarę w głowę.
Czekałem tylko, aż się mu odgryzie, ale myliłem się, bo nie miała największej ochoty odrywać się od jedzenia, choć...
- Wujek! - zaczęła - Patrz na siebie no nie! - dodała
Oboje zaśmialiśmy się w stronę myślącego nad dobrymi słowami Piszczka, który chciał ją zgasić, lecz na darmo. Każdy miał czasem wrażenie, że Łukasz zachowuje się jak dziecko, ale taki Piszczek był najlepszy i każdy mógł to przyznać.
Chwilę później dołączyła do nas Majka. Cudownie było posiedzieć, pośmiać się i powygłupiać tak jak Sara z Łukaszem. Brakowało mi tego, co chwilę kątem oka spoglądałem na blondynkę, która skradła mi serce. Cieszyłem się bardzo, gdy ta mimowolnie się uśmiechała. W końcu stawała się radosna. Wracała tamta Majka sprzed śmierci Erika, co sprawiało radość u mnie jak i reszty domowników.
- Idzie ktoś na spacer? - zapytałem podnosząc się z kanapy, na której zasiedliśmy zaraz po skończeniu śniadania i posprzątaniu
- Ja idę - uśmiechnęła się mała
- Też pójdę, świeże powietrze dobrze nam zrobi - powiedziała Maja głaszcząc się po brzuchu.
Skrycie miałem taką nadzieję, że wybierze się ze mną. Miałem również taką, że dziewczyna kiedyś jeszcze pozwoli mi dotknąć brzuszka bym mógł poczuć jak nasz synek kopie. Uśmiechnąłem się na samą myśl, o wczorajszym popołudniu. Ubrałem Sarze buty i ruszyliśmy w drogę. Ciepłe słońce ogrzewało nasze twarze.
Mała gnała gdzieś przed nami. Ściągnąłem okulary z głowy na nos, tak jak Maja. Przysunąłem niepewnie swoją rękę do niej i splotłem nasze dłonie za jej pozwoleniem. Spojrzałem na nią, uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę, co odwzajemniłem. Poczułem się jak kiedyś, w tamten dzień gdy ją poznałem. Te głupie motyle w brzuchu, te przyjemne ciepło w środku i trzęsące się dłonie. Oczarowała mnie momentalnie. I tak zostało już do teraz. Jestem szczęśliwym ojcem i będę po raz kolejny, lecz chciałbym być również najszczęśliwszym mężem. Tylko wolę poczekać, kiedyś z pewnością zdecyduje się na ten krok.
Kiedyś... a dlaczego nie teraz, każdy by się zastanawiał. Wtedy odpowiedziałbym, że jest jeszcze za wcześnie bo tak było. Wiem, że nadal ma pustkę w sercu po stracie Erika. Ukradkiem spojrzałem na uśmiechającą się od ucha do ucha Sarę, która wzrok skierowała na nasze dłonie. Zrozumiałem, że jest szczęśliwa, bo kochała Maję tak samo mocno jak ja. A gdy dowiedziała się, że będzie miała rodzeństwo nie posiadała się z radości. Mała zaczęła bawić się na placu zabaw, a my staliśmy i dokładnie ją
obserwowaliśmy.
- Tęskniłam za wami - powiedziała w pewnym momencie Majka - Bardzo - dodała po chwili
- My też - szepnąłem całując ją w głowę i tuląc do siebie.
- Marco obiecasz mi coś? - zapytała
- Co takiego?
- Że będziesz już zawsze, że nigdy mnie już nie zostawisz, że będę mogła ci ponowie zaufać, choć cholernie boję się to zrobić. - powiedziała - Że będziemy już na zawsze, tak jak chciał tego Erik? że będę czuła się bezpiecznie jak kiedyś przy nim i przy tobie?
- Obiecuje kochanie - odparłem wtulając się w jej ciało - Będę już na zawsze, jeśli mi pozwolisz - dodałem po chwili.


