środa, 12 marca 2014

Rozdział 20 ღ .




Bo wiele rzeczy boli, inspiruje, wkurza.  Życie jest piękne, ale czasem kaleczy jak róża.



Minęły zaledwie trzy dni, a ja czułam się jak wrak człowieka. Moje zasłabnięcie na pogrzebie było spowodowane przemęczeniem. Dziecku nic się nie stało i po dniu spędzonym w szpitalu wypuścili mnie do domu. Nadal nie dopuszczałam do siebie myśli, że jego już tutaj nie ma, że nie będę mogła usłyszeć jego głosu, przytulić się do niego... Z drugiej strony był też Marco, starał się do mnie zbliżać, pomalutku ale się starał. Choć sama nie wiedziałam, czy byłam już na to gotowa. Reus był moją pierwszą poważną miłością, i nadal tak jest, ale boję się kolejny raz mu zaufać. By znów mnie nie zranił. Erik również był dla mnie miłością, nie tak mocną jaką czuję do blondyna. Był troszeczkę mniejszą, ale był. Humor potrafiła mi poprawić tylko moja kochana, maleńka Sarcia. Cały wolny czas spędzałyśmy razem. Pomagała mi i Emilie ugotować obiad, posprzątać w domu. Choć miałam zakaz wykonywania jakiś ciężkich prac domowych przez mojego brata i jego dziewczynę, ale nie potrafiłam siedzieć cały dzień na kanapie i patrzeć jak Brainerówna męczy się z całym bałaganem zostawionym przez Łukasza i kolegów. Tak chłopcy odwiedzali nas teraz częściej ze względu na Sarę jak i Marco. Blondyn również często pomagał nam w pracach domowych za co obie byłyśmy mu strasznie wdzięczne.
- To co dziewczyny, może pucharek małych lodów dla ochłody? - zaproponował Reus przynosząc pełną tacę do salonu
- Jasne! - krzyknęła uradowana Sara
- Dziękuje - powiedziałam gdy podał mi pucharek, i wysiliłam się na mały uśmiech. - Przepraszam was - dodałam po chwili i wyszłam do ogródka.
Gorące lipcowe powietrze otuliło moją twarz, spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że on tam jest... Usiadłam na ogrodowej huśtawce, która wykonana była z drewna a niebieskie poduszki dodawały jej jeszcze większego uroku. Łukasz miał świetny pomysł by postawić ją w cieniu ogromnego drzewa, które stało na naszym ogródku.
- Wszystko gra? - zapytał Marco siadając tuż obok mnie.
- Pewnie - odparłam biorąc kolejną łyżkę moich ukochanych wiśniowych lodów do buzi
- Widzę, że coś nie daje ci spokoju - spojrzał na mnie
- Nie po prostu nie potrafię dopuścić myśli, że jego tu już nie ma przy mnie - odparłam smutno nerwowo bawiąc się pierścionkiem, którego dostałam od niego.
- To od niego? - zapytał
- Oświadczył mi się dzień przed tym, jak wróciliśmy do Dortmundu. Powiedział, że jeśli kiedykolwiek będę chciała od niego odejść będę mogła. Chciał abym była szczęśliwa, bo wtedy on też by był. Powiedział, że to jest znak jego miłości. Nie mam zamiaru go nigdy ściągać. - westchnęłam roniąc przy tym jedną łzę.
- Będzie dobrze - szepnął przytulając mnie do siebie i całując w głowę. - Chodź do domu, przyjdziemy tutaj później co? - zaproponował.
Skinęłam mu na potwierdzenie głową i ruszyłam przed nim do środka. Poszłam do sypialni, i położyłam się do łóżka. Emilie powiedziała, że ten stres, zmartwienia i nieprzespane noce były trochę szkodliwe dla dziecka więc postanowiłam odpocząć choć dla mnie to tak czy tak strasznie dużo odpoczywałam. Przez te pięć i prawie pół miesiąca starałam się odżywiać jak najlepiej, nie przemęczać się. Po prostu starałam się żyć zdrowo. Zasnęłam momentalnie. Obudziłam się po dwóch godzinach. Chciałam się odświeżyć, więc podeszłam do szafy w celu wyciągnięcia świeżych ubrań.
- Auuu! - jęknęłam się za brzuch, jednocześnie uśmiechając się sama do siebie
- Boże Majka co się stało? - Marco wpadł do mojego pokoju jak poparzony.
- Maluszek daje mamie o sobie znać - uśmiechnęłam się - Kopnął - dodałam widząc zdezorientowaną minę Reusa
- M... mogę? - zapytał niepewnie
- Mhm - mruknęłam podnosząc kawałek bluzki ku górze, by blondyn mógł położyć dłoń - Czujesz? - spytałam
Nic mi nie odpowiedział, tylko przytulił mnie mocno, jego oczy się zaszkliły. A ja poczułam to ciepło, które zawsze biło z jego ciała. Tak bardzo za nim tęskniłam... Nie chciałam go puszczać, on chyba mnie również. Staliśmy tak ponad pięć minut. Nadal miałam mętlik w głowie, naprawdę nie potrafiłam mu ponownie zaufać. On za kilka dni wyjeżdża i wróci dopiero za pół roku. Bo wtedy kończy się mu wypożyczenie. Odsunęłam się od niego i szepcząc ciche przepraszam podreptałam do łazienki. Zapach lawendy unosił się w powietrzu razem z parą. Weszłam do wanny i starałam się odprężyć jak najlepiej potrafiłam. Nie chciałam myśleć teraz o wszystkim... Nie byłam człowiekiem, który żyje chwilą...