- * * * -


Przez noc zrozumiałam, że nie potrafię tak żyć. Często w snach nachodził mnie on, mój kochany Erik, który prosił mnie, żebym wybaczyła nie tylko jemu, za to że odszedł ale również Marco. Mówił, że wtedy będzie czuł, że jestem bezpieczna. Zawsze po takim śnie budziłam się gwałtownie w nocy. Z dnia na dzień rozumiejąc, że oszukuję samą siebie. Kochałam go, zawsze tak było, tylko dlaczego nie chciałam do niego wrócić?. Bo bałam się mu zaufać, bałam się, że znów mnie zostawi. W końcu jednak musiałam zdecydować i stwierdziłam, że zrobię wszystko by być szczęśliwą. Wiem, że on też wtedy będzie. Nasz synek potrzebował obojga rodziców, tak jak Sara. Tak strasznie chciałam usłyszeć, jak mówi do mnie mamo...
Może to i głupie, ale traktowałam ją jak moją córeczkę. Była mi strasznie bliska. Czasem zastanawiałam się, jak była Marco mogła zrobić tej małej księżniczce coś takiego. Przecież ona nie była niczego winna. Choć może i lepiej, widać że Sarunia przy Reusie czuje się szczęśliwa, miałam skrytą nadzieję, że przy mnie również będzie.
- Kocham cię - szepnął mi do ucha nadal tuląc do siebie.
Czułam się jak głupia nastolatka, nie zwracająca uwagi na innych. Nie obchodziło mnie to co dookoła, liczyła się tamta chwila, która trwała i chciałam aby trwała zawsze.
- I bez względu na wszystko będę kochał zawsze - dodał a jego głos był dla mnie jak ukojenie tej straty, dziury w sercu, która do połowy się zapełniała. Nigdy już nie będzie pełna, zawsze będzie ta cząstka, która zostanie pusta... Zastanawiałam się, nawet nie wiem na czym, znałam prawdę.
Nie odpowiedziałam mu nic, spojrzałam tylko w jego cudowne oczy, które tak za każdym razem mnie cholernie hipnotyzowały. Wpiłam się zachłannie w jego usta, które zawsze były ciepłe, a kolor był malinowy. Nigdy nie widziałam ich innych. Nawet na zimnie były takie jak zawsze.
- Ja ciebie też - odparłam na chwilę odrywając się od niego - Tylko cię proszę nie rań mnie już więcej - dodałam po chwili.
Odsunęłam się delikatnie od niego z uśmiechem namalowanym na mojej twarzy. Objął mnie czule ramieniem, co pozwoliło mi wtulić się w jego umięśnione i ciepłe jak zawsze ciało. Usiedliśmy na ławce, która się zwolniła i spoglądaliśmy na Sarę, która biegała od huśtawki po karuzelę czy piaskownice. Była szczęśliwa, jak ja. Dłoń Marco powędrowała na mój brzuch, a ja poczułam, jak ciarki moje ulubione ciarki spowodowane jego dotykiem przechodzą przez moje ciało. Tak byłam szczęśliwa, mogłam to powiedzieć szczerze.
- Pójdziemy na lody? - mała podbiegła do nas z ogromnym uśmiechem na twarzy
- Ooo tak Marco pójdziemy? - spojrzałam na niego
- Wiecie, że nie umiem wam odmówić, nawet bym nie próbował - zaśmiał się  - Za bardzo was kocham, chodźcie - dodał po chwili
Z uśmiechem na twarzy chwyciłam dłoń blondyneczki i ruszyliśmy w kierunku budki z lodami. Chwilę później zajadaliśmy się smacznymi lodami.
Skierowaliśmy się w stronę domu, mogłam stwierdzić, że ten dzień był w stu procentach udany. Świetnie się z nimi bawiłam, a co najlepsze odzyskałam moje szczęście. Nastał już wieczór, gwiazdy wraz z księżycem pokryły całe czarne jak smoła niebo. Leżałam wtulona w Marco, nie spodziewałam się jednak, że w końcu najdzie ten moment, na którego tak strasznie czekałam.
- Co robicie? - zapytała uśmiechnięta Sara wskakując do nas na łóżko
- Leżymy - odparł Marco spoglądając na nią.
- Maja, tatusiu - rzekła a my oboje spojrzeliśmy na nią - Tak już będzie zawsze? - spytała z nadzieją wyczuwalną na kilometry
- Będzie - odpowiedział uśmiechając się do niej
- Kocham was! - przytuliła się mocno do niego później podeszła do mnie
- My ciebie też słoneczko - ucałowałam ją w głowę. Zaprowadziłam ją do pokoju i przykryłam ją kołdrą. Uśmiechnęłam się do niej..
- Maja? - spojrzała na mnie - Mogę do ciebie mówić.. - zmieszała się
- Możesz, będę wtedy bardzo szczęśliwa wiesz? od dawna na to czekałam, aż się zapytasz - przytuliłam ją bardzo mocno do siebie. Zgasiłam światło i przymknęłam drzwi.
Z ogromnym uśmiechem na twarzy wróciłam do sypialni i położyłam się obok Reusa.
- Co ci powiedziała? - zaśmiał się Marco, znał ją za dobrze.
- Spytała się czy może mi mówić mamo - odparłam szczęśliwa, patrząc na niego, jego usta ułożyły się w szeroki uśmiech.
Ucałował mnie mocno w głowę i przytulił bardziej do siebie splatając nasze dłonie...

_________________________________________________________________________

Napisałam w końcu jak to Sandra stwierdziła :D 
Jak jakieś błędy lub coś podobnego skargi kierować do mojego kochanego Reusa. 
Bo mnie pośpieszał xd

środa, 12 marca 2014

Rozdział 20 ღ .




Bo wiele rzeczy boli, inspiruje, wkurza.  Życie jest piękne, ale czasem kaleczy jak róża.



Minęły zaledwie trzy dni, a ja czułam się jak wrak człowieka. Moje zasłabnięcie na pogrzebie było spowodowane przemęczeniem. Dziecku nic się nie stało i po dniu spędzonym w szpitalu wypuścili mnie do domu. Nadal nie dopuszczałam do siebie myśli, że jego już tutaj nie ma, że nie będę mogła usłyszeć jego głosu, przytulić się do niego... Z drugiej strony był też Marco, starał się do mnie zbliżać, pomalutku ale się starał. Choć sama nie wiedziałam, czy byłam już na to gotowa. Reus był moją pierwszą poważną miłością, i nadal tak jest, ale boję się kolejny raz mu zaufać. By znów mnie nie zranił. Erik również był dla mnie miłością, nie tak mocną jaką czuję do blondyna. Był troszeczkę mniejszą, ale był. Humor potrafiła mi poprawić tylko moja kochana, maleńka Sarcia. Cały wolny czas spędzałyśmy razem. Pomagała mi i Emilie ugotować obiad, posprzątać w domu. Choć miałam zakaz wykonywania jakiś ciężkich prac domowych przez mojego brata i jego dziewczynę, ale nie potrafiłam siedzieć cały dzień na kanapie i patrzeć jak Brainerówna męczy się z całym bałaganem zostawionym przez Łukasza i kolegów. Tak chłopcy odwiedzali nas teraz częściej ze względu na Sarę jak i Marco. Blondyn również często pomagał nam w pracach domowych za co obie byłyśmy mu strasznie wdzięczne.
- To co dziewczyny, może pucharek małych lodów dla ochłody? - zaproponował Reus przynosząc pełną tacę do salonu
- Jasne! - krzyknęła uradowana Sara
- Dziękuje - powiedziałam gdy podał mi pucharek, i wysiliłam się na mały uśmiech. - Przepraszam was - dodałam po chwili i wyszłam do ogródka.
Gorące lipcowe powietrze otuliło moją twarz, spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że on tam jest... Usiadłam na ogrodowej huśtawce, która wykonana była z drewna a niebieskie poduszki dodawały jej jeszcze większego uroku. Łukasz miał świetny pomysł by postawić ją w cieniu ogromnego drzewa, które stało na naszym ogródku.
- Wszystko gra? - zapytał Marco siadając tuż obok mnie.
- Pewnie - odparłam biorąc kolejną łyżkę moich ukochanych wiśniowych lodów do buzi
- Widzę, że coś nie daje ci spokoju - spojrzał na mnie
- Nie po prostu nie potrafię dopuścić myśli, że jego tu już nie ma przy mnie - odparłam smutno nerwowo bawiąc się pierścionkiem, którego dostałam od niego.
- To od niego? - zapytał
- Oświadczył mi się dzień przed tym, jak wróciliśmy do Dortmundu. Powiedział, że jeśli kiedykolwiek będę chciała od niego odejść będę mogła. Chciał abym była szczęśliwa, bo wtedy on też by był. Powiedział, że to jest znak jego miłości. Nie mam zamiaru go nigdy ściągać. - westchnęłam roniąc przy tym jedną łzę.
- Będzie dobrze - szepnął przytulając mnie do siebie i całując w głowę. - Chodź do domu, przyjdziemy tutaj później co? - zaproponował.
Skinęłam mu na potwierdzenie głową i ruszyłam przed nim do środka. Poszłam do sypialni, i położyłam się do łóżka. Emilie powiedziała, że ten stres, zmartwienia i nieprzespane noce były trochę szkodliwe dla dziecka więc postanowiłam odpocząć choć dla mnie to tak czy tak strasznie dużo odpoczywałam. Przez te pięć i prawie pół miesiąca starałam się odżywiać jak najlepiej, nie przemęczać się. Po prostu starałam się żyć zdrowo. Zasnęłam momentalnie. Obudziłam się po dwóch godzinach. Chciałam się odświeżyć, więc podeszłam do szafy w celu wyciągnięcia świeżych ubrań.
- Auuu! - jęknęłam się za brzuch, jednocześnie uśmiechając się sama do siebie
- Boże Majka co się stało? - Marco wpadł do mojego pokoju jak poparzony.
- Maluszek daje mamie o sobie znać - uśmiechnęłam się - Kopnął - dodałam widząc zdezorientowaną minę Reusa
- M... mogę? - zapytał niepewnie
- Mhm - mruknęłam podnosząc kawałek bluzki ku górze, by blondyn mógł położyć dłoń - Czujesz? - spytałam
Nic mi nie odpowiedział, tylko przytulił mnie mocno, jego oczy się zaszkliły. A ja poczułam to ciepło, które zawsze biło z jego ciała. Tak bardzo za nim tęskniłam... Nie chciałam go puszczać, on chyba mnie również. Staliśmy tak ponad pięć minut. Nadal miałam mętlik w głowie, naprawdę nie potrafiłam mu ponownie zaufać. On za kilka dni wyjeżdża i wróci dopiero za pół roku. Bo wtedy kończy się mu wypożyczenie. Odsunęłam się od niego i szepcząc ciche przepraszam podreptałam do łazienki. Zapach lawendy unosił się w powietrzu razem z parą. Weszłam do wanny i starałam się odprężyć jak najlepiej potrafiłam. Nie chciałam myśleć teraz o wszystkim... Nie byłam człowiekiem, który żyje chwilą...


- * * * -


Byłem szczęśliwy mogąc poczuć, jak mój własny syn kopnął. Wspaniałe uczucie, wiedzieć że tam w środku jest cząstka ciebie, która z dnia na dzień rozwija się coraz bardziej i niedługo przyjdzie na świat. Nigdy tego nie przeżyłem, Sarę poznałem dopiero gdy miała cztery latka. Wcześniej w ogóle jej nie znałem. Moja była nigdy nie powiedziała mi o ciąży i o tym, że ma dziecko. Zszedłem na dół i zrobiłem dziewczyną kolację. Ledwo co skończyłem, a Sara zaczęła już zajadać się kanapkami.
- Pyszne tatusiu - pochwaliła mnie, na co zrobiło mi się miło.
- Dziękuje kochanie - ucałowałem ją w głowę - Jedz, ja pójdę zawołać Majkę - oznajmiłem.
Wszedłem na górę i delikatnie zapukałem do drzwi, po krótkim "proszę" wszedłem do środka.
- Zrobiłem kolację - powiedziałem - Pewnie jesteś głodna, chodź - uśmiechnąłem się do niej.
Odwzajemniła mój gest, przepuściłem ją w drzwiach i ruszyliśmy na dół. Sara już skończyła i latała z buzią usmarowaną nutellą.
- Łukasz jak zawsze zapomniał jej schować - rzekła uśmiechając się od ucha do ucha na widok małej.
Po raz pierwszy od pogrzebu Erika na jej twarz wkradł się prawdziwy uśmiech. W głębi duszy bardzo ucieszyłem się z tego powodu.
- Sara chodź tutaj! - jęknąłem gdy biegałem za nią po całym domu by wytrzeć jej twarz
- Nie, nie, nie, nie! - śmiała się ze mnie.
- Mam cię żabo! - w końcu udało mi się ją złapać i wyczyścić całą zawartość czekolady znajdującej się na jej buźce. Wieczorem, gdy mała rozrabiaka już zasnęła, zaniosłem ją do pokoju i poszedłem do Majki, która
znów siedziała w ogródku, otulona kocem z kubkiem herbaty w dłoni i spoglądała w gwiazdy.
- Maja - zacząłem, a gdy ta spojrzała na mnie kontynuowałem - Nie chciałem wyjeżdżać, byłem debilem. Chciałbym cię przeprosić za wszystko, za każdą krzywdę, którą ci wyrządziłem, za to, że musiałaś przeze mnie cierpieć - dodałem - Kocham cię Maja i to się nie zmieni, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nosisz mojego syna pod piersią, że to ty będziesz jego mamą. Bo jesteś wspaniałą kobietą, najwspanialszą na świecie, najpiękniejszą, najukochańszą. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jesteś moim tlenem, bez którego nie potrafię oddychać. Nie chciałem tego, ale nie miałem wyjścia. - powiedziałem
- Marco, ja wszystko wiem, że to nie twoja wina. Klub nie miał innego wyboru, musieli cię wypożyczyć - odparła
- Ale ja mogłem się ciebie zapytać, czy wyjedziesz ze mną - spojrzałem na nią - I teraz chcę właśnie to zrobić. Maja zrozum jesteś całym moim życiem, chcę cię mieć przy sobie codziennie. Wyjedź ze mną proszę. Nie teraz, przeprowadzisz się do mnie kiedy wrócę z obozu przygotowawczego. Proszę cię - spojrzałem w jej niebieskie oczka, które w świetle księżyca świeciły się niczym małe żaróweczki
- Nie wiem Marco, chciałabym ale nie chcę zostawiać Łukasza samego - odpowiedziała
- Emilie powiedziała, że ona Łukaszem się zajmie. - rzekłem
- Ona kazała ci mnie odzyskać? - spytała
- Sam chcę cię odzyskać, oni jak to powiedział Łukasz chcą mi pomóc - uśmiechnąłem się.
Blondynka nic już mi nie odpowiedziała, wtuliła się w moje ciało jednocześnie przykrywając mnie kocem, bym nie zmarzł. Uśmiechnąłem się pod nosem i chwyciłem jej dłoń. Tęskniłem za jej obecnością. Pragnąłem jej tak cholernie mocno, że nie dało się opisać. Spojrzałem w górę, gdzie znajdowało się okno od sypialni Piszczunia. Ujrzałem tam uśmiechniętego piłkarza, który obejmuje również radosną Emilie. Oboje ukazali mi kciuk ku górze na co posłałem im delikatny uśmiech.
By nie wyjść na wścibskich, zniknęli z mojego punktu widzenia. Ucałowałem ją czule w głowę i przytuliłem ją do siebie.
- Kocham cię najbardziej na świecie - szepnąłem.
Zrozumiałem, że powiedziałem to chyba sam do siebie, ponieważ Maja zasnęła. Wziąłem ją delikatnie i ostrożnie na ręce. Zaniosłem na górę do pokoju i ucałowałem w czoło.
- Kolorowych snów kochanie - powiedziałem cicho i zniknąłem za drzwiami pokoju..

__________________________________________________________________________

Nie wiem jak wyszedł, ale kurde musiałam znów pisać na szybko bo mało czasu.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;*

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 19 ღ .




Ona go kochała, on wyjechał, a gdy już ułożyła sobie życie na nowo z jego wrogiem.
On powraca...



Siedem dni, głuchych dni... Nie umiałem nawet zacząć rozmowy z Majką, a nawet wypowiedzieć choć jednego sensownego zdania w jej stronę. Mała była w siódmym niebie. Spędzały razem każdą wolną chwilę.  Byłem szczęśliwy widząc ten obrazek. Tak jak teraz, na mojej twarzy malował się delikatny uśmiech widząc Sarcię, jak smacznie śpi sobie na nogach Majki, a ta głaszcze ją po włoskach, spoglądając na nią i uśmiechając się od ucha do ucha. Dookoła nas panowała zupełna cisza, którą co chwilę przerywał dźwięk telewizora. Łukasz z Emilie pojechali na weekend do jej rodziców. Widok Piszczka stresującego się tym spotkaniem był bezcenny.
- Może ją wezmę? - zaproponowałem blondynce.
- Nie potrzeba - odparła spoglądając na mnie i delikatnie się uśmiechając.
Odwzajemniłem ten gest, gdy chciałem coś powiedzieć, zadzwonił mój telefon. Przeprosiłem ją i wyszedłem na ganek.
- Halo? Marco? - zdziwiłęm się słysząc głos Durma w słuchawce.
- Tak, tak - odparłem
- Słuchaj możemy się spotkać?
- Jasne, okey - odpowiedziałem nie kryjąc swojego zdziwienia
- Bądź za godzinę w parku, jeśli możesz - rzekł po czym się rozłączył.
Wróciłem do salonu, Maja z Sarą nadal się tam znajdowały.
- Muszę na chwilę wyjśc- powiedziałem - Zajęłabyś się małą? - zapytałem
- Pewnie - uśmiechnęła się
- Dziękuje - posłałem jej uśmiech.
Założyłem bluzę i powędrowałem w wyznaczone przez Durma miejsce. Zastanawiało mnie jedno, przecież on miałbyć w Monachium, więc co robił tutaj w Dortmundzie. Miał wrócić przecież dopiero w środę..
Gdy dochodziłem już na miejsce ujrzałem tam całego bladego chłopaka...
- Cześć - powiedziałem niepewnie - Co się stało, że chciałeś porozmawiać? - zapytałem siadając obok niego
- Marco obiecasz mi coś? - zapytał spoglądjąc na mnie - Obiecasz, że zaopiekujesz się Majką, będziesz ją chronił. Wychowacie razem waszego syna i będziecie szczęśliwi?
- Erik, ale... - odparłem nie wiedząc w ogóle o co mu chodzi.
- Zrozum, ja nie przerzyję - rzekł na co ogromnie się zdziwiłem - Jestem chory na białaczkę. Może i nie było po mnie tego widać, ale mecze i wszystko inne było dla mnie bardzo wyczerpujące, nie miałem po tym nigdy sił. Starałem się, by nikt tego nie zauważył - powiedział - Trener dawał mi grać tylko dlatego by spełnić moje ostatnie marzenia - dodał po chwili
- Boże Erik, czemu się nie leczyłeś? - zapytałem
- Było już za późno, nigdy bym nie wyzdrowiał, umarłbym tak jak teraz umieram. - odpowiedział - Przez siedem lat nie miałem objawów tego, że mam raka. Dopiero rok temu wszystko wyszło na jaw. Wtedy było już za późno - wytłumaczył - Ten przeszczep i wypadek był tylko kłamstwem. Lekarz kazał mi wracać, powiedział, że został mi tylko tydzień. A nie ukrywam, że to czułem...
- To czyli, że ty... ty... - nie umiałem tego w ogóle przepuścić przez gardło
- Ja umrę, już niedługo. - odpowiedział - Może jutro, pojutrze, za tydzień... Najdłużej miesiąc. - rzekł - Przez ten cały czas będę w szpitalu, tam będę odchodził.. Ale chcę odejść, z świadomością, że zaopiekujesz się nimi - spojrzał na mnie tym wyczerpanym i słabym wzrokiem
- Obiecuje - odparłem - Chłopie, nie wiem co mam powiedzieć - spojrzałem na niego - Przepraszam za wszystko co na ciebie powiedziałem, co ci zrobiłem..
- Daj spokój - machnął bladą jak ściana ręką - Mam list przekażesz go Majce?
- Oczywiście - wziąłem go
- Muszę już iść - powiedział - Pamiętaj, co mi obiecałeś bo będę patrzył tam na was z góry i będę cię pilnował - spróbował się uśmiechnąć
- Może ci pomóc?
- Nie trzeba, właśnie idzie pielęgniarka - uścisnął mi dłoń i usiadł na wózku.
Spoglądałem na niego, nadal nie dowierzając w jego słowa. Jak to, Erik chory na białaczkę, ten Durm, który zawsze tryskał taką energią, był radosny...
Boże, co to życie robi z człowiekiem. Łza zakręciła mi się w oku. Mimo, iż był moim wrogiem, współczułem mu i to cholernie...
Wróciłem do domu, cały w nerwach, ręce mi się trzęsły. Nie wiedziałem co robić. Spojrzałem na Majkę, drzemała sobie słodko, tak jak Sara. Deliktanie wziąłem moją córeczkę i zaniosłem do sypialni. Gdy wracałem, ujrzałem że Maja już nie śpi. Wyciągnąłem list z kieszeni i go jej podałem.
- Co to jest ? - zapytała
- Erik mi to podał - rzekłem - Bo on.. on.. Maja on jest chory na białaczkę i.. i... umiera - powiedziałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie i momentalnie do oczu napłynęły jej łzy..
- Marco, żartujesz prawda? - zapytała
- Nie - odparłem przytulając ją mocno do siebie.
- Przeczytasz mi to?
- Oczywiście - powiedziałem wyciągając kartkę ze  środka - Kochana Maju... Na początku chciałem cię przeprosić, że piszę do ciebie, ale nie potrafiłbym powiedzieć ci tego prosto w twarz. Były to dla mnie jeszcze większy ból. Chciałem ci powiedzieć, że ten cały wypadek to ściema. Wtedy w Dubaju, zadzwonił do mnie lekarz. Oznajmił mi, że muszę wracać, że zostało mi już mało życia. Mogę umrzeć jutro, za tydzień najwięcej za miesiąc. Przez ten cały czas będę pod ścisłą opieką lekarzy i nikt nie będzie mógł do mnie przychodzić ani zobaczyć. Chciałbym ci powiedzieć, że bardzo mi na tobie zależało. Choć byliśmy razem przez krótki czas byłaś dla mnie najważniejsza. Teraz chciałbym, aby Marco zaopiekował się wami, bo wiem, że nadal cię kocha i zrobi wszystko abyś była najszczęśliwsza na całym świecie. Wtedy będę wiedział, że mogę odejść szczęśliwy... - przerwałem by przełknąć ślinę. Maja płakała w najlepsze, mi również się zachciało, ale musiałem być twardy - Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa i nie zapomnisz o mnie nigdy. Obiecaj mi również to, że postarasz się wybaczyć Marco, że nie załamiesz się gdy odejdę, a co najważniejsze nie będziesz płakać. Kocham cię bardzo mocno. Erik - zakończyłem...
- Marco! ... - powiedziała przez płacz zakrywając swoje oczy dłonią
- Obiecuje, że będę przy tobie już zawsze - przytuliłem ją - Na zawsze, tak jak on - dodałem po chwili a jedna samotna łza spłynęła po moim policzku.


- * * * -


Tydzień później...

Stało się, tak jak Erik pisał mi w liście odszedł na tamten świat. Mam nadzieję, że jest tam mu bardzo dobrze. Że razem z innymi założył sobie drużynę piłkarską i grają wraz z innymi aniołami w jego ukochany sport jakim była piłka nożna. Dziś był dla mnie najgorszy dzień... Dzień jego pogrzebu, przez te siedem dni zbliżyłam się z powrotem do Marco. Erik chciałby, abym była szczęśliwa i bezpieczna. A Marco mi to zapewniał, każdego wieczoru mogłam wypłakać się w jego ramionach. Nie spał całą noc, czuwał przy mnie i gdy tylko budziłam się z koszmarami w nocy od razu mnie przytulał. Wiedziałam, że tym sprawiłam radość Erikowi.
- Idziemy? - Reus spojrzał na mnie oczami przepełnionymi smutkiem jak i żalem.
- Tak, tak - odparłam łapiąc się na mój brzuch i gładząc go delikatnie. Blondyn pomógł mi założyć moją kurtkę i splótł nasze dłonie wcześniej biorąc przy tym Sarę na ręce.
Najgorszy widok, wszyscy ubrani na czarno, cała drużyna Borussii ze swoimi partnerkami. Pełno ogromnych wieńców obwiązanych pożegnalnymi szarfami. Klub kupił nawet wiązankę, w zrobioną w kształcie Borussii..
Stojąc tam nie potrafiłam powstrzymać łez. Sara poszła do Emilie na ręce a Marco mocno mnie do siebie przytulił. Rozbeczałam się na dobre, chłopak próbował mnie uspokoić, lecz mu się nie udało...
Wreszcie nadszedł czas na przeczytanie listu, który Jonas napisał swojemu kumplowi. Cała się trzęsłam, nie potrafiłam się opanować...
- Drogi Eriku. Od początku wiedziałem co się z tobą dzieję, o tym że byłeś chory.. Obiecałem, że nikomu o tym nie powiem, więc nie powiedziałem. Stojąc tu teraz nad twoim grobem nie mogę opanować łez, które spływają po moich policzkach. Przyjacielu byłeś naszym najlepszym zawodnikiem. Walczyłeś nie tylko na boisku również z chorobą, choć wiedziałeś, że tak czy tak było za późno. Byłeś moim idolem, autorytetem. Z ciebie brałem zawsze przykład nie z kogoś innego. Bo takiego chłopa jak ty nigdy nie poznałem ani nie widziałem. Gdyby nie pomyłki lekarzy teraz siedziałbyś w domu jak zawsze z uśmiechem na twarzy i gawędził radośnie na różne tematy. Wiesz co ci powiem, byłeś dla mnie jak brat. A ta cholerna pustka, która została mi po twojej śmierci nigdy się nie zapełni. Spoczywaj w pokoju kochany. Mam nadzieję, że żyje ci się tam dobrze i kiedyś jeszcze się spotkamy bym mógł cię uściskać i powiedzieć ci jedno słowo, którego nie zdążyłem ci powiedzieć - przerwał na moment - chciałem ci powiedzieć Dziękuje!...
Hofmann był wspaniałym przyjacielem, po jego słowach każdemu łzy leciały po policzkach..
- Źle się czuje - szepnęłam do Marco
- Słucham? - usłyszałam echo w mojej głowie, po tym ciemność ogarnęła moje oczy...

___________________________________________________________________________

Przepraszam was za to coś... Musiałam uśmiercić Erika, choć to w ogóle nie było dla mnie łatwe. Jestem jego fanką i pisząc to trzęsły mi się ręce i płakałam jak idiotka.
Przez trzy godziny siedziałam przed laptopem i nie umiałam nic napisać, więc dlatego wyszły takie flaki z olejem.. 
Za błędy przepraszam :c

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 18 ღ .




Nieraz nie chcesz płakać, bo wydaje Ci się, że jesteś silna,
ale wtedy okazuje się, że jednak łzy są silniejsze od Ciebie.



Przez całą noc zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam przyjmując te oświadczyny. Co prawda Erik powiedział mi, że nic na siłę, lecz ja nadal miałam mętlik w głowie. Może lepiej by było, abym nie była z żadnym. Żebym była sama, nie musiałabym wtedy wybierać ani zastanawiać się, którego kocham bardziej. Siedziałam sobie na balkonowym leżaku i patrzyłam sobie na widoki w dal. Z naszego balkonu widać było morze i plażę. Było tam cudownie. Westchnęłam cichutko i upiłam z mojego kubka kolejny łyk schłodzonej wody.
Wokół mnie słychać było tylko szum fal uderzających o plażę.
Za zegarku widniała dopiero godzina szósta rano. Erik smacznie sobie jeszcze drzemał. Spojrzałam chwilę na niego i wróciłam wzrokiem z powrotem na krajobraz.
- Kochanie dlaczego nie śpisz? - usłyszałam głos Durma, który po chwili obejmował mnie już w pasie i tulił do siebie - Jest bardzo wcześnie, zaszkodzi to wam - pocałował mnie w szyję.
- Nie mogę - odparłam króciutko odwracając się w jego stronę i wysilając się na leciutki uśmiech
- Zastanawiasz się, czy dobrze zrobiłaś przyjmując te oświadczyny zgadłem? - spojrzał mi w oczy - Sam mogłem pomyśleć, że będzie to dla ciebie trochę trudne - rzekł
- Nie, ciesze się z tego powodu - odparłam
- Wystarczy, że mi powiesz, a zniknę - powiedział - Nie chętnie z bólem w sercu ale zniknę bo chcę abyś była bardzo szczęśliwa, najszczęśliwsza na świecie. I jeśli ja nie mogę dać ci tego szczęścia to chociaż ktoś inny - odgarnął moje włosy z oczu
- Jestem z tobą szczęśliwa - powiedziałam
Chłopak ucałował mnie tylko w głowę i oznajmił, że idzie się odświeżyć. Usiadłam sobie na łóżku i spojrzałam na mój brzuszek.
- I co ja mam zrobić kochanie? - zapytałam i pogłaskałam go.
We dwójkę po godzinie udaliśmy się na śniadanie. Nie mogłam nic przekąsić, ale za namową Durma zjadłam choć jedną kanapkę. Widziałam, że się o mnie martwi. Zależało mu na mnie i dziecku...
Tylko, że gdzieś w środku siebie czułam, że niszczę mu życie. On jest młodym chłopakiem, dużo dziewczyn chciałoby, aby spojrzał na nie. A on marnuje się ze mną. Dziewczyną liczącą już dwadzieścia jeden lat, która jest w ciąży z jego wrogiem. Spacerowaliśmy po słonecznym Dubaju trzymając się za ręce. Kilka razy różni przechodni rozpoznawali Erika i prosili go o zdjęcie. Koło czternastej poszliśmy do małej knajpki na rogu jednej z uliczek. Zamówiłam sobie warzywną sałatkę i jak zawsze wodę niegazowaną.
Akurat, gdy skończyliśmy jeść zadzwonił telefon mojego narzeczonego.
- Przepraszam - powiedział i odszedł na chwilę.
Widziałam przez okno, że był zdenerwowany. Cały roztrzęsiony wrócił do stolika przy którym siedzieliśmy. Miał łzy w oczach...
- Erik co się stało? - zapytałam zmartwiona.
- Moi rodzice z Sally mieli wypadek, rodzice żyją, mają poważne obrażenia, ale wyjdą z tego. Z Sally jest gorzej, jest w stanie krytycznym. Tylko przeszczep może ją uratować. A ja mogę być najszybszym dawcą, lecz to muszą potwierdzić badania - rzekł smutno
- Na co czekasz? - powiedziałam - Chodź wracamy do Dortmundu! - chwyciłam go za rękę.
Wróciliśmy do hotelu taksówką, szybko poszliśmy się pakować. Zasiadłam przed laptopem i sprawdziłam loty. Najbliższy był za dwie godziny. Szybko zabukowałam dwa bilety na nas.
Spojrzałam na niego, był załamany. Podeszłam do niego chwytając go za ręce i mocno się przytuliłam, chciałam by wiedział, że zawsze przy nim będę.
- Będzie dobrze - szepnęłam i złożyłam krótki całus na jego ustach - Chodź, zbierajmy się już...
Erik skinął mi tylko głową i wziął nasze walizki. Oddaliśmy klucz i pojechaliśmy wprost na lotnisko. Odprawa i inne rzeczy zajęły nam krótką chwilę. W samolocie cały czas przytulałam się do niego. Chciałam, by wiedział, że zawsze będę przy nim i nie mam zamiaru odchodzić. Zrozumiałam, że łączy nas coś co łączy mnie również z Marco ~ miłość... Kiedyś wyśmiałabym kogoś, kto stwierdziłby, że idzie kochać dwie osoby w tym samym czasie. Jednak teraz zrozumiałam, że miałby rację. Bo idzie, ale to jest niestety ogromny ból w sercu ... Którą osobę wybrać?...