- * * * -


Byłem szczęśliwy mogąc poczuć, jak mój własny syn kopnął. Wspaniałe uczucie, wiedzieć że tam w środku jest cząstka ciebie, która z dnia na dzień rozwija się coraz bardziej i niedługo przyjdzie na świat. Nigdy tego nie przeżyłem, Sarę poznałem dopiero gdy miała cztery latka. Wcześniej w ogóle jej nie znałem. Moja była nigdy nie powiedziała mi o ciąży i o tym, że ma dziecko. Zszedłem na dół i zrobiłem dziewczyną kolację. Ledwo co skończyłem, a Sara zaczęła już zajadać się kanapkami.
- Pyszne tatusiu - pochwaliła mnie, na co zrobiło mi się miło.
- Dziękuje kochanie - ucałowałem ją w głowę - Jedz, ja pójdę zawołać Majkę - oznajmiłem.
Wszedłem na górę i delikatnie zapukałem do drzwi, po krótkim "proszę" wszedłem do środka.
- Zrobiłem kolację - powiedziałem - Pewnie jesteś głodna, chodź - uśmiechnąłem się do niej.
Odwzajemniła mój gest, przepuściłem ją w drzwiach i ruszyliśmy na dół. Sara już skończyła i latała z buzią usmarowaną nutellą.
- Łukasz jak zawsze zapomniał jej schować - rzekła uśmiechając się od ucha do ucha na widok małej.
Po raz pierwszy od pogrzebu Erika na jej twarz wkradł się prawdziwy uśmiech. W głębi duszy bardzo ucieszyłem się z tego powodu.
- Sara chodź tutaj! - jęknąłem gdy biegałem za nią po całym domu by wytrzeć jej twarz
- Nie, nie, nie, nie! - śmiała się ze mnie.
- Mam cię żabo! - w końcu udało mi się ją złapać i wyczyścić całą zawartość czekolady znajdującej się na jej buźce. Wieczorem, gdy mała rozrabiaka już zasnęła, zaniosłem ją do pokoju i poszedłem do Majki, która
znów siedziała w ogródku, otulona kocem z kubkiem herbaty w dłoni i spoglądała w gwiazdy.
- Maja - zacząłem, a gdy ta spojrzała na mnie kontynuowałem - Nie chciałem wyjeżdżać, byłem debilem. Chciałbym cię przeprosić za wszystko, za każdą krzywdę, którą ci wyrządziłem, za to, że musiałaś przeze mnie cierpieć - dodałem - Kocham cię Maja i to się nie zmieni, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nosisz mojego syna pod piersią, że to ty będziesz jego mamą. Bo jesteś wspaniałą kobietą, najwspanialszą na świecie, najpiękniejszą, najukochańszą. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jesteś moim tlenem, bez którego nie potrafię oddychać. Nie chciałem tego, ale nie miałem wyjścia. - powiedziałem
- Marco, ja wszystko wiem, że to nie twoja wina. Klub nie miał innego wyboru, musieli cię wypożyczyć - odparła
- Ale ja mogłem się ciebie zapytać, czy wyjedziesz ze mną - spojrzałem na nią - I teraz chcę właśnie to zrobić. Maja zrozum jesteś całym moim życiem, chcę cię mieć przy sobie codziennie. Wyjedź ze mną proszę. Nie teraz, przeprowadzisz się do mnie kiedy wrócę z obozu przygotowawczego. Proszę cię - spojrzałem w jej niebieskie oczka, które w świetle księżyca świeciły się niczym małe żaróweczki
- Nie wiem Marco, chciałabym ale nie chcę zostawiać Łukasza samego - odpowiedziała
- Emilie powiedziała, że ona Łukaszem się zajmie. - rzekłem
- Ona kazała ci mnie odzyskać? - spytała
- Sam chcę cię odzyskać, oni jak to powiedział Łukasz chcą mi pomóc - uśmiechnąłem się.
Blondynka nic już mi nie odpowiedziała, wtuliła się w moje ciało jednocześnie przykrywając mnie kocem, bym nie zmarzł. Uśmiechnąłem się pod nosem i chwyciłem jej dłoń. Tęskniłem za jej obecnością. Pragnąłem jej tak cholernie mocno, że nie dało się opisać. Spojrzałem w górę, gdzie znajdowało się okno od sypialni Piszczunia. Ujrzałem tam uśmiechniętego piłkarza, który obejmuje również radosną Emilie. Oboje ukazali mi kciuk ku górze na co posłałem im delikatny uśmiech.
By nie wyjść na wścibskich, zniknęli z mojego punktu widzenia. Ucałowałem ją czule w głowę i przytuliłem ją do siebie.
- Kocham cię najbardziej na świecie - szepnąłem.
Zrozumiałem, że powiedziałem to chyba sam do siebie, ponieważ Maja zasnęła. Wziąłem ją delikatnie i ostrożnie na ręce. Zaniosłem na górę do pokoju i ucałowałem w czoło.
- Kolorowych snów kochanie - powiedziałem cicho i zniknąłem za drzwiami pokoju..