- * * * -


Tak jak obiecywaliśmy Sarze wraz z Łukaszem poszliśmy na stadion, gdzie Jurgen zwołał wszystkich właśnie dla niej. Mała była dla każdego z chłopakiem jak córka. Mała kochała wszystkich tak samo. Gdy tylko zaparkowaliśmy samochód, mała od razu z niego wyskoczyła i zaczęła biec w stronę wejścia.
- Księżniczko spokojnie! - zaśmiał się Piszczu, który szedł tuż obok mnie
Gdyby nie drzwi, których nie mogła otworzyć to byłaby już na murawie i biegała do każdego. Pociągnąłem mocno za klamkę i poszliśmy dalej. Cały czas śmialiśmy się z małej po nosem. W końcu wyszliśmy na murawę a tam chłopacy. Jak obiecali tak zjawili się dla niej.
- Sarcia! - krzyknął uradowany Bender i pobiegł w jej stronę
- Sven! - przytuliła go mocno, gdy była na jego dłoniach - Tęskniłam wujku - dała mu buziaka w policzek
- Ja też moja zielona żabko - uśmiechnął się
- A za nami? - nie wiem jak im się to udało, ale chłopcy powiedzieli to w tym samym czasie i równocześnie
- Za wami też! - powiedziała przez płacz - Za wujkiem Nurim, za wujkiem Jurgenem, za wujkiem Jonasem, Marcelem, Matsem, Romkiem, Nevenem i resztą! - uśmiechnęła się i zaczęła biegać do każdego by ich uściskać.
- Nasza mała blondyneczka! - Langerak wziął ją na barana.
Uśmiechnąłem się do każdego i sam przystąpiłem do akcji by się z nimi przywitać. Uściskałem każdego po kolei. W końcu przyszedł czas na trenera.
- Jak tam Marco? - zapytał patrząc na mnie
- W klubie nawet, choć tak nie gram tylko czasami - westchnąłem - Gorzej w sprawach sercowych - powiedziałem smutno
- Zobaczył blondasie będzie dobrze - rzekł delikatnie się uśmiechając
- Nic już nie będzie dobrze trenerze - odparłem przecząco kręcąc głową
- Będziecie mieli dziecko, z czasem się ułoży - rzekł
- Wątpię w to - powiedziałem - Teraz Erik mi ją skradł - dodałem
- Erik odpuści, gdy zrozumie, że ona kocha tylko ciebie - spojrzał na mnie - Każdy to wie, że nadal się kochacie i żaden z was nie umie żyć bez siebie - rzekł
Wiedziałem, że ma rację. Tylko, że czy wszystko było prawdą, ja nie umiałem bez niej żyć, ale one beze mnie może tak. Wiem, że Maja nie umiała żyć bez Sary, ale czy beze mnie ?
Miłe popołudnie spędziliśmy z chłopakami, byłem im strasznie wdzięczny, z całego serducha. Sara padła nam już w samochodzie, więc gdy dojechaliśmy pod dom wziąłem ją na ręce i zaniosłem do pokoju. Przykryłem ją kołdrą i ucałowałem w głowę. Stałem tam przez chwilę spoglądając na nią...
Wróciłem na dół, gdzie czekała na nas Emilie z obiadem.
- Siadajcie - powiedziała - I nie chcę słyszeć, że jedliście na mieście - uśmiechnęła się
- Dziękuje - uśmiechnąłem się, gdy postawiła talerz przed moją twarzą.
Po chwili drzwi się otworzyły, spojrzeliśmy wszyscy trzej na siebie. Nie wiedzieliśmy kto to mógł być. Nikt nie poszedł sprawdzić, poczekaliśmy aż ta osoba wejdzie do środka. Wtedy zobaczyłem ją, serce zaczęło mi mocniej bić. Oddech stał się nierówny, a dłonie zaczęły mi się pocić. Momentalnie spojrzałem na jej zaokrąglony brzuch. W środku przepełniała mnie radość...
- Maja co się stało? - zapytał jej brat - Przecież mieliście wrócić za dwa tygodnie - rzekł po chwili
- Rodzice Erika i jego siostra mieli wypadek. Sally jest w stanie krytycznym, jest szansa, że on może być dawcą - powiedział.
- Co muszą jej przeszczepić ? - zapytała Emilie - Boże, przecież to maleńka osóbka - westchnęła smutno
- Nie powiedział mi co - teraz właśnie to zrozumiałam - Sally ma tylko dziesięć lat, mam nadzieję, że ją uratują - powiedziała
- Cześć - odezwałem się w końcu
- Cześć - odparła cichutko, nie wiedząc pewnie jak zareagować na moją obecność. - Gdzie mała? - spytała
- Śpi w twoim pokoju - oznajmiłem
- Pójdę do niej - oznajmiła i pomalutku skierowała się do swojego pokoju...

_____________________________________________________________________

Krótki wiem i przepraszam ;c. Chciałam go dodać, ponieważ jutro nie wiem czy dam radę...
Fizyka i polski wzywają :D
Teraz sprawy zaczną się komplikować i to bardzo... Jak sądzicie dlaczego Erik nie powiedział Majce co muszą przeszczepić jego siostrze hm? :D
Czekam na wasze opinie i przepraszam, za to coś ;*
Do następnego ♥