__________________________________________________________________________

Nie wiem jak wyszedł, ale kurde musiałam znów pisać na szybko bo mało czasu.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;*

8 komentarzy:

  1. Cudo *.* Nie ma.ci co wybaczac bo rozdział jest cudny, świetny
    Uwielbiam tą dwójkę ;* Majka musi jechać z Marco i koniec ;* Teraz muszą być razem ;3 Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny :3
    Myślę ze Majka się zgodzi i pojedzie z Marco :)
    Oni muszą być razem <3
    i Sarcia w nutelli to musiało słodko wyglądać C:
    Czekam na kolejny :D
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  3. jaki kochany..:**
    po prostu meeeeega..
    czekam na kolejny..

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamuniu, słodko ♡ Awww ♡
    Nutella, hahah ♡
    Teraz Majcia musi zamieszkac z Marco i wszystko będzie wspaniale ♡
    Czekam na 21 rozdział i pozdrawiam cieplutkooo ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, jak słodko!<3 Awwwwwh *-* Maja i Marco. Ehh, kurczę, a ja uparcie byłam za nią i Erikiem, no ale cóż, los trochę pokomplikował sprawy, niestety.
    Czekam na nowe! :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. O jak słodko, przepraszam że nie skomentowałam poprzedniego, ponieważ nie mogłam się ogarnąć, płakałam...
    No dobra wszystko pięknie ładnie ona się zgodziła bo nie zrozumiałam...
    Scena z kapnięciem dziecka i Marco była słodka ...
    Pozdrawiam i całuję
    Weroooo...

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo samo w sobie !
    Szkoda mi Majki , widać jak przezżywa śmierć Erika , ale jest Marco ! No i znów są razrm - cudownie ! :D
    Czekam n :3
    Zapraszam również do siebie ^^
    Buziaaki :***

    OdpowiedzUsuń
  8. rozdział cudowny
    Szkoda mi bardzo Majki , przeżywa śmierć Erika.
    Jednak mnie cieszy że znowu bede razem .
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń